Frog. Bo zasady są po to, aby je łamać

fot. wprost.pl

Wyrok uniewinniający Roberta Nogala zwanego „Frogiem” rozszedł się w Polsce szerokim echem. Towarzyszył mu spory niesmak i ogromne rozczarowanie. Polski wymiar sprawiedliwości raz jeszcze pokazał nam, że granicę głupoty można swobodnie przesuwać. Temida woli dziś surowo karać za drobne wykroczenia, a piraci drogowi podobni do „Bogusia” mogą spać spokojnie. I grać sądom na nosie.

Temida wiąże oczy, by w swoich wyrokach zachować bezstronność, orzekać zgodnie ze stanem faktycznym. Sprawiedliwie, bez udziału emocji. Niestety, większość użytkowników ruchu drogowego, nie tylko tych związanych z motorsportem, czuje dziś spory zawód. Grecka bogini ewidentnie zapomniała swojej opaski, czego efektem jest niezrozumiała decyzja Sądu Okręgowego w Warszawie i uniewinnienie „najsłynniejszego pirata drogowego w Polsce”. Po raz kolejny budzimy się w obejściu małego folwarku zwierzęcego, pełnego tych równych i równiejszych. Uniewinniony „Frog”, wciąż nieuchwytny dla organów ścigania, odetchnął z ulgą. Ku uciesze ogłupionej gawiedzi, dla której stał się niegdyś… bohaterem.

Początek niniejszego felietonu może wydawać się pewną hiperbolą. Ale odczucia zawarte w tym tekście są realne, i przede wszystkim, mają swoje podstawy. Wszystko zależy bowiem od perspektywy. Kiedy szerzej spojrzymy na całą sytuację, dzisiejsze realia, frustracja wydaje się uzasadniona. Sąd uniewinnia „Froga”, czyli Roberta Nogala. Mężczyznę, który zasłynął z seryjnego łamania przepisów. I to dokładnie w tym momencie, kiedy realizowana jest największa w ostatnich latach krucjata przeciwko piratom drogowym. I najpotężniejsza od przeszło dekady nowelizacja prawa, z drakońskimi karami za wykroczenia. Przeciętny Kowalski widzi w mediach premiera, który wypowiada świętą wojnę. Spogląda na wskazywane przez rząd liczby, statystyki oraz nowy taryfikator, który ma je przyhamować. A następnie słyszy, że najczarniejszy charakter, nemezis polskiej drogówki, jest… niewinny.

fot. statystyka.policja.pl

Dom Toretto, Brian O’Conner, Boguś z M3

Naturalnie, wiem, co można w tej chwili powiedzieć: „A kto nie przekracza przepisów?”. „Niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nie dostał mandatu!”. „A Ty zawsze jeździsz zgodnie z kodeksem?”. Nie, nie zawsze. Na autostradzie podróżuję zazwyczaj o licznikowe 20 km/h szybciej niż pozwala mi na to ustawodawca. Na krajówce prędkościomierz nie zawsze wskazuje równe 90 km/h. Wykonałem w swoim życiu kilka przelewów o tytule „mandat karny Jakub Socha”. Wziąłem też udział w loterii punktowej. Ba, za pewne wykroczenie dostałem ich nawet dziewięć. Ale mnie, i bohatera tego tekstu, dzieli pewna dysproporcja.

Medialna sława Roberta Nogala rozpoczyna się mniej więcej w 2014 roku. Wtedy zyskuje on popularność jako „Boguś”, udostępniając swoje popisy za kierownicą BMW M3. Do sieci trafiają materiały ze słynnego driftu po „tęczowym” rondzie, wyścigu z motocyklami, testy maksymalnej prędkości Nissana GTR. Perłą w jego koronie są filmy z… policyjnego pościgu, prowokacje funkcjonariuszy i słynne pozdrowienia „nieudolnych” mundurowych. „Frog” jest rozpoznawalny, chełpi się swoją pozycją, internauci nakręcają tę spiralę. Szczytem cynizmu jest publikacja nagrań z policyjnego rejestratora. Instrukcja „jak zgubić policyjną Insignię”.

Wtedy Nogal zyskuje miano „najsłynniejszego pirata drogowego”. Przerażające jest jednak to, jego wyczyny nie spotykają się z powszechną krytyką. „Frog” ma ogromne poparcie, zwłaszcza wśród młodzieży. W sieci roi się od komentarzy głupców popierających te wyczyny, ba, broniących swojego idola. Niestety, zbierając je do kupy, ciężko jest mówić o „sile” argumentów. Po prostu nie wszyscy zrozumieli, że „Szybcy i Wściekli” to tylko fikcja.

fot. statystyka.policja.pl

Definicja słowa „odwaga”

Pewność siebie Nogala zaczęła jednak maleć. Jego sprawa stała się zbyt medialna, aby można było ją odpuścić. Dziennikarze zaczęli zadawać pytania, czuć było wyraźny nacisk, że czas najwyższy posprzątać ten temat. Po prostu zbyt mocno zaszedł za skórę ośmieszanym wcześniej mundurowym. Ruszyła machina urzędnicza. W międzyczasie „Frog” zaczął się zmieniać. Jego kanał obrał nowy kierunek i formę, łudząc odbiorcę. „Boguś” zaangażował się w akcje charytatywne, mówił o bezpieczeństwie na drogach. Ba, zaczął publikować materiały motywacyjne (o chodzeniu na siłownię, efektywnym wykorzystywaniu swojego czasu, podejściu do biznesu), uczył jak zarządzać firmą i jak szybko się wzbogacić. Próbował swoich sił jako dziennikarz motoryzacyjny. W międzyczasie stworzył też w wypożyczalnię samochodów. Maska odpowiedzialności za czyny była… podłym kłamstwem.

Tak wracamy do teraźniejszości i niedawnego orzeczenia sądu. Robert Nogal stał się teraz Robertem N., przestępcą poszukiwanym listem gończym, z kilkoma wyrokami na koncie. „Boguś” został skazany za wspomniane wcześniej występki i ich okoliczności, za jazdę Porsche mimo sądowego zakazu czy akrobacje w Mercedesie przed centrum handlowym. Kiedyś tak odważny, pewny siebie człowiek… uciekł. I uchyla się od należnej mu odsiadki. Mimo takich okoliczności, mimo jawnego braku szacunku do prawa, został uniewinniony…

Przed rokiem sąd uniewinnił go od zarzutu sprowadzenia niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym w stolicy. Nogal odwołał się kolejny raz. Teraz w świetle prawa jest też „czysty” po swoich wojażach pod Kielcami. Zdaniem zespołu sędziowskiego powołującego się na opinie biegłych, Robert N. cały czas panował nad samochodem. Tak właśnie człowiek, który ukrywa się i boi odpowiedzieć za swój czyn, zagrał na nosie nam wszystkim. Dochodzimy więc do sedna sprawy i tytułu felietonu. Niestety, „Frog” pokazał ewentualnym następcom, że tego typu procedery nie muszą być karane. A zasady są po to, aby je łamać. No, chyba że tylko przekroczyłeś prędkość. Wtedy, drogi piracie, kara będzie nieunikniona!

fot. statystyka.policja.pl

Światełko w tunelu

Tłumaczenie wyroku jest, delikatnie mówiąc, skandaliczne. To okrutne, ale w wyczynach „Froga” zabrakło po prostu ofiar śmiertelnych. Gdyby którakolwiek z jego szumnych eskapad zakończyła się przyjazdem prokuratury, podobny wyrok by nie zapadł, a sam zainteresowany siedziałby dziś za kratkami. Poruszenie jest zrozumiałe. Ale na szczęście, może ono dać nam szansę na powtórkę z rozrywki. O sprawie robi się coraz głośniej. Media znów interesują się „Bogusiem” i chętnie informują o liście gończym. Być może dzięki temu okaże się, że ktoś „na górze” stwierdzi, że temat zaszedł za daleko. I trzeba to zakończyć.

W moim felietonie celowo nie użyłem materiałów „Froga”. Jego filmy, wciąż udostępnione publicznie pod jego nazwiskiem, są nadal dostępne. Postanowiłem, że nie będę przyczyniał się do ich promocji. Zamiast tego udostępniłem dane o wypadkach za rok 2020. Statystyki za rok 2021 nie są jeszcze dostępne. Można jednak spodziewać się, że będą one znacznie korzystniejsze. Hurraoptymizm nie jest wskazany. Wielką rolę odegrały przecież lockdowny.

Korzystając z okazji, drodzy dziennikarze mediów publicznych i wiodących serwisów informacyjnych, nie nazywajcie tych wybryków „rajdami”. Jestem przekonany, ba, dam sobie rękę uciąć, że „Frog” prawdziwego rajdu by nie ukończył. I wiecie co? Ta ręka pozostałaby… na miejscu, przeciwnie do perypetii Freda i Gruchy z „Chłopaki nie płaczą”.

Wszystkie statystyki wypadków (brak danych za 2021 rok) dostępne są na stronie policji.