Towarzystwo rajdowe jest niezadowolone… a dyskusje ciągną się kilometrami.

Towarzystwo rajdowe jest niezadowolone ze stanu rajdów w Polsce. Frekwencja w RSMP jest jaka jest, problemy i oczekiwania są, jakie są. Dyskusje ciągną się na kilometrów sto. Są niemądrzy, mądrzy i mądrzejsi na temat regulaminów, braku pieniędzy i rozwiązań. A w mojej kieszeni stojąc trochę w tym, a trochę jednak obok otwiera się nóż.

Czytam i boli. Moje spostrzeżenia odbiją trochę od samej tematyki rajdów, ale mogą być sednem problemów. Samo słowo „można by” odgrywa tu też niemałe znaczenie. Jakiś czas temu zastanawiając się nad swoją egzystencją w rajdach samochodowych szukałem przyczyn tego, że jest w tym sporcie ogromny potencjał biznesowy, ale z jakichś przyczyn ciągle jest problem z jego wykorzystaniem. Widziałem filozofię działania PZM, archaiczne rozwiązania i brak jakiejkolwiek strategii, czy chociażby konsekwencji. Zastanawiałem się, co powinno się wydarzyć, żeby ten dziwny sport rozwijał i przyciągał do siebie biznes, nowych kibiców i zawodników?

 

Chciałem walczyć z PZM. Dziś widzę, że jako naród chyba jeszcze nie jesteśmy gotowi na rozwój tego sportu na nieco szerszą skalę. Jesteśmy społeczeństwem rozwijającym się, przez co w naturalny sposób chcemy brać i najpierw stabilizować otoczenie wokół siebie. Jesteśmy mocni w pospolitych ruszeniach na dużą skalę, gdy czujemy się zagrożeni. Gdy na co dzień pracujemy całymi dniami i gonimy do przodu z głowami pełnymi marzeń, wtedy pojawiają się problemy. Powoli możemy pozwolić sobie na drugie auto na podwórku i je uzbroić, chcemy brać udział w dobrze zorganizowanych imprezach i kupujemy filmy z własnych przejazdów. A jednocześnie przez brak czasu pojawia się filozofia „można by”.

 

Wielu z nas widzi problemy i uzewnętrznia się w internecie z koncertem tego co można by zrobić, żeby rajdy miały się w Polsce lepiej. Dlaczego jednak w tym smutnym koncercie „można by” nie ma za wiele takich, którzy obok narzekania dodadzą od siebie małą deklarację tego, co sami zrobią żeby to poprawić? Ile trzeba mieć, żeby zatrzymać się na chwilę w oczekiwaniach, poświęcić trochę swojego czasu i podwinąć rękawy do działań nie tyle jako zawodnik, co jako działacz sportowy? Na ile problem musi być wielki żeby każdy z nas poczuł motywację do działania? Można by zebrać się w jakaś grupkę i spróbować zmieniać coś małymi kroczkami. Tylko to trzeba zacząć zmieniać od siebie i chcieć w Polsce robić coś nie tylko dla zysku, ale dla wspólnego dobra.

 

Można by? Zbieram chętnych!

KAMIL WINNICKI

fot. niechwiadowicz.com

https://wolfmotorsport.pl/towarzystwo-rajdowe-jest-niezadowolone