Grzegorz Ratajczak odszedł… To dla mnie osobiście wielka strata…

Grzegorz Ratajczyk fot. Agnieszka Kujwa

Kiedy zobaczyłem go pierwszy raz w 2009 roku, na jednym z amatorskich rajdów w Wielkopolsce, robił ogromne wrażenie. Jeździł maluchem z litrowym silnikiem i z powodzeniem ścigał się w klasie z innymi autami do pojemności 1,4 – co więcej, ten człowiek zawsze walczył o pierwsze miejsce. Niestety, już go nie ma z nami…

Droczył się, że niby go to nie interesuje, że nie patrzy na wyniki, ale ja wiedziałem, że jest to gość, który przyjechał tu wygrać i często kończył na pudle, jeśli tak nie było to głównie z powodów awarii.

Jego determinacja była tak wielka, że przypomina mi się sytuacja jak w klasycznym kjs-ie w Ostrowie Wielkopolskim podczas przegrupowania na rynku ten gość wraz z pilotem potrafili w kilkanaście minut naprawić skrzynię biegów po to, by pojechać dalej i zakończyć rajd w ścisłej czołówce. Zawsze pogodny, jego wiedza na temat samochodów była ogromna – łączył to z pasją i nie miał problemów dzielenia się tym z innymi.

Startowaliśmy w tej samej klasie – ja Seicento, a Grzesiu cały czas swoim maluchem. Nasza klasa do 1,4 w tamtych czasach była najmocniej obsadzona i to Grześ najczęściej rozdawał karty – zawsze był wyznacznikiem tempa na rajdzie. Po kilku latach rywalizacji zapytałem, czy nie zechciałby zająć się serwisem mojego auta. Ja osoba, która nie ma pojęcia o mechanice i on, gość pełen pasji i wiedzy – zgodził się i od mniej więcej 2013 roku serwisował moje rajdowe Seicento, a od 2020 roku także rajdowe Subaru.

Odbieranie od niego samochód zawsze trwało – dlaczego? Bo ten człowiek dokładnie musiał opowiedzieć, co zrobił w najmniejszych detalach, co jak działa i dlaczego – poświęcił mi sporo swojego czasu, żeby wytłumaczyć wiele rzeczy. W pewnym momencie zażartował: „weź już tę rajdówkę z mojego domu, bo żona już nie może na mnie patrzeć…”

Grzegorz Ratajczak fot. Agnieszka Kujawa

Zawsze mogłem na niego liczyć – zawsze!

Nie sposób przytoczyć wszystkich sytuacji z wiązanych z Grzesiem, ale tą ostatnie kiedy przed moim wyjazdem Subaru na rajd w Walimiu, gdzie miałem wystartować jako „zerówka”, a dzień przed padła skrzynia, nie zapomnę. Grześ rzucił wszystko, spędził wiele godzin i zarwał noc, tylko po to żeby przygotować mi odpowiednio auto – tak bym mógł pojawić się na jednej z pierwszych imprez tym autem.

Kolejna sytuacja wydarzyła się 3 tygodnie temu. Startują w Poznaniu na Superoesie, uszkodziłem chłodnicę i poobijałem bok auta, a następnego dnia miałem być już na rajdzie w Lesznie, Telefon do Grzesia, czy może mi pomóc? Odpowiedź: „Jasne, przyjedź, ogarniemy” – kilka godzin później Subaru było gotowe na rajd.

Grzegorz Ratajczak fot. Agnieszka Kujawa

Co prawda od kilku lat nie startował w rajdach, a jego maluch zalegał w garażu – miał inne sprawy na głowie i najzwyczajniej w świecie nie miał czasu na pasje, jaką były rajdy. Jak to mówił… „lubię jak do mnie przyjeżdżasz rajdówką, bo przynajmniej wracam myślami do swoich startów i cały czas czuje, że jeszcze kiedyś pojadę, dlatego ten maluch jeszcze jest”…

Moja każda wizyta u niego kończyła się pytaniem: to jak, kiedy ruszasz malucha? Coraz częściej słyszałem odpowiedź: „po tylu latach trzeba go całego odbudować, ale myślę o tym coraz częściej”.

Zawsze chciał wiedzieć, prosił o info kiedy gdzieś będę się wybierał, bo jakby czas pozwolił, to chciał przyjechać, pooglądać. Nie zawsze się to udawało, ale pojawiał się co jakiś czas. Grześ głównie jeździł w rajdach amatorskich w Wielkopolsce, ale też sporo startował na torze w poznaniu podczas Superoesów. Jego maluch przez wielu zapamiętany, charakterystyczny…

Coraz bardziej go brakowało na odcinkach – nie tylko mi, podczas ostatniego rajdu Yeti w Lesznie (marzec 2022) kilka osób mnie o niego nawet pytało, a hitem był jeden z lokalnych kibiców, który podszedł, nie znając nas i zapytał o „gościa z żółtego malucha”, bo jak to stwierdził: „pamiętam go sprzed kilku lat, niesamowicie latał tym maluchem – będzie dzisiaj?”

Od razu zadzwoniłem do Grzesia i mówię: stary ludzie o Ciebie pytają… nawet kibice o Ciebie pytają… i zaczęliśmy się śmiać. Kończąc rozmowę, poprosiłem go wtedy: postaraj się, bo brakuje Ciebie tutaj.

Kończąc – Grzesiu to dla mnie wyjątkowa postać. Wiem, że dzięki niemu zrozumiałem wiele rzeczy, które miały duży wpływ nie tylko na pasje, ale też życie. Kibicował mi nie tylko na odcinkach, ale nawet z tak szalonym pomysłem jak założenie Rally and Race. Dziękuję Ci za wszystko – wierzę w to, że jesteś tam szczęśliwy i przed nami jeszcze nie jeden oes…

Żegnaj

Grzegorz Ratajczak fot. Agnieszka Kujawa