Casey Currie pierwszy Amerykanin, który wygrał Dakar

249

Prace nad maszynami skończyły się i cała drużyna Can-Am zbiera się wokół ogniska. W tle słychać „Californication” Red Hot Chilli Peppers. W powietrzu czuć napięcie przed wielkimi wydarzeniami. To ostatni etap, biwak w Haradh. Casey Currie, Sean Berriman, a także kierowca Hondy Ricky Brabec dołączył się do chłopaków.

Dwóch Amerykanów było na czele klasyfikacji po raz pierwszy w historii na jeden etap przed końcem. „Dawajcie chłopaki, to niewiarygodne! Ci kolesie piszą historię na nowo”, mówi jeden z mechaników schowany w cieniu. Nawet Biały Dom został poinformowany. Wygranie Dakaru przez Amerykanina, po raz pierwszy w 42-letniej historii tego rajdu, to jak wygranie złotego medalu na Igrzyskach Olimpijskich albo jak wygranie Tour de France przez Lance’a Armstronga. To zmieniło kolarstwo (nawet bardziej niż zwycięstwa Grega LeMonda) w Ameryce Północnej, pchając tę dyscyplinę do przodu.

„Jeden dzień na raz”, odpowiada jak mantrę Currie, po tym jak trzeciego dnia prowadzi w ogólnej klasyfikacji kategorii Side by Side. „Został jeszcze jeden dzień”. Tej nocy Casey spał nadzwyczaj dobrze, podczas gdy Sean, drugi kierowca nie spał prawie w ogóle. 17 stycznia to był także dzień 28. urodzin Seana, ale to nie było najważniejsze. Obaj mieli misję. Czuli presję, pomimo przewagi 45 minut i 33 sekund nad Sergeiem Kariakinem z Rosji, i 57 minutami i 32 sekundami nad Chaleco Lopezem z Chile, który wygrał w zeszłorocznej edycji w Peru. „Jeden dzień na raz.”

Skrócony etap 167 kilometrów i Grand Prix Qiddiya wciąż były przed nimi, aby zapisać się na kartach historii. Currie nie grał ostro tylko mądrze. Nie było sensu podejmować dodatkowego ryzyka mając na uwadze tak wielką nagrodę. Jego kolega Reinaldo Varela wygrał ten etap, a Casey i jego nawigator, Sean Berriman zajęli 1. miejsce w ogólnej klasyfikacji mając 39 minut i 12 sekund przewagi nad Sergeiem, i 52 minuty 36 sekund nad Lopezem. Triumf. Spełnił się amerykański sen.

36-letni Casey Currie zrobił to i to już za drugim podejściem. Jego zeszłoroczny występ można nazwać dobrą nauką, tak jak pierwszy występ dla każdego. Jednak jest doświadczonym kierowcą i wykorzystał ten moment, aby zrozumieć reguły, format i podstawową zasadę: wygrywanie poszczególnych etapów nie daje Ci dobrej pozycji następnego dnia. Podczas Dakar 2020 stale był w top 5.

NAWET BIAŁY DOM ZOSTAŁ POINFORMOWANY.

Jak to się zaczęło?

Wychowałem się w rodzinie związanej ze sportami motorowymi w Anaheim Hills w Kalifornii, tylko dwie godziny od pustyni. W domu wszystko skupiało się na wyścigach off-road. Jako dziecko zacząłem ścigać sie na motocyklu. Jako 16-latek po raz pierwszy usiadłem za kierownicą samochodu wyścigowego. Najważniejsze trofea? Trzy zwycięstwa Baja 1000, wygrałem dwa tytuły Torc Short Course World i zdobyłem mistrzostwa Torc Short Course oraz Score Baja. W zeszłym roku, podczas debiutu w Dakarze z zespołem Monster Energy Can-Am, zająłem 4. miejsce w kategorii Side by Side.

Czym ten Dakar różnił się od zeszłorocznego?

Było wiele rzeczy, zaczynając od terenu. Peru to głównie piasek. Tutaj był on bardziej zróżnicowany: skały, piasek, szybkie stoki, wyschnięte koryta rzeki, kaniony. Jeżeli chodzi o mój wyścig, w zeszłym roku byłem nowy i podjąłem to wyzwanie z kierowcą, którego nie znałem. Nie rozumieliśmy się w kokpicie. To było frustrujące. Powinienem podejść do tematu bardziej poważnie. Mieliśmy też wiele problemów technicznych, ale to była dobra nauczka. Poznałem też format wyścigu, strategię i to, że wygrywanie poszczególnych etapów nie zapewnia dobrej pozycji na następny dzień, bo zazwyczaj tracisz czas otwierając tor. Lepiej mieć stałą formę każdego dnia i znaleźć się w top 3, top 5.

Jak oceniasz atmosferę w samochodzie z Seanem Berimannem?

Tego nauczyłem się w zeszłym roku w styczniu. Rytm i presja są tak wielkie, że potrzeba świetnego zrozumienia w kokpicie. Od zeszłego roku szukałem nawigatora wśród profesjonalistów, których znam. Pojawiło się nazwisko Seana. Cieszę się z tego wyboru. Używanie tego samego języka jest ważne. Rozumiemy się, coraz lepiej każdego dnia. Podczas długich połączeń żartujemy sobie albo rozmawiamy o wspólnych znajomych.

Kto z was ma więcej adrenaliny?

Jesteśmy dobrą kombinacją! Sean mówi mi, gdzie mam jechać, ale także umie mnie uspokoić. Ostatnie dwa dni były bardzo stresujące, byliśmy pierwsi i byliśmy coraz bliżej końca. Nie mogliśmy popełniać błędów.

A co z samochodem?

To młody projekt i mieliśmy nowego Can-Ama, którego całkowicie przebudowaliśmy po testach. Ten Dakar to także był test dla pojazdu. Najsłabszym punktem była oś, ale zespół już znalazł źródło problemu i będzie nad tym pracować. Koniec końców jestem bardzo zadowolony.

Prowadziłeś od 3. etapu. Czy był jakiś dzień, kiedy mogłeś coś diametralnie zmienić?

Nie było takiej chwili. Mieliśmy dużo wzlotów i upadków. Walczyliśmy o wygraną przy niewielkich różnicach. Wiele osób za nami cisnęło, popełniało błędy i nisczyło swoje samochody. To dało nam przewagę, ale musieliśmy być konsekwentni i nie mogliśmy popełniać błędów nawigacyjnych. Nie mogliśmy zepsuć samochodu aż do samego końca. Każdego dnia budowaliśmy pewną przewagę, ale nie pozwalało nam to spać spokojnie. Nawet dzień przed finałem mając 45 minut przewagi.

Kim byli Twoi główni rywale? Analizowałeś ich podczas rajdu?

Głównymi rywalami byli Chaleco Lopez, zeszłoroczny zwycięzca i Sergei Kariakin z Rosji. Za każdym razem, gdy oni gonili nas albo my ich, mogliśmy nawzajem się analizować i trzymać się razem żeby samochód z przodu pokazywał rowy.

Jak przygotowujesz się do każdego etapu?

W nocy przechodzimy przez cały etap. Wieczorny briefing jest bardzo ważny, bo pokazuje co nas czeka następnego dnia. Jaki będzie teren, jakie wyzwania, dostajemy informacje o ciśnieniu opon i czy musimy dopasować zawieszenie. Te małe zmiany są bardzo użyteczne. Sean przygotowuje informacje o drodze i to on ma większą wiedzę o trasie.

Sukces to rezultat świetnej pracy zespołowej.

Do dnia odpoczynku nie było zaleceń zespołu, każdy walczył o wygraną. Szkoda, że nasi koledzy z Monster Energy Can-Am, Gerard Farres i Reinaldo Varela, odpadli na początku i stracili mnóstwo czasu, więc nie mieli szans na wygraną. W dzień odpoczynku mieliśmy spotkanie zespołowe i stworzyliśmy strategię, dzięki której chcieliśmy wspólnie wygrać.

Jak się czułeś jadąc na tym etapie z Gerardem i Reinaldo?

To pewne poczucie bezpieczeństwa, świadomość, że jeżeli coś się stanie będą mogli nam pomóc. Trzymają dla nas części zapasowe. Na końcu liczy się zaprowadzenie zespołu na 1. miejsce podium. Na przykład, na 7. etapie mieliśmy 7. pozycję za Gerardem i Reinaldo. Zatrzymali się 500 metrów od linii startu i zaczekali na nas żebyśmy mogli pojechać razem tego dnia. Gerard był z przodu, otwierał tor żebyśmy wiedzieli jaki teren mamy przed sobą, a Reinaldo był za nami, na wszelki wypadek, gdyby coś się stało.

Jaki był dla Ciebie najtrudniejszy moment?

Ostre kamienie pierwszego dnia bardzo utrudniły nam życie. Musimy to przeanalizować i znaleźć rozwiązanie na przyszły rok. Na 2. etapie dwa razy mieliśmy przebite opony i wykorzystaliśmy zapasowe. Byliśmy zdenerwowani, bo nie mieliśmy więcej i musieliśmy zwolnić.

Który etap zapamiętałeś jako najlepszy?

W 1. jechaliśmy z Dżudda na północ kraju. Z jednej strony Morze Czerwone, a z drugiej góry. To było niewiarygodne.

Macie czas, aby z Seanem żartować?

Czasami, zwłaszcza, gdy widzimy jak ktoś szaleje! Jednak głównie jesteśmy skupieni i rozmawiamy o kierunkach. Podczas długich tras rozmawiamy o wspólnych znajomych, żartujemy sobie. Sean mieszka w Las Vegas, trzy godziny drogi ode mnie. Dobrze jest porozmawiać, ale przez długi czas jest bardzo głośno. Ograniczenie prędkości wynosi 130 km/h…

Dziś Sean obchodził swoje 28. urodziny. Nie mogłeś mu sprawić lepszego prezentu…

Tak, to wspaniałe. Cieszę się, że mogłem z nim to dzielić. To jego 6. Dakar i ma co świętować.

O czym myślałeś, gdy już wiedziałeś, że wygrałeś?

Cieszyłem się, że mogę tu być. To spełnienie marzeń. Nie mogę w to uwierzyć.

Jak się czujesz jako pierwszy Amerykanin, który wygrał w kategorii 4 kół?

Bardzo się cieszę dla naszego kraju. Dla mnie to największe wydarzenie w karierze. Będę potrzebował kilku dni żeby ochłonąć i żeby to do mnie to dotarło. To wspaniały dzień. Ricky wygrał w kategorii motocykli i, dzięki temu mieliśmy dwóch kierowców z USA na 1. miejscu podium. Niewiarygodne. To dzień warty zapamiętania!

inf.pras.