Drift Missile – treningowe samochody do driftu

757

Wiele lat temu, gdy nie znałem jeszcze driftingu i bacznie śledziłem rajdowe poczynania na arenie międzynarodowej i krajowej, zawsze lubiłem oglądać testy różnych kierowców, gdzie jeździli „treningówkami” – zwykle białymi, bez żadnego oklejenia. Lubiłem to, że nie miały wielkich naklejek, często były nieco zmęczone i poobijane, widać było na nich ślady walki. Tak samo zawsze podobała mi się wola walki kierowców, którzy po dachowaniu nadal jechali w rajdzie, by dotrzeć do mety OESu za wszelką cenę – chyba każdy pamięta Colina McRae w Focusie WRC, gdy po dachowaniu samochód nadal był sprawny, ale ze złożonym dachem w tylnej części – mimo to, ukończył rajd.

 

935976_675579712461637_1423208044_n

Później, gdy wciągnąłem się w temat driftingu podobały mi się samochody z D1GP – najbardziej znanej i elitarnej ligi na świecie, wprost z Japonii. Były mocno zmodyfikowane, ale nie było w nich tej „wioski” znanej z serii „Szybcy i Wściekli” – w sezonach do 2006 roku, a takich relacji oglądałem najwięcej – nie sposób było trafić samochód, który by mnie odpychał wyglądem. Ale to dlatego, że każdy był przed zawodami naprawiany, laminatowe zderzaki, poszerzenia i spoilery były wymieniane na nowe, jeśli zostały pokiereszowane wcześniej. Wszak musi być widać profesjonalizm wśród zespołów i kierowców. Zastanawiałem się jednak, jak mogą sobie pozwolić na taką agresywną jazdę w poślizgu drzwi w drzwi, jak mogli się tego nauczyć i ile to musiało kosztować. Amatorzy zawsze jeździli różnokolorowymi samochodami (nie malowali wymienianych elementów, bo budżet ich nie „puszczał”) lub poobijanymi, bo w przypadku, gdy mamy ograniczoną ilość pieniędzy i mamy do wyboru ulepszenie techniczne lub wygląd, zwykle zdecydujemy się na lepsze zawieszenie lub wzmocnienie silnika. W zasadzie takie samochody mimo, że poobijane i przerabiane w garażowym stylu, były równie klimatyczne co profesjonalne driftcary w D1GP.

strefa marta1

Dopiero po kilku latach, gdy siedziałem w temacie driftingu bardziej – dowiedziałem się o treningówkach profesjonalistów. Drift Missile na zdjęciach które zobaczyłem po raz pierwszy- były niejednokrotnie mocno poobijane, miały tył złożony w trójkąt (mocno obity z obu stron, tak, że formował się w szpic) i brak przedniego poszycia (maski, błotników, świateł, zderzaka) – dziwiło mnie to, ale po obejrzeniu filmów na których driftują wszystko stało się dla mnie jasne – to samochody do nauki nowych „sztuczek”, do nauki dojeżdżania na centymetry do samochodu z przodu w poślizgu, do jazdy non stop na limicie, na 110% możliwości, bez obaw o rozbicie się – wszak samochody były już rozbite i to nie jeden raz. Trzeba tutaj rozgraniczyć samochody do driftu, które są poobijane, czy w gorszym stanie, ale jednak po lekkiej naprawie wciąż mogą jeździć, od samochodów do typowej rozwałki, które nie są zarejestrowane, są naprawione „na szybko” na torze – by dalej jeździć i trenować i nie próbują być odbudowywane, bo z nich już „nie ma co zbierać”.
Sam osobiście bardzo chciałbym mieć ładnego driftcara, ale ilekroć jestem na torze to zapominam o wszystkim i staram się zostawić ślady przednich opon na drzwiach samochodu przede mną i latam na 110% możliwości swoich i samochodu – i staram się uczyć nowych rzeczy. Można powiedzieć, że osoby, które jeżdżą dla przyjemności i nie startują w zawodach driftingowych w większości mają albo poobijane samochody, ale z klimatycznymi dodatkami, lakierem i naklejkami, na ładnych felgach, albo bardzo poobijane „rakiety” do ostrej jazdy w parach i blisko ścian. Ci bogatsi mogą pozwolić sobie na śliczne „cukierki” którymi driftują i na bieżąco naprawiają, ale często oprócz nich w ich garażu stoi jeszcze missile który służy do „wyżycia się” i nauki.
Fenomen drift missile można zrozumieć tylko wtedy, gdy samemu się go doświadczy i poczuje się tą „wolność” i brak wszelkich barier w jeździe.. no może oprócz tych na torze, z którymi często można się spotkać wypadając z niego tyłem.

Tak wygląda drifting missile’ami w Japonii:

Tak wygląda drifting missile’ami w USA:

U nas nie ma jeszcze tak dużych treningów na których pełno byłoby maszyn zrobionych tanio do treningu i przekraczania swoich limitów, ale staramy się organizować właśnie takie mniejsze, przyjemne, kameralne trackday’e na których wszyscy mają się dobrze bawić. Oczywiście, nie wszystkie samochody to missile, są też po prostu driftcary, które mają też cieszyć oko. W przyszłym sezonie będzie też kilka takich, które będą naprawdę śliczne. Film z tego sezonu:

Pończak | RallyAndRace.pl

fot.
7tune.com
Marta Walla
Paweł Rączka