Rajdowe małżeństwa zdają egzamin

W samochodzie rajdowym jest trochę jak w małżeństwie. Liczy się zaufanie, zrozumienie i współpraca” – mówi Michał Małuszyński, który wspólnie z żoną Julitą startuje w rajdach terenowych. Czy rajdowe małżeństwa to dobry przepis na sukces w sporcie motorowym i czerpanie radości ze wspólnej pasji?

Są razem w życiu, w pracy, a także w samochodzie rajdowym. Mówią, że się doskonale rozumieją i wspierają we wszystkim, co robią. Trzy rajdowe małżeństwa opowiedziały o ich wspólnym zamiłowaniu do motorsportu.

KIEDY WCHODZIMY DO RAJDÓWKI, TO TROCHĘ TAK JAKBYŚMY PRZENOSILI SIĘ DO INNEGO ŚWIATA

Julita i Michał Małuszyńscy, pomimo krótkiego wspólnego stażu w rajdach terenowych, mają już na swoim koncie sukcesy krajowe i międzynarodowe, w tym 3. miejsce na podium rundy Pucharu Świata FIA – Wysoka Grzęda Baja Poland 2020. 

Od początku chcieliście jeździć razem? 

Michał Małuszyński: Wspólnie dzielimy pasję do motorsportu i oboje uwielbiamy jeździć samochodami, ale początkowo nie planowaliśmy takiego rozwoju sytuacji. Kiedy zapadła decyzja o tym, że Julita będzie jeździć Toyotą Land Cruiser 200 w grupie T2, rozpoczęły się poszukiwania pilota dla niej.

Julita Małuszyńska: Nie mieliśmy konkretnego planu na starty, to były w zasadzie moje początki i wszystko rodziło się trochę spontanicznie. Michał trochę naturalnie wsiadł na prawy fotel i wielkie podziękowania dla niego za to, że zdecydował się ze mną jeździć.

Jak w takim razie wyglądały Wasze wspólne początki w samochodzie rajdowym?

Julita Małuszyńska: Oboje mamy temperamentne charaktery i prawdę mówiąc, jak wsiedliśmy pierwszy raz do rajdówki, to wszyscy się obawiali, że szybko zarzucimy wspólne starty i każde z nas pójdzie w swoją stronę. Okazało się jednak, że obecność Michała miała bardzo dobry wpływ na mnie i na atmosferę w trakcie rajdu, a różnice tonowały nas wzajemnie w rajdówce.

Michał Małuszyński: Każdemu się wydaje, że małżeństwo w rajdówce jest sielankowe, pilot dyktuje w prawo, a kierowca skręca w prawo itd. Tymczasem my mamy bardzo dynamiczną współpracę i atmosferę. W samochodzie rajdowym jest trochę jak w małżeństwie. Liczy się zaufanie, zrozumienie i współpraca, a my jako małżeństwo świetnie się dogadujemy i zgrywamy na co dzień i jak się okazuje, także na rajdzie.

Co jest kluczem do waszej dobrej współpracy na rajdzie?

Michał Małuszyński: Kiedy wchodzimy do rajdówki, to trochę tak jakbyśmy przenosili się do innego świata. Zostawiamy za sobą życie codzienne i skupiamy się na tym, co mamy do wykonania. W samochodzie rajdowym musi być pewien poziom emocji i dynamiki. Julka nie może być cały czas grzeczną dziewczynką i musi w pewnym sensie dyscyplinować mnie w utrzymywaniu odpowiedniego tempa. Znakomicie to robi, wprowadzając odpowiednią atmosferę.

Julita Małuszyńska: Można powiedzieć, że w trakcie rajdu staram się wyjść z roli żony, a wejść w rolę pilota. Nie zawsze jest cukierkowo i pojawiają się między nami spięcia, ale musimy wtedy zachować odpowiedni poziom emocji. Oboje mamy doświadczenie zarówno jako kierowca, jak i pilot, więc łatwiej jest nam się zrozumieć i być wyrozumiałymi dla siebie.

Początkowo Julita była kierowcą, a Michał pilotem, ale się zamieniliście. Jak wyglądał podział ról między Wami?

Michał Małuszyński: Pierwszym wspólnym startem dla nas była Baja Poland. To bardzo wymagający rajd i od razu postawiliśmy sobie bardzo wysoko poprzeczkę, a dodatkowo start jako pilot był dla mnie czymś zupełnie nowym. Okazało się jednak, że dobrze się  dogadujemy, a razem jechało nam się świetnie. Postanowiliśmy więc kontynuować nasze wspólne starty.

Julita Małuszyńska: Po kilku startach doszliśmy do wniosku, że chcemy spróbować szybszej jazdy i przesiedliśmy się do Toyoty Hilux w topowej grupie T1. Stwierdziłam, że lepiej by Michał został kierowcą, a ja pilotem. Auto T1 wymaga dużo więcej niż T2, a ja czułam, że nie mam jeszcze odpowiedniego doświadczenia. Obawiałam się, czy odnajdę się w roli pilota, ale obecnie w bardzo szybkim aucie grupy T1, jakim jest Mini, pasuje mi ten układ.

Próbowaliście już jazdy z innymi kierowcami i pilotami, ale pozostajecie cały czas wierni sobie. Czy tak  już zostanie?

Michał Małuszyński: Na treningach jeździmy z innymi pilotami i kierowcami, by ciągle się rozwijać i uczyć, jednak jazda z Julką daje mi największą satysfakcję. Kiedy siedzi na prawym fotelu, to czuję się zdecydowanie pewniej. Oczywiście biorę pod uwagę, że nie zawsze będzie to możliwe i wiem, że Julka tak samo, jak ja uwielbia  jazdę samochodem.

Julita Małuszyńska: Nie jest powiedziane, że zawsze będziemy jeździć w takim układzie. W szczególności w przypadku startów w długich pustynnych rajdach, w których potrzebne jest spore doświadczenie w nawigacji. Namawiam Michała, by pojechał rajd z kimś innym, bo to zawsze pomaga w dostrzeżeniu rzeczy w naszej jeździe, których sami często nie zauważamy, nawet na treningach.

Macie zamiar zamienić się jeszcze raz w roli kierowcy i pilota?

Michał Małuszyński: Na najbliższych treningach Julka ponownie wsiądzie za kierownicę, jednego z naszych aut i będziemy wspólnie trenować zarówno na lewym, jak i prawym fotelu.

Julita Małuszyńska: Nie mówiłam tego jeszcze Michałowi, ale ponownie chciałabym wystartować w grupie T2 jako kierowca. Konkretnych planów jeszcze nie mam, ale mam nadzieję, że Michał to zaakceptuje i mnie nie zabije (śmiech).

Czy współpraca z rajdówki przekłada się na Wasze codzienne życie?

Julita Małuszyńska: Naturalnie przekłada się to na nasze codzienne życie. Jeżeli mamy sukces i zadowolenie w swojej pasji, to wiadomo, że ten dobry nastrój nas nie opuszcza i długi czas jesteśmy na fali dobrej energii.

Michał Małuszyński: Oczywiście są też momenty, kiedy nie osiągamy dobrego wyniku, ale staramy się wtedy odciąć negatywne emocje z tym związane. Niepowodzenie w rajdzie nie powoduje u nas kłótni czy nieporozumień.

Zdradzicie, jak wyglądają Wasze dalsze plany?

Michał Małuszyński: Ten sezon w zasadzie jest już za nami. Nasza dobra jazda w Wysoka Grzęda Baja Poland i Wysoka Grzęda Baja Drawsko Pomorskie zaowocowały trzecim miejscem w grupie T1 na koniec sezonu. Do końca tego roku chcemy trenować i skupić się na podtrzymaniu tej dobrej formy, którą teraz mamy.

Julita Małuszyńska: Celem na przyszły rok są starty w całym sezonie Pucharu Świata FIA w Rajdach Terenowych Baja. Mamy świadomość, że w tych rajdach będziemy się ścigać z profesjonalnymi i dużo bardziej doświadczonymi kierowcami, a my właśnie to doświadczenie też chcemy zdobywać. Na pewno oprócz międzynarodowych startów pojawimy się na przepięknych trasach w Szczecinie, Dobrej i Drawsku Pomorskim.

JAK KTOŚ SIĘ WCIĄGNIE W RAJDY TERENOWE, TO JUŻ CIĘŻKO Z TEGO WYJŚĆ

Agnieszka i Marek Janaszkiewiczowie od początku swojej znajomości dzielą zamiłowanie do podróży, wypraw i rajdów terenowych. Swoje starty rozpoczęli pod koniec lat 90. i kontynuują je do dzisiaj.

Zawsze jesteście nierozłączni?

Agnieszka Janaszkiewicz: Od początku startujemy razem. Zaczynaliśmy od rajdów przeprawowych, a od 2007 roku ścigamy się w rajdach baja. Wszystkie imprezy, od tych lekkich do najcięższych, przechodziliśmy razem. Wychodzi na to, że całkiem dobrze się dobraliśmy (śmiech). Jesteśmy taką życiową i sportową parą, która potrafi współpracować tylko ze sobą.

Marek Janaszkiewicz: Przez całe nasze życie zawodowe i rodzinne przechodzimy razem. Można powiedzieć, że jesteśmy takimi dwoma połówkami jabłka. Byliśmy jedną z pierwszych, jeżeli nie pierwszą rajdową parą w Polsce i nadal nie wyobrażam sobie byśmy jeździli osobno. Jedyną osobą, której mogę zaufać, jest Agnieszka i nie potrafię współpracować z innymi pilotami.

Jak Wam się razem jeździ?

Marek Janaszkiewicz: Rajdy to nasza wspólna pasja, w której bardzo dobrze się odnajdujemy i która daje nam mnóstwo radości. Czasami oczywiście dochodzi w kabinie rajdówki do sporów pomiędzy nami, ale to są chwilowe sytuacje i kiedy dojeżdżamy do mety, to cieszymy się z jazdy, a nie kłócimy się ze sobą.

Agnieszka Janaszkiewicz: Przyjeżdżamy na rajdy głównie po to, by dobrze się bawić i myślę, że to buduje dobrą atmosferę między nami. Po tylu latach mamy wypracowany swój własny język, którym porozumiewamy się w samochodzie bez problemu. Im więcej jeździmy razem, tym jeździ nam się coraz lepiej. 

Macie sztywno podzielone role na rajdzie?

Marek Janaszkiewicz: Od samego początku to ja jestem kierowcą, a Agnieszka pilotem. Taki podział wytworzył się między nami trochę naturalnie, aczkolwiek Agnieszka jest kierowcą z bardzo dużym doświadczeniem i sama często wsiadała za kierownicę potężnych aut terenowych, świetnie dając sobie radę. Gdybym ja przesiadł się na fotel pilota, to pewnie byłaby katastrofa, bo nie jestem zorganizowany tak jak Agnieszka.

Agnieszka Janaszkiewicz: Ten podział wynika trochę z predyspozycji, które ma każde z nas. Marek potrafi się mocno skupić i opanować w sytuacjach stresowych, co wynika z jego zawodu. Ja z kolei jestem zorganizowana, metodyczna i zachowuję spokój w trudnych sytuacjach. Dzięki temu wzajemnie się uzupełniamy. Tak samo w życiu codziennym.

Jak wspólne starty w rajdach zmieniły sposób postrzegania Was przez innych?

Marek Janaszkiewicz: Na początku zainteresowanie naszymi wspólnymi startami było spore, bo w zasadzie byliśmy jedyną parą startującą w zawodach. Oczywiście największe zainteresowanie wzbudzała Agnieszka, bo była pierwszą w Polsce kobietą w rajdach terenowych i pokazywała, że drobna kobieta też może być bardzo twarda i rywalizować jak równy z równym z mężczyznami. 

Agnieszka Janaszkiewicz: Teraz po 10-15 latach widzimy coraz więcej par, a w szczególności kobiet w rajdach terenowych, co nas bardzo cieszy. Mamy wiele sytuacji, kiedy ludzie wspominają nasze starty, a kobiety podchodzą do mnie i mówią, że chcą jeździć w rajdach tak jak ja. Jest to bardzo miłe i mam nadzieję, że nadal inspirujemy ludzi do realizacji swoich pasji. Tym bardziej, gdy robią to wspólnie, bo wtedy radość jest podwójna (śmiech). Jak ktoś się wciągnie w rajdy terenowe, to już ciężko z tego  wyjść.

Czy rajdy łączą się w jakiś sposób z Waszym codziennym życiem?

Agnieszka Janaszkiewicz: Rajdy uczą nas podejmowania decyzji pod wpływem dużego stresu i presji. Musimy się wtedy skupić, nie panikować i wspólnie z tego wyjść. Jest to dla nas wzajemny trening, który pomaga nam później w życiu codziennym.

Marek Janaszkiewicz: Z racji wykonywanego przez nas zawodu lekarzy starty w rajdach są też treningiem umiejętności potrzebnych nam w pracy, i w sporcie. Im więcej jeździmy, tym stajemy się bardziej perfekcyjni nie tylko na rajdzie, ale też na co dzień. Dodatkowo cały czas traktujemy to jako dobrą zabawę, co przekłada się na nasze pozytywne nastawienie.

RAJDY TERENOWE NAKRĘCAJĄ NAS DO DALSZEGO DZIAŁANIA

Sabina i Mariusz Pietrzyccy z jazdą samochodami w terenie związani są zawodowo i rodzinnie, a od dwóch sezonów wspólnie i z sukcesami realizują swoją pasję do rajdów terenowych.

Skąd pomysł na wspólny udział w rajdach?

Mariusz Pietrzycki: Początkowo tylko ja startowałem z różnymi pilotami, ale nie do końca byłem zadowolony z tej współpracy. Poszukiwałem osoby, z którą miałbym spokojniejszą atmosferę w samochodzie rajdowym i zaproponowałem Sabinie wspólne starty.

Sabina Pietrzycka: Sama dużo jeżdżę autem terenowym i chciałam kiedyś wziąć udział w rajdzie. Gdy Mariusz zaproponował pierwszy start, to wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Zrobiłam kurs, odebrałam licencję i pojechaliśmy. Miałam sporo obaw, czy to wszystko wyjdzie, ale już na samym początku naszej wspólnej jazdy było widać, że pasujemy do siebie (śmiech) i będziemy to kontynuować.

Jak oceniacie wspólną jazdę?

Sabina Pietrzycka: Przez te wszystkie rajdy ani razu się nie pokłóciliśmy. Wyczuwam Mariusza za kierownicą i wiem, na ile mogę mu pozwolić. Nie boję się z nim jeździć, nawet kiedy ryzykuje, bo wiem, że jest dobrym kierowcą. Kiedy tworzymy załogę, on spełnia się jako kierowca, a ja jako pilot. Lubię być skupiona na książce drogowej i nawigować najlepiej jak potrafię.

Mariusz Pietrzycki: Sabina jest świetnym pilotem. Po pierwsze nie przeszkadza mi w kabinie, tylko mnie wspiera. Po drugie nie hamuje mnie, tylko nadaje odpowiednie tempo jazdy. Po trzecie nie popełnia błędów nawigacyjnych i mam do niej pełne zaufanie.

Podoba Wam się atmosfera na rajdach terenowych?

Mariusz Pietrzycki: Rajdy tworzą ludzie, a ludzie otaczający nas w rajdach, są wspaniali. Z wieloma naszymi rywalami i osobami z rajdów się zaprzyjaźniliśmy i mamy ze sobą kontakt także poza imprezami. 

Sabina Pietrzycka: Po pierwszym sezonie chciałam zrobić przerwę, ale nie byłam w stanie sobie odmówić dalszej jazdy. Na rajdach panuje wspaniała atmosfera i chce się wracać do tego wszystkiego.

Czyli rajdy terenowe to nie tylko rywalizacja o sekundy na odcinku specjalnym?

Sabina Pietrzycka: Jest to dla nas super odskocznia od życia codziennego. Samo to, że razem to robimy, jest bardzo wspaniałe, bo możemy później dzielić to na co dzień. Możemy potem to analizować i zastanawiać się wspólnie nad tym, co musimy poprawić lub zmienić, a co zrobiliśmy dobrze.

Mariusz Pietrzycki: Jedziemy na rajdy w fajne miejsca i z super towarzystwem. Można powiedzieć, że to wakacje na których ładujemy baterie i które nakręcają nas do dalszego działania. To też wspaniałe uczucie wspólnie dzielić radość ze zwycięstw, które osiągamy. Można powiedzieć, że rajdy nas oboje bardzo mocno wciągnęły i już nie możemy się doczekać, gdy ponownie wrócimy na rajdowe trasy. 

Czym dla Was są wspólne starty w rajdach?

Mariusz Pietrzycki: W życiu zawodowym zajmujemy się jazdą autami terenowymi i organizacją imprez. Całe życie jesteśmy związani z off-roadem i starty w rajdach terenowych są dla nas tego dopełnieniem oraz ogromnym prestiżem, którym powiem wprost, możemy się chwalić.

Sabina Pietrzycka: Dla mnie jest to duży prestiż, że mogę jeździć w rajdach. Nie ukrywam, że sama chciałabym spróbować swoich sił za kierownicą. Na razie miałam okazję zrobić to testowo i bardzo mi się spodobało. Tylko nie wiem, czy Mariusz sprawdzi się jako pilot, bo może być z tego mieszanka wybuchowa (śmiech).

inf.pras.