Grand Prix Monaco – 5 przemyśleń po powrocie do ulicznego ścigania

884
fot. formula1.com

Z dużej chmury spadł mały deszcz. Tak podsumować można niedzielny wyścig F1 w Monte Carlo. Zabrakło spektakularnych pojedynków, przymusowych neutralizacji czy walki do ostatniego zakrętu. Zapraszamy na podsumowanie Grand Prix Monako, które pomimo „procesji” na trasie, przyniosło spore zmiany w tabeli i… nowe karty w historii Formuły 1.

Tęskniliśmy. Chociaż ulice księstwa nie są najlepszym miejscem do ścigania, a charakterystyka trasy praktycznie uniemożliwia wyprzedzanie i walkę koło w koło, to atmosfera tego miejsca i historia Grand Prix sprawia, że na tę rundę w kalendarzu czeka się z wypiekami na twarzy. To jak ulubiony odcinek serialu, który można oglądać bez końca.

Oczekiwania względem Monako były ogromne. Apetyty wzrosły też po sobotnich kwalifikacjach i kraksie Leclerca, która mocno namieszała w Q3 i wywróciła rywalizację do góry nogami. Niedziela to pewne status quo – bez większego trudu wygrał faworyt. Po raz kolejny napisana została jednak historia, która w przyszłości będzie się pewnie powtarzać prawie co tydzień.

fot. formula1.com

Max Verstappen – nowe szaty króla

Młody kierowca Red Bulla prowadził od samego początku aż do ostatniej prostej wyścigu. Było to zwycięstwo przekonujące i zasłużone pod każdym względem. Po okrążeniu formującym Holender ustawił swój bolid pod kątem, aby po starcie zablokować rywali i nie pozwolić na ataki stojącemu za nim Bottasowi. Już po kilku okrążeniach odjechał stawce i bez większego problemu pokonywał kolejne kółka. Od razu można było zauważyć, że nawet podczas wyprzedzania zdublowanych samochodów, zawodnik z numerem 33 robi to w iście wyścigowym tempie, jakby walczył o kolejne miejsce. Imponujące było to, że Verstappen nie odpuszczał do końca, nie próbował kalkulować i chłodzić zapędów na dociśnięcie gazu.

Gdy w zeszłym sezonie Max wygrywał na Silverstone, w komunikatach radiowych prosił członków zespołu, by w związku z upałami nie zapominali o nawodnieniu. Dziś takiej przekorności zabrakło, ale Verstappen jechał do mety w równie pewny siebie sposób. Bez zagrożenia ze strony Hamiltona rozwinął w pełni skrzydła i napisał historię. Po raz pierwszy w życiu został liderem klasyfikacji generalnej. Z wirtualnego tronu zrzucił Lewisa, z którym rozegra się batalia o tegoroczny tytuł. Teraz to zawodnik Red Bulla rozdaje karty w stawce. Patrząc na jego rozwój, talent i pozycję w padoku nie można mieć złudzeń, że po odejściu Brytyjczyka jego rekordy mogą być mocno zagrożone. Verstappen to na dzisiejszy dzień murowany mistrz na lata.

fot. formula1.com

Słodko-gorzki weekend Ferrari

To nie tak miało być. Czarnym koniem tego weekendu miał być zespół z… czarnym koniem w herbie. Burzowe chmury, które kłębiły się nad stajnią z Maranello odpłynęły. W obecnym sezonie Ferrari wyszło z marazmu, pojawiły się lepsze wyniki a bolid nadaje się do rywalizacji. Monaco miało być przełomem. I wszystko szło po myśli włoskiego zespołu, nawet po wypadku Leclerca w Q3. Sobotni komunikat zespołu był jasny: skrzynia Charlesa nie wymaga naprawy, pole position bezpieczne, maszyna gotowa. Nie była…

Obywatel Monako nigdy nie wygrał przed własną publicznością. Ba, nawet nie ukończył domowego wyścigu. A w niedzielę nawet nie wystartował, bo samochód nie był zdolny do ścigania się. Honoru stajni bronił Carlos Sainz, który stanął na wysokości zadania. Dla drugiego kierowcy niedziela była otwarciem nowego rozdziału. Hiszpan wywalczył drugą pozycję, ale przede wszystkim udowodnił, że stać go na walkę w Ferrari i decyzja o zmianie zespołu może się mu opłacić. Dzisiejsze podium to wielki wyczyn, dla Scuderii powinien więc to być ogromny sukces. Zwłaszcza po tak chudych miesiącach. Ale niestety, apetyt rośnie w miarę jedzenia. A z Monte Carlo Tifosi wyjeżdżają głodni.

fot. formula1.com

Król Vettel powraca w wielkim stylu!

Aston Martin to największy wygrany tego weekendu. Po dodaniu brytyjskiej zieleni do różu Racing Point, zespół Lawrence’a Strolla obniżył loty. Rewelacja poprzedniego sezonu albo punktowała słabo, albo była tylko tłem do rywalizacji pozostałych ekip. Wyraźnie widać było to, że tempo Astonów jest tak słabe, że rzadko pojawiają się nawet w kamerze realizatora. Pozbycie się Sergio Pereza i zastąpienie go Sebastianem Vettelem wyglądało na strzał w stopę. Niemiec był cieniem samego siebie i demony współpracy z Ferrari powróciły. Szykowany na gwiazdę zespołu, lidera i przewodnika po świecie wyścigowego sukcesu, Sebastian szybko stał się drugim kierowcą i wsparciem Lance’a Strolla. Dziś jednak sympatyczny Niemiec zabłysnął.

Piąte miejsce Vettela i ósme Strolla to najlepszy wynik w… historii Astona Martina w F1. To też nadzieja, że debiutancki rok tego zespołu nie jest stracony. Dla Vettela to ogromny zastrzyk pewności siebie i spokoju. Aston Martin awansował na piąte miejsce w klasyfikacji generalnej. Do czwartego Ferrari wciąż jest przepaść. Ale można odnieść wrażenie, że bolid i kierowcy w zielonych kombinezonach zaczynają coraz lepiej się dogadywać.

fot. formula1.com

Obraz nędzy i rozpaczy w Mercedesie…

Ciężko napisać coś odkrywczego o dzisiejszym dniu w ekipie Toto Wolffa. Ostatnio w padoku pojawiły się plotki, że zbrojący się wciąż Red Bull próbuje podkupić pracowników Mercedesa. Po wyścigu w Monte Carlo zapędy na wrogie przejęcia na pewno spadły. Ostatnio na łamach naszego serwisu pojawił się felieton o problemach i sytuacji Valtteriego Bottasa w zespole. Monako dobitnie pokazało, że Fin ma ogromnego pecha i wspomniane problemy go nie opuszczają. Jeżeli bolidom tej ekipy dzieje się coś złego, to zawsze cierpi ten drugi, z numerem 77. Valtteri miał dziś szansę na podium, punkty. Zwycięstwo w razie potknięcia Verstappena. Na udowodnienie, że gdy Hamilton stoi w korku, Bottas zagra pierwsze skrzypce w orkiestrze z Brackley. Grał nieźle, ale koncert zepsuły dźwięki… pistoletu do zmiany kół i zapieczonych podzespołów.

Hamilton był wściekły. W jego komunikatach radiowych czuć było ogromną frustrację. I niemoc, bo w Monako nie było miejsca na brawurowe wyprzedzanie. Kwalifikacje przegrał mu Charles Leclerc i jego randka z bandą w sekcji „swimming pool”. Wyścig przegrał mu zespół i strategia na odrobienie straty z Q3. Mercedes miał zaskoczyć, ściągnąć Lewisa szybciej i wygrać „undercutem”. Tymczasem z Hamiltonem w pojedynku na strategie wygrał nawet Vettel. W głosie aktualnego mistrza świata słychać było ironię i pogardę. Po tym wyścigu znów wraca jedna myśl. Hamilton może więcej niż reszta i współpraca z mistrzem nie należy do łatwych. Ale dla mistrza można przymknąć oko.

fot. formula1.com

It’s fridayyyyy theeeen…

Zmiana barw na Grand Prix Monako przyniosła szczęście Lando Norrisowi. Brytyjczyk miał wystartować piąty, ruszył czwarty, a po wycofaniu się Bottasa zdobył swoje kolejne podium. Dla Norrisa to chyba najlepszy dzień w karierze. Drugi raz w tym sezonie bierze udział w celebracji po wyścigu. Robi to na historycznej pętli w Monako. I awansuje na trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej kierowców. Po raz kolejny w przekazie radiowym usłyszeliśmy krzyki radości, prawdziwą eksplozję pozytywnych emocji. Norris zasługuje na swoje miejsce, zasłużył na nowy kontrakt i jest pewnym liderem ekipy z Woking. To młody chłopak i dojrzały kierowca.

Do pełni szczęścia brakuje tylko wyników Daniela Ricciardo. Australijczyk powoli poznaje realia jazdy w McLarenie, ale wciąż brakuje mu tempa i pewności siebie. Dziś zabrakło punktów od drugiego kierowcy zespołu. Forma Daniela nie napawa optymizmem, czuć jakiś ukryty problem. Ricciardo to zbyt ambitny kierowca na ogony w stawce. Ale na razie wciąż na drodze do sukcesu stoi niewidzialna ściana. To szybko musi się zmienić, bo czwarte w generalce Ferrari reprezentuje teraz równiejszy poziom. Może poza incydentami w Monako.

Zapowiada się świetny sezon!

Przed nami chwila oddechu, rywalizacja w królowej motorsportu powróci z początkiem czerwca. Uliczny tor w Monako zamienimy na uliczne Baku. Po dzisiejszym dniu wiadomo, że… nic nie wiadomo. Z tyłu głowy pojawia się głos, że Hamilton nie mógł wyprzedzić, strategia srebrnych strzał zawiodła, więc Max miał autostradę do mety. Wszystko więc niebawem wróci do normy. Z drugiej strony, Verstappen wyznaczył dziś kamień milowy swojej kariery i prowadzi w klasyfikacji. Jakie więc emocje towarzyszą nam na koniec dnia? Uśmiech od ucha do ucha. To będzie fantastyczny sezon. Najlepszy od wielu lat!