Jeśli nie wiesz kim jest Szaya, to trafiłeś na zły portal. Bo powinieneś wiedzieć, że Krzysztof Szaya Szaykowski to jedna z największych osobowości w sporcie motorowym w Polsce. Niestety na początku roku 2018 ta historia została przerwana.

Większość osób kojarzy Szayę z komentowania rajdów, szczególnie Barbórki Warszawskiej oraz Wyścigów Górskich czy zawodów Rallycross. Nie obawiał się kamery czy tłumów. Był tak samo przekonujący w rozmowie bezpośredniej, jak i… przed pełną trybuną. Znał wszystkich i wszyscy jego znali. Z motoryzacją i sportem był związany od zawsze. Można powiedzieć, że jego życie kręciło się wokół motoryzacji. Najpierw sam czynnie uczestniczył jako kierowca i pilot, później jako komentator.

Szaya – wiedział o co chodzi w motorsporcie

Krzysztof Szaykowski zaczął ścigać się w czasach kiedy wszystkie prace techniczne robiło się samemu, a pojazdy i części zdobywało się w przeróżne sposoby i handel wymienny jak za czasów przed wynalezieniem żarówki. Potrafił rozbierać silniki w domowej kuchni, tak to się robiło. Brak garażu był problemem, ale nie był to problem nie do przeskoczenia.

Później po zakończeniu swoich startów skupił się na pracy z młodzieżą.  Ale nie była to praca przy biurku czy oglądanie filmów na YouTube. Projekt Junior Buggy wykorzystał do podniesienia wiedzy i umiejętności młodych ludzi, a także po prostu nauki życia i rozwiązywania problemów nie tylko mechanicznych.

Zawodnicy sami budowali i naprawiali „Szayowozy”, którymi się później ścigali. Właściwie ta najważniejsza część pracy z młodzieżą odbywała się podczas życia w garażu, a same zawody były tylko podsumowaniem. A on tam z nimi cały czas był, doglądając wszystkiego. Większość tych ludzi obecnie ma swoje warsztaty, lub dalej się ściga. Najbardziej utalentowani próbowali swoich sił na arenie międzynarodowej.

Stworzył i przez wiele lat prowadził Sekcję Młodych w Warszawskim Automobilklubie Rzemieślnik oraz doglądał cyklu Pucharu Polski Junior Buggy, którego był inicjatorem.  Szaya miał jedną cechę, która czyniła go wyjątkowym. Miał ogromny dar docierania do ludzi, w szczególności do młodzieży. Umiał zjednać sobie młodych, przemówić do ich jeszcze ledwo rozwiniętego rozsądku. Oni go naprawdę słuchali, czasami bardziej niż bezradnych wobec „buntu nastolatka” rodziców.

Szaya nie był politycznie poprawny, ale tym wygrywał

Działo się to, bo mówił do nich to co myśli, nie udawał „cool kolegi”, nie był też politycznie poprawny ważąc słowa i uważając czy ktoś się nie obruszy. Umiał doceniać, ale i dogrzać. To dawało efekty. Dlatego tak łatwo i szybko zjednywał sobie kolejne osoby bez względu na wiek czy poglądy. Wystarczyła chwila rozmowy i już. Kilku wyciągnął z „szamba”.  Nie bawił się w zbawcę, tylko jak miał okazję to zadziałał.

Kolejnym owocem Sekcji Młodych Szayi jest kadra sędziowska, ludzie którzy są elitą i pracują na rajdach, rallycrossie i wyścigach. Każdy mógł dołączyć, chłopaki i dziewczyny, młodzi i starsi. Szaya czekał co tydzień w biurze Ak-Rzemieślnik w każdy poniedziałek. Miał czas dla każdego.

Krzysztof miał także swoją pasję czyli klasyczną motoryzację. Kiedy mógł to pojawiał się na imprezach i zlotach klasyków. Przez swoje życie miał wiele historycznych pojazdów, ale spełnieniem jego marzeń był Cadillac, nie mógł się go doczekać kiedy już go zakupił za oceanem i trwał transport. Auto wyjątkowo pasowało do jego stylu, po skończonym remoncie byli nie rozłączni. Warto dodać że była to pasja jeżdżenia, a nie trzymania auta pod kocem. Jak tylko starczało pieniędzy to Cadillac i Szaya byli w drodze.

Śmierć  Szayi to ogromna strata dla całego motorsportu

Po cichu liczyliśmy, że mimo gorszego stanu zdrowia, jeszcze chociaż zdalnie przy dzisiejszej technice usłyszymy jego głos na Karowej. Nie musiał przecież widzieć całej trasy, mógł komentować to, co widzi na monitorach. Sam przyznał, że ze swojego miejsca komentatorskiego i tak nie widział całej trasy i jak auto znikało z pola widzenia to musiał „improwizować” i robił to po mistrzowsku. Przez ostatnie edycje, kiedy już nie komentował to bardzo tęsknił za Panią Karową, za tą atmosferą i kibicami. W telewizji nie oglądał relacji. Mówił, że ten klimat był możliwy tylko na miejscu, aby czuć to każdym elementem ciała i każdym zmysłem, mieć cały czas kontakt z tłumami które tam były. To dawało mu moc do komentowania. Tak chciał to wszystko zapamiętać.

fot. Michał Kondrowski