PIERWSZE KOTY ZA PŁOTY – ZAGRANICZNY DEBIUT ZAŁÓG UTV ŁÓDZKIEGO KLUBU OFFROADOWEGO

Po udanym sezonie w rozgrywkach Rajdowego Pucharu Polski Samochodów Terenowych, 3 załogi UTV Łódzkiego Klubu Offroadowego postanowiły spróbować swoich sił za granicą. Okazją do zagranicznego debiutu był rozgrywany w dniach 9-11 listopada na Węgrzech „Raid of the Champions”. Ten rajd z bazą w znanej z toru rallycrossowego miejscowości Nyirad oferował zawodnikom trasę z ponad 305km oesowymi i urokliwymi, zróżnicowanymi terenami węgierskiej puszty. To wyzwanie podjęły 3 załogi ŁKO – Dariusz Szor i Andrzej Wieczorek, Cezary Woch i Przemysław Lipiński oraz Tomasz Wojtyra i Michał Pielużek. Wyniki, jakie osiągnęli, nie były może wymarzone, ale… pierwsze koty za płoty. Ten zagraniczny debiut przyniósł zawodnikom masę nowych doświadczeń i dobrej zabawy na koniec rajdowego roku.

„Raid of the Champions” rozgrywany był przez 3 dni. W piątek odbywały się odbiory administracyjne i badania kontrolne pojazdów, zaś po południu zawodnicy trzykrotnie pokonywali 6-kilometrowy oes z ciekawą końcówką na torze rallycrossowym w Nyirad. Sobota była najdłuższym dniem rajdu – na ten dzień organizatorzy przygotowali dwukrotnie pokonywany oes o długości 53,46km oraz również dwa razy przejeżdżany odcinek liczący 35,83km. W niedzielę w rajdowym menu były 3 przejazdy oesu o długości 36,04km. Z tą trasą zmierzyło się 11 pojazdów UTV w kategorii SBS, dodatkowe 4 startowały w kategorii „UP!”, przeznaczonej dla rajdowych „świeżaków”. W kategorii SBS, w której startowali zawodnicy ŁKO, do mety dotarło 7 pojazdów. Niestety wśród tych załóg, które nie mogły się cieszyć z mety, znaleźli się Tomasz Wojtyra i Michał Pielużek. Rajd rozpoczęli całkiem nieźle, bo po 3 piątkowych oesach plasowali się na 5 miejscu. W sobotę na pierwszym z czterech oesów mieli bardzo dobre tempo, ale na 3km przed metą odcinka zaliczyli dachowanie. Sprzęt, poza urwaną półosią i pękniętą szybą, nie doznał poważniejszych obrażeń i dowiózł załogę do mety oesu z 8. czasem. Gorzej było z kierowcą – Tomasz Wojtyra doznał urazu łokcia, a dokuczliwy ból uniemożliwił mu wystartowanie do kolejnych oesów i załoga musiała wycofać się z rajdu. Zdecydowanie zabrakło na rajdzie „etatowego” medyka ŁKO, Piotra Cieślika, który zapewne przywróciłby ręce Tomasza sprawność, a wspierany przez najlepszego pilota, Michała Pielużek, kierowca mógłby kontynuować rajd. No ale takie są rajdy – nie zawsze wszystko się układa po myśli zawodników…

Michał Pielużek: – Dla nas jako klubu rajd zakończył się bardzo pechowo, ponieważ my z Tomkiem mieliśmy rolkę, Tomek doznał kontuzji ręki, musieliśmy się wycofać z rajdu. Ale najważniejsze jest to, że w kategorii SBS nie wygrała żadna lokalna załoga, tylko nasi koledzy z kraju – Kamena Rally Team, Tomek i Darek, z czego się bardzo cieszymy. W przyszłym roku nawet ich pokonamy!

Również lepszy początek niż koniec rajdu miała załoga Cezary Woch / Przemysław Lipiński, która rozpoczęła zmagania od wysokiego 4 miejsca, jakie zajmowała po piątkowych oesach. W sobotę pojawiły się przygody na trasie, wśród których najbardziej nietypową była „ucieczka” kluczyka ze stacyjki po jednej z hopek, skutkująca stratą czasową wynikającą z konieczności poszukiwania „dezertera”. Mimo to najdłuższy i najtrudniejszy dzień zakończyła metą i niezłym 6 miejscem. W niedzielę też nie było lekko i też pojawiły się drobne przygody, niemniej Cezaremu Wochowi i Przemysławowi Lipińskiemu udało się „rzutem na taśmę” awansować na 5. pozycję w rajdzie. Apetyty i ambicje panowie mieli na podium, ale cóż, pierwsze koty za płoty.

Cezary Woch: – My dobrze zaczęliśmy prologiem, było bardzo przyjemnie. Potem same kłopoty, też bardzo duży pech. 5 miejsce – słabo… Ogólnie bardzo fajny rajd – super nawierzchnia, fajne, szybkie trasy, bardzo ciekawa topografia rajdowa, od bardzo trudnych, technicznych odcinków, z wielkimi dziurami, gdzie się przelatywało z dużą prędkością, po super gładkie, idealne szutrowe, gdzie można było zamykać licznik. Bardzo nam przeszkadzała mgła w sobotę – cały dzień jechaliśmy we mgle. My nie znaliśmy tej trasy, Węgrzy znali, więc nam dokładali straszliwie, bo jechali na pamięć, a widoczność była na 20 metrów. Plan był na 3 biało-czerwone na pudle, ale nie wyszło. Ale będziemy się odgrywać w przyszłym roku, wyjedziemy z pucharami.

Najmniej przygód na trasie mieli Dariusz Szor i Andrzej Wieczorek, co także wiązało się z najwyższą lokatą wśród załóg ŁKO. W ich przypadku sytuacja była odwrotna niż u dwóch pozostałych załóg – oni rozpoczęli rajd dość spokojnie, niejako badając teren. Piątkowe zmagania zakończyli na 6. pozycji. W sobotę tempo załogi Szor / Wieczorek rosło z oesu na oes – zaczęli od 6. czasu na SS4, przez 4. na SS5, po 3 miejsce zajęte na obu pozostałych oesach. Tego dnia jedyną ich przygodą była dziurka w szybie spowodowana kamieniem lecącym spod kół wolniejszego od nich węgierskiego zawodnika. Na koniec dnia Dariusz i Andrzej plasowali się na 4 miejscu z jedynie 42-sekundową stratą do podium. Tę stratę z nawiązką odrobili już na pierwszym niedzielnym oesie, wygranym przez tę załogę, po którym to oni widnieli na 3 miejscu w kategorii SBS. Wystarczyło tylko ten wynik „przewieźć” przez kolejne 72km oesowe. Niestety uniemożliwiła im to najbardziej standardowa awaria pojazdów UTV, czyli urwany pasek, co przydarzyło im się na przedostatnim oesie. Panowie powrócili na 4 miejsce i nawet wygrana na ostatnim oesie w rajdzie nie pozwoliła im powrócić na podium. Ale pierwsze koty za płoty – widać, że potencjał jest.

Dariusz Szor: – Szło całkiem nieźle. Końcówka nie wypaliła – pękł nam pasek, przez co straciliśmy pewne trzecie miejsce, a być może nawet drugie. No, pech… Miały być 3 pudła, Polacy mieli złoić skórę Węgrom… Ale odegramy się w przyszłym roku! Miejmy nadzieję, że nie będzie awarii.

Węgierski „Raid of the Champions” był pierwszym, ale na pewno nie ostatnim zagranicznym rajdem z udziałem załóg UTV Łódzkiego Klubu Offroadowego. Teraz panowie skorzystają z zimowej przerwy w rajdach, aby przygotować się do przyszłego sezony, w którym oczywiście rywalizować będą zarówno w krajowych, jak i zagranicznych rozgrywkach. Już myślą też o powrocie na Węgry i ponownym starciu w „Raid of the Champions”. Pierwsze koty za płoty – jeszcze pokażą, kto tu jest prawdziwym czempionem!

inf.pras.