Weekend spełnionych marzeń – Chwietczuk i Hinz po Rajdzie Barbórka

352

Wystartować najnowocześniejszym samochodem rajdowym w stolicy kraju, podczas naszpikowanej gwiazdami imprezy – to marzenie każdego, kto ma choć trochę benzyny we krwi. Tak jak Adrian Chwietczuk, który w miniony weekend ruszył do rywalizacji w Rajdzie Barbórka za kierownicą Skody Fabii R5 Evo, w której pilotował go Marcin Hinz.

Czeska rajdówka to najnowocześniejsza i najskuteczniejsza rajdowa broń, jaką można się ścigać na polskich odcinkach specjalnych. Tym samochodem wielu kierowców zdobywało tytuły w mistrzostwach krajowych, mistrzostwach świata, a ostatnio także w czempionacie starego kontynentu. Dla Adriana Chwietczuka start takim samochodem w Rajdzie Barbórka od początku miał być przygodą. Do tej pory Chwietczuk nie miał doświadczenia w startach tak nowoczesnymi rajdówkami, a swoje pierwsze rajdowe szlify zbierał głownie na szutrze.

–  Chciałem przede wszystkim ukończyć rajd i czerpać razem z moim pilotem jak najwięcej frajdy z jazdy samochodem klasy R5. Przed rajdem zaliczyliśmy dwudniowe testy, żeby w ogóle poznać tę konstrukcję. Potencjał tego samochodu jest wprost niesamowity i potrzeba mnóstwo doświadczenia, pracy i talentu, żeby jechać nim naprawdę szybko – tłumaczy Chwietczuk. –  Po odcinku testowym byłem w dobrym nastroju, bo ukończyliśmy go całkiem wysoko – na 15. pozycji na blisko 50 załóg w najmocniejszej klasie – relacjonuje kierowca z Olsztyna. Właściwa rywalizacja w rajdzie wyglądała już zupełnie inaczej. Stabilną pogodę zastąpił deszcz, a odcinki specjalne stały się niesamowicie śliskie, szczególnie otwierający zmagania oes na Torze Modlin. –  Nasze opony nie najlepiej pracowały na tak śliskiej nawierzchni, jaka była w Modlinie. Skupiłem się zatem na tym, by nie narozrabiać. Byłem świadomy tego, że jedno przestrzelone hamowanie może zakończyć nasz udział w rajdzie i spowodować uszkodzenie samochodu – z pokorą dodaje Adrian Chwietczuk. –  Po prostu skupiłem się na tym, by z oesu na oes systematycznie podkręcać swoje tempo i niwelować stratę do dużo bardziej doświadczonych kolegów. Podszedłem do rajdu z pokorą i nie oczekiwałem cudów w pierwszym starcie autem R5, jeszcze w tak specyficznych zawodach – wyjaśnia kierowca. –  Nie zakładaliśmy, że dostaniemy się na Karową, ale ostatecznie dostaliśmy zaproszenie do wykonania przejazdu pokazowego i rzecz jasna – nie odmówiliśmy. Nie wszystko wyszło, ale cieszę się, że poczułem magię tego miejsca i dołożyłem coś od siebie do tego show – mówi olsztynianin. –  Podziękowania dla Macieja Krzyszychy, który pomógł nam zrozumieć to auto. Gdyby nie jego pomoc pewnie nie było by nas na mecie. Dziękuję także ekipie Eurosol Racing Team Hungary za dobry i niezawodny samochód – kończy Adrian Chwietczuk.

–  Jazda na prawym fotelu auta klasy R5 to wrażenie, które ciężko opisać – auto to prostu kosmos. Robiliśmy co się dało, jednak brak doświadczenia, nie pozwolił na walkę ze ścisłą czołówką. Od początku mieliśmy to w głowie i patrzyliśmy realnie na nasze możliwości. Stworzyliśmy fajną atmosferę zespołową, ciesząc się z każdego przejechanego kilometra. Wspaniale było równocześnie powrócić do rajdów jako zawodnik po praktycznie pięciu latach przerwy. Mam nadzieję, że będzie nam dane pojechać coś ciekawego w przyszłym roku. Może pojawimy się z samochodem R5 na trasach rund RSMP – mówi Marcin Hinz, pilot Chwietczuka.

W 57. edycji Rajdu Barbórka załoga Chwietczuk/Hinz uplasowała się na 32. pozycji na 99 zespołów, które przystąpiły do rywalizacji.

inf.pras.