Jak to się rozwinęło u Dominiki – wystarczy chcieć.

Bardzo trudno jest pisać o sobie samym tak aby nie zabrzmiało to zbyt próżnie. Przygotowując się do tego felietonu musiałam sobie zrobić przegląd tego co wydarzyło się w ciągu ostatnich 5 lat. Tego kim byłam wtedy, a kim jestem teraz.

Wiecie już jaki był początek, że to była raczej zabawa w fotografię motoryzacyjną połączona z kibicowaniem znajomym. Z każdym kolejnym wydarzeniem w którym brałam udział stawałam się coraz pewniejszą i świadomą swoich umiejętności kobietą. A pamiętajmy, że ten sport jednak w ogromnej większości kojarzy się z mężczyznami.

Gdy jako świeżak chodziłam między rajdówkami po parku serwisowym szukając fajnych ujęć towarzyszył mi stres, czy mogę tak po prostu robić ludziom zdjęcia itd. czy stoję w odpowiednim miejscu i nikt mnie nie przegoni, czy jestem bezpieczna jako obserwator. Uczyłam się tego schematu od czego zaczyna się rajd, określeń, przepisów, czytałam regulaminy każdej imprezy. Chciałam poznać ten świat motorsportu z każdej strony. Zawsze staram się dobrze przygotować. Po dziś dzień zawsze się stresuję, czy dostanę akredytację jak wysyłam maila z wnioskiem do automobilklubów, mimo że nigdy mi nie odmówiono.

Kobiet na takich listach jest niewiele, bywa że jestem jedyna. Pamiętam jak szukałam swoich miejsc do zdjęć podczas zawodów np. w Bytomiu ( Szombierki Rally Cup ), Tychach ( na torze Fiata ), Kaczycach ( gdzie na terenie pokopalnianym odbywały się naprawdę świetne imprezy, często łączone z odcinkami drogowymi ) czy chociażby w Tarnowie ( gdzie na torze Motodrom młodzi kierowcy mogli mierzyć się podczas cyklu imprez Junior Cup Rally and Race ).

Wraz z powstawaniem innych imprez motoryzacyjnych jak np. SJSy mogłam przenieść się z torów, czy placów na odcinki drogowe. Każda kolejna akredytacja medialna, każde kolejne spotkanie ze znajomymi, z osobami z automobilklubów, kibicami utwierdzało mnie w tym, że chce być w sercu każdej imprezy, aby móc wyciągnąć jak najwięcej wrażeń i wspomnień. Kiedy moje zdjęcia zaczęły zdobywać coraz większe zainteresowanie powstał pomysł na fanpage, gdzie oprócz fotorelacji umieszczałam krótkie opisy tego, co się działo w trakcie rywalizacji. I tak – Dominika Wójcik MotoWorld ma już ponad 900 polubień, a galerie wyświetlają się w tysiącach.

Myślę, że jak na kobietę to całkiem nieźle sobie radzę w tym męskim środowisku. Będąc od bladego świtu po późną noc na imprezach mam pełen obraz tego jak się zawody rozkręcają, jak rośnie stres połączony z adrenaliną u zawodników. Gdyby nie te spotkania podczas wspólnej drogi na zawody, podczas odbiorów administracyjnych i technicznych, całodziennego stania na odcinku, odpraw czy wieczornych rozmów po zapoznaniu to ten sport nie miałby dla mnie takiego znaczenia. To ludzie budują atmosferę, oprócz rywalizacji są naprawdę szczere przyjaźnie. Z biegiem lat Ci, którzy byli tylko znajomymi widzianymi kilka razy w roku, stali się moimi przyjaciółmi. Każde zawody mają swoje wyjątkowe wspomnienia. Czasem zabawne choć i te przykre oczywiście też się zdarzają.

Zeszłoroczny Rajd Wisły, czy Barbórka Cieszyńska to były rajdy o których zawsze marzyłam. I w zeszłym roku w końcu udało mi się je zaliczyć parę imprez zarówno jako media jak i kibic swoich znajomych drużyn. W 6. Rajdzie Ziemi Bocheńskiej brał udział mój mąż pilotując kuzyna. Jeszcze rok wcześniej byliśmy tylko kibicami grillującymi na odcinku i marzącymi by jechać po swoich okolicach. Następnie miało miejsce spotkanie w radiu Kraków z prowadzącymi Radiostradę ( panem Koczybą i Handwerkerem ), gdzie mogłam razem z moją ekipą Centospamers opowiadać dlaczego akurat wybieramy Fiaty CC i skąd w ogóle rajdy, co ja tam robię jako kobieta.

Przyszedł też czas na plakaty zapowiadające kolejne rajdowe wydarzenia opatrzone moimi zdjęciami, czy na puchar za obsługę medialną ( którego totalnie się nie spodziewałam ). Pamiętam również swój pierwszy poważny wypadek widziany na rajdzie ( podczas 6-go Rajdu Zamkowego załoga Wrocławski/Dobrowolski zaliczyła rolkę w swoim Clio ).

Wyjątkowym wspomnieniem jest dla mnie 52. Rajd Dolnośląski, gdzie pierwszy raz mogłam być przy serwisie jednego z licencjonowanych zawodników ( Mariusz Sikora startował swoim Citroenem C2R2Max ). A too tylko kilka wspomnień, które sprawiają, że wiem iż to co robię ma sens. Spełniam się w fotografii i nie wyobrażam sobie, abym miała robić coś innego w życiu. Jestem tą szczęściarą, że moja pasja to moja praca. Wiem, że nie wszystkim wydaję się to normalne, aby lubić stanie z aparatem w 30 stopniowym upale, lub mrozie gdzieś na trasie, no ale moi drodzy… każdy ma swojego bzika i mój jest taki jaki jest. Kończąc ten felieton powiem tylko tyle, że tak jak i całe środowisko motoryzacyjne, tak i ja nie mogę się doczekać, kiedy znów będę mogła zabrać plecak, wygodne buty i ruszyć w teren szukając fajnych miejsc na zdjęcia. Ten sezon jest inny, wyjątkowy, ale miejmy nadzieję, że spotkamy się prędzej, czy później.

Artykuł opatrzony archiwalnymi fotografiami.

Tekst i zdjęcia: Dominika Wójcik