Kanjo nights to nie są zwykłe spoty. To nie spędowiska ogłaszane w Internecie, podczas których liczy się stanie pod supermarketem, zrobienie przypału, a finalnie tłumaczenie policjantowi, że „to nie ja”.
Kanjo nights to nowa jakość spotkań użytkowników japońskich aut, na które nie zostaniesz wpuszczony swoim nowym Nissanem Qashqai, ani hybrydową Toyotą. Jeździsz Golfem R? Świetnie. Ci ludzie to pasjonaci, otwarci na każdą formę urządzenia działającego na dowolne paliwo, jednak gdy odbywa się Kanjo night, a Ty przypadkowo ich znajdziesz… Uszanuj, odjedź, nie psuj krajobrazu na zdjęciach i pozwól im chociaż w małym stopniu poczuć się prawie jak na Daikoku Futo.
Kanjo? Daikoku? Czemu stare Hondy, a nie np. R35 Nismo?
Akurat R35 Nismo przez swoją wyjątkowość pewnie byłby zaproszony, podobnie jak Supra MK4, Nissan Stagea, Mazda RX-8… Nie przedłużajmy, już tłumaczę. Tekst ten będzie nie tyle zwykłą relacją, co przedstawieniem wydarzenia od początku do końca, zapewne z kilkoma (czy obiektywnymi czy nieobiektywnymi to już nie autorowi oceniać) spostrzeżeniami nie tyle obserwatora, co uczestnika.
Kanjo nights
Drugiego wyrazu tłumaczyć nie trzeba jednak co to jest to „kandżo”? Tutaj wkroczyć muszę na śliski grunt i w razie czego przyjąć ciosy typu „powtarzanie internetowych legend”. Najfajniejsze w tym jest chyba właśnie to, że trochę tu mówimy o legendach, domysłach, czymś poznanym przez wielu i wielokrotnie pokazanym, ale jednak czarno na białym nie spisanym na kartce.
Japonia, Osaka, autostrada Hanshin
…i pętla nazywana „Kanjo loop”, od wielu lat będąca na oczach pasjonatów głównie Hond. Na niej o nigdzie nie publikowanych godzinach, w znanym tylko wtajemniczonym osobom dniu pojawiają się Hondy. Civic IV, V, VI generacji, czasem Integry, albo inne japońskie nadwozia. Nie muszą mieć turbo, nie muszą mieć nałożonej powłoki ceramicznej. Mają być brutalnie skuteczne. Recepta to niska masa, odpowiednie opony, silniki głównie B-serii, nadwozia charakterystyczne, w legendarnych już, kopiowanych na całym świecie oklejeniach. Noszą ślady otarć, uderzeń, prowizorycznych często napraw. Kto to jest? Tu wchodzą właśnie miejskie legendy, bo twarzy, nazwisk i odcisków palców tych ludzi nikt jednoznacznie nie zidentyfikował. Krążą opowieści o światku przestępczym, o tym że auta mają usunięte numery VIN i że w razie wypadku są porzucane. Nie potwierdzamy, ale emocjonująco to brzmi, prawda?
Rzecz się dzieje w ruchu ulicznym, jest szybko, niebezpiecznie, ale błąd na Kanjo loop częściej zdarza się panu „kapelusznikowi”, niż tym kierowcom w głośnych i niepokornych Hondach. Jeżdżą dla przyjemności, dla adrenaliny, na granicy rozsądku, ale dla siebie, przekraczania swoich barier i spełniania swojej pasji. Nie publikują zdjęcia pucharu na facebooku.
Wracamy do Polski. Jeśli jesteś zagorzałym fanem oglądania Familiady, a nie jakichś pomazanych samochodów z buczącym wydechem, to pewnie z jednej strony już się gotujesz i zaraz zdetonujesz się ze wściekłości… A z drugiej cieszysz, że właśnie czytasz dowody, którymi zaraz uprzejmie doniesiesz na bandę niesfornych dzieciaków (swoją drogą niejednokrotnie już po 40-tce z dwójką dzieci, ale dla Ciebie to pewnie małolaty).
Niestety nie.:) Kolejny odcinek Familiady w niedzielę, ale tekst doczytaj przynajmniej prawie do końca, może zrozumiesz.
Te łobuziaki w Japonii to żywa legenda. Fajnie się ich ogląda na YouTube, bo samochody aż kipią bezwzględnością, wyścigowym stylem i prędkością! Od zawsze to „bad boy” był tym kogo młodzi chłopcy chcieli naśladować. W momencie gdy chłopcy stali się facetami z prawem jazdy, japońskim autem, potrafiącymi ubrudzić się w garażu znaleźli sobie inne inspiracje wizualne i mechaniczne. Samochodów używają na torach wyścigowych lub po prostu jako obiekty pasji, które stoją w garażach / krzakach / pod domem i wyjeżdżają od czasu do czasu na spot.
Adam
Gość z Warszawy, z którym na żywo w sumie zamieniłem tylko przysłowiowe dwa zdania, już przy pierwszym kontakcie potwierdza to, co widać w Internecie i opiniach ludzi na temat Kanjo nights. On po prostu ma pasję, organizuje genialne wydarzenia i wcale nie zależy mu na podkreślaniu swojej roli. Robi to, czego mnie osobiście w Polsce brakowało i z tego powodu niechętnie jeździłem na typowe stanie na parkingu. Nie ma niepotrzebnego zamieszania, grono nie jest przypadkowe, nie muszę się martwić o swoje auto i przynajmniej staram się nie martwić o dowód rejestracyjny. Oprócz Adama w organizację zaangażowani są też inni pasjonaci, nie tylko aut, również artyści, filmowcy, fotografowie, czy ludzie z konkretnych miast, pomagający w wytyczeniu bezpiecznej trasy. Omawiana edycja to dzieło Adama @adam_wlodarz, Łukasza @zulukuki i Piotrka @ciepanek.
Kanjo nights to eventy utrzymywane w tajemnicy na etapie organizacji, nie są nastawione na pokazywanie całemu światu, że hallo pobudka, to my tuningowcy! To spotkania pozwalające zamknąć się na chwilę w ścisłym gronie pasjonatów, którzy mimo że teoretycznie się zamykają, to są niesamowicie otwarci. Otwarci na styl, wyrażanie osobowości poprzez samochód i otwarci na innych pozytywnych motoryzacyjnych wariatów. Założeniem było zgromadzenie właśnie tych aut, które można po polsku określić mianem „kandżówy”. W naszych realiach to może być i 1.3, ale niech to będzie Honda Civic, zrobiona w tym stylu, który przywodzi na myśl japońskich wojowników z estakad Osaki.
Tych aut w Polsce mamy ograniczoną ilość, ale można wyjść nieco szerzej i zaprosić także inne unikatowe lub po prostu zrobione w klimacie stare japońskie fury.
Informacja o wydarzeniu pojawia się chwilę przed nim tam, gdzie ma się pojawić i wtedy jest czas na próbę dołączenia do zamkniętego grona. Jeśli chcesz, to znajdziesz.
Selekcji nie przejdzie nowe japońskie toczydełko w leasingu, nudne japońskie toczydełko czy (to akurat sprawdzone na własnej skórze) Subaru Legacy III kombi.;) Mimo, że w ładnym stanie, fajnym kolorze, na oryginalnej feldze, z przyjemnym wydechem… Adam rok temu odmówił. Wtedy mógłbym mieć lekkiego focha, dziś jeszcze bardziej to rozumiem. Wszystkich odsiać się nie uda, ale będąc na tym wydarzeniu naprawdę otaczają Cie auta, które chcesz tam widzieć! Jeśli otrzymasz odmowę, musisz przyjąć to z pokorą, ale zgłaszając się trzydziestoletnią Hondą komisja nie obraduje długo i wstęp jest przyznany. Dalsze szczegóły poznasz gdy zgłosisz się trzydziestoletnią Hondą na kolejne Kanjo.
Jakie są zasady? Z Kanjo racerów czerpiemy inspiracje, aby mieć klimatyczne auta, ale korzystać z nich musimy zgodnie z prawem, bo jednym z najważniejszych punktów tego wydarzenia pozostaje bezpieczeństwo i powrót do domu w całości. Żadnego buczenia wydechem, żadnego driftu i innych sytuacji, które łamią przepisy, czy zakłócają spokój mieszkańców miasta. Niech podniesie rękę ten, który w takim przypływie endorfin z powodu uczestnictwa w tego typu wydarzeniu nie przejedzie kawałka 3 biegiem zamiast 5… Ale w granicach rozsądku! Jeśli ulegniesz emocjom i zaczniesz palić laka między autami, spotka Cie dosadne męskie pytanie, które tutaj trzeba by wygwiazdkować.
Łódź, maj, środek tygodnia, wieczór, umówione miejsce.
Łódzkie „daikoku” – taka nazwa nieśmiało jest używana, zainspirowana parkingiem przy autostradzie Shuto Expressway (naturalnie w Japonii), gdzie w tle są betonowe estakady. Niezwykle wdzięczne miejsce do fotografii. Tak więc łódzkie „daiukoku” zapełnia się najlepszym japońskim towarem. Tym który piąty właściciel wstecz kupił w niemieckim salonie, ale też tym przywiezionym np. z Japonii, z kierownicą po prawej stronie. Szkoda wymieniać, zobacz poniżej.
Godzina kulturalnego spotu, czas na networking, zdjęcia, nagranie kilku ujęć do klipów, które powstaną po wydarzeniu i na sygnał… Start. Gęsiego, grzecznie, w granicach przepisów, aby wspólnie przejechać się tymi wspaniałymi autami, do kolejnej miejscówki. Ta bardziej uczęszczana przez łódzkie środowisko motoryzacyjne, gdy jesteśmy na miejscu światła parkingu już nie świecą. Znów mamy chwilę na wymianę zdań, nagranie, sfotografowanie fur i w drogę.
Policja
Policji nie było. Dlaczego? Bo mimo tworzenia tej kolorowej kawalkady nie zwracaliśmy na siebie uwagi i zachowywaliśmy się z szacunkiem do tych, którzy (tak jak my) idą rano do pracy i już leżą grzecznie w łóżkach. Gdyby policja się pojawiła? Kwestia człowieka i tego jak chce potraktować drugiego człowieka, problem znaleźć można zawsze, jednak tu naprawdę trzeba by go szukać gdzieś indziej niż w prędkości czy stylu jazdy. Dyscyplina była na najwyższym poziomie. Powrót na pierwotne miejsce spotkania i już wedle uznania – chwila na pogaduchy lub pożegnanie i jazda w stronę domu.
Co jest w tej imprezie piękne? To, że było dokładnie tak, jak napisano powyżej. To, że spotkało się kilkudziesięciu pozytywnych ludzi, aby poobcować ze swoimi ulubionymi maszynami. Trafiły się nawet urodziny.
Ludzie z Łodzi, Kielc, Warszawy, czy bardziej odległych rejonów. Nagromadzenie tego, co potocznie nazywamy JDM ogromne! To co warto podkreślić, to zrozumienie dla idei imprezy pod kątem selekcji. Ile razy w tygodniu widzisz Nissana 350Z, seryjnego Lexusa IS200, czy Hondę Jazz? A ile razy Mitsubishi Colta GTI III generacji? No właśnie.
Kanjo nights jest niekomercyjne, przy okazji każdej edycji produkowane są wlepy, z których pieniądze trafiają na szczytny cel. W 2022 roku nikogo nie dziwi, że całość zysku z wlep po Kanjo night Łódź przekazana będzie potrzebującym, poszkodowanym w wojnie, która ma miejsce w Ukrainie.
Zakończę ten tekst gwałtownie, ale jednym zdaniem: Adam, rób to dalej człowieku!