Dlaczego Lewis Hamilton milczał tak długo i powrócił w tym momencie? Co się stało? Czy naprawdę się obraził i rozważał odejście z Formuły 1? A może był inny powód prawie dwumiesięcznego „Milczenia Hamiltona”… bardziej przyziemny?
Czy 37-letni dorosły mężczyzna, sportowiec pokroju Lewisa Hamiltona może ot, tak obrazić się na cały świat? Czy jeden z najlepszych kierowców w historii, siedmiokrotny Mistrz Świata Formuły 1 może pozwolić sobie na dąsanie się przez 55 dni? Co lub kto stoi za prawie dwumiesięczną ciszą medialną gwiazdora F1? Zainteresowałem się tym tematem za sprawą artykułu na portalu racingnews365.com, w którym to dziennikarz Dieter Rencken wysnuł teorię, czy ta cała cisza medialna nie była skutkiem kampanii marketingowej zaplanowanej przez marketingowców Mercedesa i/lub Lewisa Hamiltona?
Przyznam się, że jako fan i kibic Maxa Verstappena nie przepuszczę okazji, żeby z pewnym przymrużeniem oka, zagłębić się trochę w teorię spiskową na ten temat.
„Prawie ośmiokrotny” Mistrz Świata
Brytyjski kierowca Sir Lewis Hamilton to bez wątpienia jeden z najlepszych w historii kierowców Formuły 1. Nie mam ku temu żadnych wątpliwości . Nie uważam, że jest najlepszym, ale jednym z najlepszych. Przeciętny kierowca nie zdobyłby siedmiu (prawie ośmiu) tytułów Mistrza Świata. Szanuję to, co osiągnął i drogę, jaką przebył, żeby znaleźć się w miejscu, w którym jest obecnie. Jak by to powiedział były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniew Boniek: „Hamilton TOP”. Tak więc, gwoli ścisłości, szanuję, doceniam, ale nie kibicuję i nie pałam do Brytyjczyka wielką sympatią. Więcej o tym, dlaczego nie lubię Hamiltona, możecie przeczytać w moim poprzednim felietonie zatytułowanym: Jeremy Clarkson tłumaczy niechęć kibiców do Hamiltona.
Moja delikatna niechęć do Lewisa nasiliła się po ostatnim wyścigu w sezonie 2021, którego historii, fanom królowej motorsportu nie trzeba przypominać. Zwolennicy Brytyjczyka powiedzą, że został okradziony z ósmego mistrzostwa albo zwalą winę na dyrektora wyścigów Michaela Massiego. Ok – na potrzeby tego felietonu przyjmijmy, że tak było i że Lewis ma prawo czuć się „okradzionym”, „pokrzywdzonym” i mocno rozgoryczonym kierowcą, któremu w nieuczciwy sposób tytuł mistrzowski wyszarpał z gardła depczący mu po piętach młody wilk.
Zobacz: Kalendarz Formuły 1 na 2022 rok
55. dni „Milczenia Hamiltona”
Co jednak oznaczało milczenie Hamiltona przez prawie dwa miesiące? Co innego wyłączyć telefon i odpocząć po ciężkim, wymagającym sezonie, tydzień, dwa a może i nawet trzy, a co innego zniknąć ze świata mediów na dwa miesiące. Przypomnę tylko, że nie mówimy tutaj o przeciętnym kierowcy wyścigowym, a o siedmiokrotnym Mistrzu Świata, którego jedyna aktywność medialna w ciągu tych 55. dni ciszy, było odebranie tytułu szlacheckiego na zamku Windsor!
For God’s sake it`s Sir Lewis Hamilton!
Nowy szef FIA, pierwszy spoza Europy, Emiratczyk Mohammed bin Sulayem wysyła wiadomość do Hamiltona, a ten, co robi? Absolutnie nic… Lewis był twardy i nieugięty, nawet nie odpisał świeżo wybranemu szefowi FIA. Swoją drogą szkoda, że nie był tak twardy i nieugięty na ostatnim okrążeniu w Abu Zabi. Cisza trwa kolejne dni, tygodnie a media wariują na punkcie „Milczenia Hamiltona”. Pojawiają się spekulacje i plotki, że odejdzie i nie wróci, że zakończy karierę, że ma dość i strasznie go boli to, w jaki sposób stracił tytuł… Ale zaraz, zaraz! Czy nikt nie wpadł na to, że Hamilton jest zobowiązany kontraktem z Mercedesem, który jest ważny do 2023 roku włącznie? Nie wydaje mi się, aby Mercedes pozwolił zerwać ważny kontrakt z tak ważnym zawodnikiem, bo ten przegrał walkę o tytuł i obraził się na Świat. Ja nie jestem Lewisem Hamiltonem i nie jeżdżę w F1, ale też wykonuję jakąś pracę i też mam podpisaną umowę z pracodawcą. Śmiem twierdzić, że gdybym poszedł do szefa i powiedział mu, że ja to od jutra nie przychodzę do pracy, bo się obrażam na świat, to ten zareagowałby na jeden z dwóch możliwych sposobów:
1. Roześmiałby mi się w twarz i powiedział: Marcin, nie pier*** i weź się za robotę.
2. Wpisałby w Googlach: Tworki (szpital psychiatryczny), izba przyjęć, nr telefonu. I zadzwoniłby tam.
Już widzę, jak Toto Wolf pozwala Hamiltonowi odejść i z łezką w oku oraz lekką nutką nostalgii macha mu na pożegnanie… Bull shit! Moim zdaniem nie było i nie ma żadnych, ale to żadnych szans na rozwiązanie kontraktu.
Ultimatum Mercedesa?
„Milczenie Hamiltona” trwa, a spekulacje nabierają na sile. W tak zwanym „między czasie” dzieje się wiele ciekawych rzeczy. Mercedes rezygnuje z odwołania, FIA postanawia przyjrzeć się sprawie i prowadzi śledztwo, z którego ma przedstawić raport. Nieoficjalnie mówi się, że Mercedes postawił FIA ultimatum: Lewis wróci, ale jak usuniecie ze stanowiska dyrektora wyścigów Massiego. Spekuluje się, że w razie czego, gdyby jednak Hamilton miał nie wrócić, to będzie można ściągnąć z powrotem Bottasa. Serio?! Bottas i Russel jako dream team? Jakoś tego nie widzę…
I’ve been gone. Now I’m back!
Jest już początek lutego. Po woli poznajemy daty prezentacji zespołów F1. Red Bull ma zaprezentować swój bolid 9 lutego. I co się dzieje na 4 dni przez tą prezentacją? Wraca on! Wspaniały, uśmiechnięty i zadowolony Lewis Hamilton! Wraca, jak gdyby nigdy nic skupiając całą uwagę na sobie i to nie byle gdzie, objawia się nam nad Wielkim Kanionem w USA, co zapewne ma symbolizować moc i potęgę! Znów nie mówi się o Red Bullu i Mistrzu Świata Maxie Verstappenie, ale o wielkim mistrzu Hamiltonie. Podobnie było po zakończonym Grand Prix Abu Zabi, gdzie więcej się mówiono o tym jak to Brytyjczyk przegrał mistrzostwo niż o tym, jak je wygrał Holender. W ten sposób reflektory z Maxa – panującego mistrza F1, skierowano na Lewisa – największego przegranego 2021 roku.
Czy to był Limited-Product Marketing?
W myśl rozważanej teorii spiskowej mogło być tak, że Lewis wcale nie obraził się na świat, bo go oszukali, w efekcie czego nie został Mistrzem Świata po raz ósmy. Owe „Milczenie Hamiltona” mogło być po prostu chwytem marketingowym. Taktyka stara jak świat, czyli Limited-Product Marketing, w której chodzi o to, że niedostępność może prowadzić do wzrostu popytu i większego poczucia wartości przedmiotu (w tym wypadku osoby Sir Lewisa Hamiltona). Im mniej jego w mediach, im dłużej się nie odzywa, tym więcej ludzie rozmawiają i spekulują na jego temat, a sponsorzy chętniej wyłożą pieniądze na możliwość wykorzystania wizerunku legendarnego kierowcy, który prawdopodobnie wrócił na ostatni swój sezon. Jeżeli tak właśnie było, to był to niezwykle sprytny, przebiegły i… cwany ruch.