„Jest ryzyko, jest zabawa… albo piargi, albo sława!” Czyli Isle of MAN Tourist Trophy.

Tym razem coś z totalnie innej beczki… Owszem… są to wyścigi, ale nie takie zwykłe, lecz legendarne motocyklowe show na wyspie MAN. Jest to jedna z ostatnich świątyń wyścigów, w których kierujący maszynami są niczym mityczni herosi, stawiający na szali swe życie za każdym razem, gdy mkną przez pola i miasteczka z prędkościami oscylującymi w granicach 300km/h. Tutaj Grande Cohonez to za mało… tutaj trzeba mieć „Iron Balls”! Tutaj nie ma klatki bezpieczeństwa, czy monokoku z włókna węglowego. Są dwa koła, silnik między nogami i kierowca, który co prawda posiada kask i kombinezon z najwyższej półki, ale tylko tyle. Dla kibiców… niebywałe emocje, dla zawodników… niesamowita adrenalina.

Te zawody idealnie opisuje jedno krótkie zdanie: „Jest ryzyko, jest zabawa, albo piargi, albo sława!”

Zresztą sami zobaczcie:

Tekst: Krzysztof Kłoszewski