Problemy mieli już Chwietczuk, Łukjaniuk, Herczig, Widłak, Mikkelsen, Solans i Rodriguez. Licznik kraks i wycofań Rajdu Azorów bije w zastraszającym tempie.
Już od pierwszych zapowiedzi wiedzieliśmy, że tegoroczny Rajd Azorów może być zarówno najtrudniejszą, jak i najciekawszą rundą mistrzostw Europy ERC. Swoje obawy wyrażało wielu zawodników, o największym wyzwaniu w całej karierze mówił też debiutujący na wulkanicznych wyspach Mikołaj Marczyk. Zapowiedzi potwierdziły się. Ogromne problemy mają zarówno dominatorzy tego sezonu, jak i kierowcy startujący w niższych klasach. Już teraz z gry odpadło wiele naprawdę głośnych nazwisk. A za nami zaledwie… trzy próby.
Wycofań przybywa z każdą minutą…
Pamiętacie piękne krajobrazy, skąpane w promieniach Słońca skały, spokojne fale, bujną roślinność i wulkaniczne wzgórza? Na filmach zapowiadających imprezę Azory jawiły się jako rajska kraina. Dzisiejsze realia są jednak, delikatnie mówiąc, odmienne. Archipelag zdominowała wielka ulewa i wichura, widoczność jest ograniczona a szuter przypomina… lodowisko. Tak w najkrótszy sposób można opisać realia piątej rundy mistrzostw ERC.
Aleksiej Łukjaniuk już na pierwszym odcinku specjalnym złapał kapcia. Rosjanin stracił przez to blisko dwie minuty. I choć obrońca tytułu bardzo szybko zaczął odrabiać sporą stratę (na drugiej próbie był blisko czternaście sekund szybszy od swoich rywali), popełnił błąd na OS3 Lagoa de São Brás i poważnie rozbił swojego czarnego Citroena C3 Rally2.
Pierwszego oesu nie ukończyli też Hiszpan Nil Solans i Węgier Robert Herczig. Obaj roztrzaskali swoje Skody Fabie Rally2 evo. Andreas Mikkelsen zgłaszał problemy z systemem wycieraczek i nie mógł utrzymać bojowego tempa. Czech Erik Cais narzekał na słabe opony i całkowity brak przyczepności. Kilka chwil temu swoją przygodę zakończył też Yoann Bonato. Po wypadku Francuza droga jest nieprzejezdna. Odwołano trzeci odcinek, inne załogi, w tym Mikołaj Marczyk, otrzymają od zespołu sędziowskiego nadany czas.
Polacy nie mają szczęścia…
Niestety, nasi reprezentanci nie mieli dziś szczęścia. Powyższe zdjęcie przedstawia rozbity samochód Igora Widłaka. Rozstawiony z numerem 23 kierowca najprawdopodobniej wyjechał zbyt szeroko, uderzył w skałę i dachował swoim Fordem Fiestą Rally3. Nie mamy na szczęście żadnej informacji, aby duet Widłak/Dymurski odniósł jakiekolwiek obrażenia. Niestety, na OS2 Tronqueira rozbił się nie tylko reprezentant teamu Kompani Górniczej.
Adrian Chwietczuk, który podczas tegorocznej imprezy zmienił malowanie swojej Skody, aby upamiętnić tragicznie zmarłą podczas Rajdu Śląska Agnieszkę Pyrę, przekonał się na własnej skórze jak zdradziecki jest szuter Azorów. Olsztynianin całkowicie zniszczył swoją Fabię, na szczęście załodze nic się nie stało. Podczas „trójkowego”, lewego zakrętu tylna oś wyprzedziła przednią, a duet Chwietczuk/Baran byli tylko pasażerami, czekającymi na… nieuniknione. Nie wiemy, czy ekipa Hołowczyc Racing powróci na sobotnie próby imprezy.
Miko Marczyk na szczęście uniknął większych przygód i wciąż jest w stawce. Po drugiej piątkowej próbie zajmował siódme miejsce i tracił do lidera blisko pięćdziesiąt sekund. Prowadzi gospodarz, Ricardo Moura w Skodzie Fabii Rally2. Marczyk powinien awansować, lokatę przed nim znajdował się wspomniany Bonato, który zakończył już rywalizację.
Pogoda zmienną jest…
Przed nami zasłużony odpoczynek i serwis, podczas którego mechanicy postarają się postawić na nogi mocno uszkodzone samochody. Nie wiemy niestety, czy Polacy będą w stanie powrócić na jutrzejszą rywalizację. O godzinie 16:47 rozpocznie się druga, piątkowa pętla. Przed stawką Rajdu Azorów kolejne trzy odcinki specjalne, w tym ponowny przejazd Graminhais i Tronqueira. Trzymamy kciuki za reprezentanta Orlen Teamu, Miko Marczyka, który wciąż walczy o jak najlepsze lokaty. Miko, podobnie jak Adrian wspominali, że Rajd Azorów jest najtrudniejszą imprezą, z jaką mierzyli się w swojej motorsportowej karierze.
Wyniki live rywalizacji na malowniczych Azorach można śledzić na oficjalnej stronie rajdu.