Mery Czepiel: „Chciałabym, żeby czasami flaga w szachownicę się mnie słuchała”.

fot. Mery Czepiel - oficjalny profil Facebook

Mery Czepiel szturmem przejmuje polską scenę wyścigową, udowadniając że płeć piękna może z wielkim powodzeniem walczyć o prym na motorsportowej arenie. Zapytaliśmy Marcelinę o emocje, które towarzyszą jej podczas rywalizacji. Sprawdziliśmy też czy rygor i profesjonalizm można połączyć z urokami młodości.

Gdy na najsłynniejszych obiektach całego świata trwa walka o dominację wśród motorsportowych herosów, w ich cieniu trenują już przyszli mistrzowie, pretendenci do wyścigowych i rajdowych tronów. Zazwyczaj nie towarzyszy im aż tak wiele obiektywów, a ich nazwiska rzadziej goszczą na łamach czołowych, branżowych portali. Nie można jednak odmówić im pasji i determinacji. A poziom ich rywalizacji jest często równie emocjonujący.

Jak wyglądają początki tych karier? W jaki sposób szkolą się zawodnicy, którzy dopiero marzą o wielkich triumfach i udziale w czołowych, profesjonalnych seriach? Ile kosztuje ich codzienna walka o realizację pasji i jak wiele wyrzeczeń to generuje? W końcu, jakie towarzyszą im emocje, jak radzą sobie z pierwszymi problemami na drodze do sukcesu? Postanowiłem, że te pytania zaadresuję do Mery Czepiel, młodej zawodniczki, która powoli wyrabia sobie markę w świecie motorsportu, pukając coraz śmielej do wrót wielkiej kariery.

fot. Mery Czepiel – oficjalny profil Facebook

Nie pozostawić nic przypadkowi

JS: Jak wyglądają Twoje przygotowania do sportowej rywalizacji? Pakowanie się, proces logistyczny? Kiedy tak naprawdę zaczyna się… Twój weekend wyścigowy?

MC: „Tak naprawdę weekend wyścigowy zaczyna się dla mnie już w momencie opłacenia udziału w zawodach. Zazwyczaj na dwa, trzy tygodnie przed terminem wyścigu, w zależności od tego kiedy zostanie otwarta lista. Muszę wtedy obmyśleć co potrzebuję, co mam zapakować, czego możemy się spodziewać. A samą siebie, swój ekwipunek, pakuję zazwyczaj już dwa dni wcześniej. Mimo tego, że wszystko planujemy, że jest lista, to i tak w ostatnich godzinach jest chaos, misz-masz. Raz nawet zdarzyło się, że nie zabraliśmy… kasku. I trzeba było go kupić na ostatnią chwilę, w sklepie sportowym w Poznaniu. Ja sprawdzam zazwyczaj swoje „rzeczy”. Opony, felgi, namioty – tym zajmuje się już tata”.

JS: Czy kiedy jesteś jeszcze w domu, gdy wiesz, że za moment czeka Cię walka na torze, istnieje coś takiego jak trening na „sucho”? Zapoznajesz się z trasą, rozpisujesz ewentualne scenariusze? Planujesz wtedy swoje kroki za kierownicą?

MC: „Wygląda to tak, że wtedy siadam i skupiam się na swoich doświadczeniach, na przykład na najlepszym okrążeniu. Przypominam sobie co się wydarzyło, jak to zrobiłam. Próbuję to odtworzyć, żeby mieć pewność, że w danym momencie dałam z siebie 100%, ewentualnie 101%. Taka analiza jest potrzebna. Bardzo lubię robić to też przed samym wyścigiem. Zamykam oczy, wyobrażam sobie siebie w samochodzie. Jadę wirtualnie, w powietrzu zmieniam biegi, pracują nogi. Zdarzało się że wcześniej, gdy mocno stresowałam się wyścigami, potrafiłam nawet pracować nogami… przez sen. Całe ciało to przeżywało”.

fot. Mery Czepiel – oficjalny profil Facebook

Pełen profesjonalizm

JS: Czy starty w seriach wyścigowych, zarówno te w Polsce jak i te za granicą, kiedykolwiek wymagały od Ciebie dodatkowego treningu fizycznego? Pracujesz dzisiaj nad koordynacją, wytrzymałością organizmu czy czasem swojej reakcji?

MC: „Nieprzerwanie! Cały czas muszę być w formie. Nawet gdy niespodziewanie dostałam propozycje startu w wyścigu endurance w Polsce, musiałam być gotowa. Myślę, że bez wcześniejszych przygotowań fizycznych nie byłabym w stanie wytrzymać całej godziny w samochodzie, jadąc tempem wyścigowym. Tam naprawdę idzie się zmęczyć, spocić. Po wyjściu z auta jest się wycieńczonym. Mam rozpisane konkretne ćwiczenia na dany dzień. Głównie trenuję obręcz barkową i korpus. Te mięśnie muszą przytrzymać całe ciało. Dzięki temu wydajność organizmu jest zawsze bliska 100%, co procentuje podczas wyścigu. W upale szybciej się męczymy, w deszczu szybko męczy się wzrok. Trening jest podstawą”.

JS: To brzmi bardzo profesjonalnie. Czy podobnie podchodzisz też do kwestii diety? W Twoim jadłospisie jest coś specjalnego, co przekłada się na Twoje wyniki i samopoczucie za kierownicą wyścigówki? Co jada się przed występem na torze?

MC: „Powiem szczerze, ze specjalnej diety korzystam dopiero od obecnego sezonu, ma ona pomóc mi w przygotowaniach do startów. W tamtym roku nie do końca wiedziałam jak się za to zabrać, do kogo się zwrócić. Zazwyczaj dobrze się czułam, gdy jadłam na przykład grillowaną pierś i wypiłam sok pomarańczowy. Byłam wtedy żwawsza. Oczywiście, porcja nie była duża, aby nie obciążać układu trawiennego przed wyścigiem. Owoce i warzywa napędzały mnie bardziej, dawały siłę, energię do walki. Starałam się zabierać je na tor”.

fot. Mery Czepiel – oficjalny profil Facebook

Przezwyciężyć słabości

JS: Jak, będąc w dodatku tak młodą kobietą, radzisz sobie ze stresem? Czy czułaś, że potrafi Cię sparaliżować? A może wręcz przeciwnie, stał się już motywatorem?

MC: Na samym początku, gdzie chyba po dwóch miesiącach miałam pojechać pierwszy wyścig, mówiłam, że to niemożliwe, że to za szybko. Byłam kłębkiem nerwów, trzęsłam się, nie mogłam się na niczym skupić. To było rozpraszające. Gdy w wyścigu popełniłam błąd, to nie skupiałam się na dalszej jeździe. Myślałam tylko o stracie czasowej. Teraz już tego nie ma. Przed samym wyścigiem mówię do siebie „just do it, wsiadaj, idź zrobić swoje”.

Najbardziej stresującym momentem jest start, każdy może popełnić błąd. Jest amok, wszyscy prą do przodu, to apogeum. Ale gdy w głowie jest pewien schemat którego jesteśmy pewni, który trzeba wykonać, człowiek staje się spokojniejszy. Kiedyś się tym przejmowałam. Myślałam, że przesadzę z obrotami, zmielę koła. A teraz? Troszeczkę obrotów, sprzęgło. Jak będzie zielone światło to puszczaj i… dzida! To zawsze działa!”.

JS: Jesteś już na torze, gotowa do walki. Jak wygląda poranek przed startem? Czy jest jakiś przesąd, którego się trzymasz? Coś, co musisz zrobić przed wyścigiem?

MC: „Chyba nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Chyba nie ma takiej rzeczy… Może zaliczymy do tego naprawdę wczesne wstawanie. Znacznie wcześniej, niż to z reguły konieczne. Robię to, żeby rozładować stres, wyzerować umysł. Do tego dochodzą ćwiczenia i odpowiednia rozgrzewka. Ale nie ma raczej żadnego talizmanu, koniecznego nawyku”.

fot. Mery Czepiel – oficjalny profil Facebook

Gotowi, do startu, start!

JS: Wiemy jak wygląda moment startu. Co dzieje się później? Co myśli się podczas wyścigu? Masz jakąś ciekawą anegdotę? Jak mija Ci czas za kierownicą?

MC: „Ja zawsze myślałam, że podczas wyścigu jestem spokojna, wyciszona. I nie mówię zbyt dużo. Wyścig endurance w zeszłym roku pokazał mi, że jest dokładnie… odwrotnie. Było tam sporo zawodników z innych klas, którzy czasami nas blokują. Był jeden kierowca, którego nie mogłam wyprzedzić. A mój zespół słyszał to, co mówię. I to niekoniecznie napawało ich… pozytywnymi myślami. Byli pewni, że coś się stało, że jest nie tak. A ja po prostu się bulwersowałam. On mnie nie puszcza, a my nawet nie walczymy ze sobą. A jeśli chodzi o sprinty, staram się skupiać. To ważne, niezależnie od pozycji w danym wyścigu… 

Raz przegrałam wyścig tylko dlatego, że odpuściłam, bo byłam ostatnia. Jechałam więc z zapasem, no bo po co forsować tempo? A okazało się, że dwóch zawodników dostało karę. I mogłam ich z łatwością przeskoczyć, gdybym się pospieszyła. Zabrakło jakiejś… sekundy. Teraz już zawsze jadę do końca. Nawet ostatnio dostałam uderzenie w bok, rozerwało mi koło. I sześć kółek jechałam na samej feldze. Nie zjechałam do boksu i zyskałam dwie pozycje. Tylko dlatego, że ktoś inny też wypadł z toru. To złota zasada. Zawsze do końca!

fot. Mery Czepiel – oficjalny profil Facebook

Momenty frustracji

JS: Podczas Twoich startów obecny jest strach? Zawodnikowi… wypada się bać?

MC: „Każdy w jakiś sposób się boi. Wyścigi, jakikolwiek sport, nie tylko ten motorowy wymaga respektu. Wszystko może się wydarzyć. Sprzęt jest przygotowany, sprawdzony po kilka razy. A wciąż któryś wężyk może po prostu „puścić”. Musisz mieć to z tyłu głowy. Ewentualnie ktoś może przesadzić, przepałuje hamowanie, wybije cię. To jest margines, tysięczne procenta. Ale jest. Ten minimalny strach zawsze będzie, z respektem podchodzi się do sprzętu i wszystkich innych kierowców, z którymi przyjdzie nam walczyć na torze”.

JS: Był kiedyś moment, w którym Mery dosłownie… wyszła z siebie? Chwila frustracji, złości czy furii? Gdzie chciałaś zedrzeć kombinezon i porzucać kaskiem?

MC: „I to aż dwa razy! Niestety muszę się dziś do tego przyznać, choć po prostu mi głupio. Pierwszy raz przydarzył się w Salzburgu, na początku pucharu 318 IS Cup. W czasówce byłam wysoko, na piątej lokacie. Wyprzedzałam kolejnego zawodnika, który chyba nie mógł sobie na to pozwolić, wytrzymać, że go mijam. Uderzył mnie w bok. Ja wbiłam się w bandę, on pojechał dalej. Byłam tak sfrustrowana, że miałam ochotę rzucić kaskiem w jego stronę.

Drugi moment był już w Polsce, podczas deszczowego wyścigu. Był ogłoszony komunikat o aucie bezpieczeństwa. I to na trzech punktach sędziowskich. Dojeżdżając do trzeciego z nich zostałam… wyprzedzona przez pięciu zawodników. Nie wiem do końca dlaczego tak się stało. Safety car to przecież safety car. Wszyscy mają zwolnić. Inni tłumaczyli się, że nie do końca to widzieli. Cóż, udostępniłam nawet film na Facebooku, na którym wszystko widać”.

fot. Mery Czepiel – oficjalny profil Facebook

Docenić te jasne strony

JS: Odbijmy tę sytuację, druga strona medalu. Czy był już taki moment, w którym świętowałaś, jakbyś właśnie zdobyła swoje wymarzone… mistrzostwo świata?

MC: „Tak! Moje pierwsze wyścigi w Abu Dhabi. Miałam nawet przygotowany tort, były w niego wbite wszystkie miejsca, które zajęłam. Ale nie mówimy tu o jakiejś niesamowitej balandze. Szampan był bezalkoholowy, to było jeszcze przed osiemnastką. A drugi moment, to był dla mnie niebywały sukces, wywalczone jedenaste miejsce w pucharze BMW M2 i szóste na Red Bull Ringu. Sama sobie świętowałam. To nie były wyniki, których wtedy oczekiwaliśmy. Ale one były wywalczone. Dałam tam z siebie po prostu wszystko!”.

JS: Jesteś w przededniu momentu, gdzie nazwisko „Czepiel” stanie się bardzo rozpoznawalne. Jak często więc stery przejmuje… wyobraźnia? Wyobrażasz sobie siebie w walce o mistrzostwo, marzysz o wielkich triumfach, sama się nakręcasz?

MC: „Oczywiście, że tak! Dla mnie każdy wyścig, obojętnie jakiej rangi, nawet zabawa czy treningi kartingowe, to coś wielkiego. Od razu wyznaczam sobie cel. Ja muszę być tu, dojechać tak, zdobyć to. A tutaj muszę być pierwsza, bo to potrafię. Ciągła walka. A skoro coś potrafię, to dlaczego nie mam tego zrobić? Pamiętam jeden wyścig, swój pierwszy za kierownicą BMW M2. Odstawałam tam od reszty, głównie doświadczeniem. No i co? Odstaję, bo wcześniej nie jeździłam tak mocnymi samochodami. Ale dlaczego nie mam się dobrze pokazać? Dlaczego mam odpuścić? Pojadę najlepiej jak mogę, wycisnę ile się da.

Zawsze jest ten 1% szansy na zwycięstwo. I każdy mój wyścig to walka o mistrzostwo świata. Pozytywne nakręcanie się jest ważne. Nie można tego tylko pomylić ze zbyt wysokimi ambicjami. Pewnych rzeczy nie da się po prostu przeskoczyć. Ale trzeba wierzyć”.

fot. Mery Czepiel – oficjalny profil Facebook

Jeszcze jedno okrążenie

JS: O czym Mery Czepiel marzy najbardziej po przecięciu lini mety, już na finiszu?

MC: „Może to głupio zabrzmi, ale czasami marzę właśnie o… fladze w szachownicę. Tak miałam na przykład w Dubaju. Nigdy tego nie zapomnę. Tam było tak gorąco, już opadałam z sił. Wyjeżdżając na linię start/meta chciałam, żeby to już było to ostatnie kółko. Już ostatnie spięcie się, koncentracja. Ale proszę, niech będzie już ta flaga! Podobnie jest, gdy ktoś siedzi Ci na plecach, gdy się bronisz. Już chcesz te metę, chcesz wygrać, zachować pozycję. Ale z drugiej strony, gdy zostały dwa lub trzy okrążenia, gonisz kogoś i masz lepsze tempo, to powtarzam w myślach „jeszcze nie, niech jeszcze nie będzie tej flagi, jeszcze chwilka. Ja go dogonię, wyprzedzę!” Fajnie by było, gdyby ta flaga mnie słuchała”.

JS: Motorsport to sztuka wyrzeczeń. Jaki jest złoty środek, aby połączyć młodość, potrzebę spędzenia czasu z przyjaciółmi, imprezowania i korzystania z życia z… sezonowym rygorem wyścigowym i napiętym harmonogramem Twoich startów?

MC: „Jest naprawdę bardzo ciężko. W tamtym roku, gdzie startowałam jeszcze w pucharze BMW M2, było to szczególnie trudne. Wracałam do domu w poniedziałek rano, miałam może trzy dni „luzu”, w których już przepakowywałam walizki. A w niedzielę wyjeżdżałam na kolejny start. Czasu dla siebie praktycznie nie było. Jak już była chwila spokoju, to jeździłam na takie słynne miejsce nieopodal Krakowa – „widoczek”. Tam mogłam chwilę posiedzieć, porozmawiać z przyjaciółmi. Albo odpocząć, patrząc na panoramę miasta nocą.

Dzień po weekendzie wyścigowym nie da się mnie wyciszyć. Muszę opowiedzieć co się działo, gdzie, kto, jak. Opisać każdy moment wyścigu. Ale potem wracam do codzienności. Lubię wtedy posiedzieć, popatrzeć, wyciszyć się… Wraca równowaga. Spada to ciśnienie”.

fot. Mery Czepiel – oficjalny profil Facebook

Najlepsza wersja siebie

JS: Czy Marcelina Czepiel i Mery Czepiel to ta sama osoba? Czy jednak podczas sesji wyścigowych zmieniasz się nie do poznania? Którą „wersję” siebie wolisz?

MC: „To są dwie, zupełnie różne osoby. Aż się czasami dziwię jak bardzo! Na co dzień jestem jednak introwertykiem. Wolę spędzać czas w domu, wyciszyć się, posiedzieć z rodziną, obejrzeć serial. Ale na torze jest kompletnie inaczej. Chcę wychodzić do ludzi, porozmawiać, pośmiać się, pospacerować. Jestem dosłownie wszędzie. W zeszłym sezonie pojechaliśmy nawet wspólnie na poznańskie jeziorka. Nagle całe życie się odwraca. A w domu wolę zostać sama, zrelaksować się, odpocząć. I stanowczo wolę tę… Mery Czepiel”.

fot. Mery Czepiel – oficjalny profil Facebook

Nowe ambicje Mery Czepiel

Trzymamy kciuki, aby rok 2022 był dla Marceliny kolejnym przełomem w motorsportowej przygodzie. Niech będzie to sezon bogaty w kluczowe dla dalszej kariery doświadczenia, pełen sukcesów, momentów radości oraz wielu „szampanowych” celebracji na podium. Przede wszystkim, niech przykład Mery będzie też drogowskazem dla innych kobiet, które marzą o spróbowaniu swoich sił za sterami sportowego auta. Do zakochania… jeden krok!

Zachęcamy Was do zaobserwowania mediów społecznościowych Mery Czepiel. Znajdziecie tam wszystkie informacje dotyczące startów, relacje z poszczególnych imprez oraz mnóstwo treści przepełnionych… pasją do wyścigów. Jeśli chcecie poznać plany bohaterki niniejszego artykułu, zapraszamy do nabycia 36 numeru magazynu Rally and Race, w którym pytamy Mery o tegoroczną kampanię, zespołowe cele i samochody, w których przyjdzie jej się bić o kolejne triumfy. Zarówno te w kraju, jak i na europejskich obiektach.