Rusza nowy sezon Drift Trophy

441

Już jutro, 02 czerwca, najmłodsza polska seria driftingowa oficjalnie zainauguruje swój drugi sezon. Na listach na startowych tej rundy nie brakuje debiutantów, ale też i bardzo znanych nazwisk polskiego driftingu. Emocje gwarantowane!

Drift Trophy sezon rozpocznie po raz kolejny w Toruniu, a konkretnie w miejscowym MotoParku. Pierwsza runda zaplanowana jest na pierwszy weekend czerwca. Finał, czyli czwarta odsłona cyklu, także odbędzie się na tymże obiekcie.

  • Pion organizacyjny naszej ligi to głównie osoby z Torunia, także nie jest przypadkiem, że ten tor wykorzystujemy w szczególny sposób – podkreśla Tomasz Niejadlik, dyrektor Drift Trophy. – Dla mnie ten obiekt przez lata był niemalże jak drugi dom, spędziłem w tym miejscu kupę czasu, znam ten tor praktycznie jak własną kieszeń. Poza tym to bardzo lubiany obiekt przez drifterów. Lubią tu trenować i rywalizować. Specyfika tego toru bardzo odpowiada tym, którzy kochają jazdę bokami do przodu. Ponadto, w terminie ostatniej rundy, czyli 11. listopada w Narodowe Święto Niepodległości z drifterami spotykamy się na Torze Toruń regularnie już od kilku lat. Najczęściej bywały to duże treningi, a w 2013 i 2018 roku zorganizowaliśmy zawody. Te spotkania to już w zasadzie poniekąd tradycja. Stąd też chyba nikogo nie dziwi, że ten nasz „domowy” tor eksploatujemy w takim stopniu. Poza rundami ligi organizujemy w tym miejscu dodatkowe treningi driftingowe, w tym przedsezonowe testy otwarte niemal dla wszystkich.

Druga runda DT 2019 zagości na położonym pod Czaplinkiem lotnisku Broczyno w dniach 24-25. sierpnia. Trzecia odsłona cyklu zaplanowana jest także w tym rejonie kraju, a konkretnie w koszalińskim Motoparku 05-06. października.

  • Wybór tych wszystkich miejscówek w dużej mierze podyktowany był ich specyfiką – stwierdza Tomasz Niejadlik. – Bardzo zależało nam na miejscach, gdzie radość z jazdy będzie miał każdy, nie wyłączając bardzo doświadczonych i wymagających w tym względzie kierowców, jednak szukaliśmy też obiektów, które tym nieco mniej doświadczonym, a nawet początkującym zawodnikom, dadzą duże możliwości w nauce driftingowego rzemiosła. Dodatkowym wymogiem przy tym było też bezpieczeństwo.

Każda z czterech rund tegorocznego cyklu będzie miała formę grand prix z dodatkowym trofeum. I tak pierwsza odsłona sezonu 2019 będzie odbywała się o Puchar Toru Toruń, kolejne o – Puchar Pomorza, Puchar Bałtyku i Puchar Niepodległości.

Thriller na zakończenie

Jeżeli sezon 2019 potoczy się jak ten ubiegłoroczny, to kibiców czekają emocje jak na filmach Hitchcocka. Żadna inna liga rozgrywana w ubiegłym roku w Polsce nie miała aż tak pasjonującej końcówki sezonu. W pozostałych seriach najważniejsze rozstrzygnięcia w zasadzie zapadły już przed finałowymi rundami, tymczasem w przypadku Drift Trophy losy końcowych tytułów ważyły się w obu klasach dosłownie aż do ostatnich przejazdów. Podczas całych zawodów, które odbyły się 11 listopada, nie brakowało nagłych zwrotów akcji spowodowanych kolizjami, i awariami, wśród których było nawet urwane podczas driftu koło.

Nieraz sytuacja zmieniała się niemalże jak w kalejdoskopie. W sytuacji, gdy wydawało się, że jakiś zawodnik jest już w zasadzie bez szans, nagle wszystko wywracało się do góry nogami. Co warte podkreślenia, czołowi zawodnicy obu klas zaprezentowali bardzo wysoki

poziom sportowy, którego nie powstydziłaby się zapewne żadna inna liga. Na uwagę zasługuje również frekwencja finału DT. Do udziału w ostatniej rundzie zgłosiło się aż 72 kierowców, co jest rekordowym wynikiem, jak na zupełnie nową serię, jednak organizatorzy z racji na formułę rozgrywania zawodów (cała rywalizacja wraz z treningową rozgrzewką odbywała się jednego dnia) i szybko zapadający w tym okresie zmrok, nie byli w stanie dopuścić do rywalizacji więcej niż 45 zawodników.

Przed finałową rundą w klasie wyższej, czyli Trophy, szansę na końcowy triumf miało aż kilkunastu zawodników, przy czym w czołówce tej generalki było niezwykle ciasno. Różnica między pierwszym a dziewiątym zawodnikiem wynosiła raptem cztery punkty, co równało się różnicy odpowiadającej raptem czterem miejscom pomiędzy zawodnikami w pojedynczej rundzie ligi!

Ostatecznie triumf mistrza sezonu 2018 w tej klasie przypadł Mateuszowi Krawczykowi (Mercedes 190-AMG). Kierowca Wąbrzeźna popisał się znakomitymi umiejętnościami, ale podczas ostatniej rundy towarzyszyła mu też niesamowita doza szczęścia. W TOP 16 zmierzył się w parze z naprawdę solidnym tego dnia Wojciechem Ratajczakiem. W BMW rywala „Matiego” podczas startu do decydującego przejazdu doszło jednak do awarii i kierowca Mercedesa łatwo zwyciężył. Wąbrzeźnian w kolejnej parze spotkał się ze znającym doskonale każdy centymetr asfaltowej nitki tego toru Arkadiuszem Hincem, który nieco wcześniej w „bratobójczym” pojedynku dwóch torunian w bardzo dobrym stylu pokonał czwartego w kwalifikacjach Oskara Biernackiego. Gdy po błędzie Krawczyka w pierwszym przejeździe wydawało się, że Hinc pewnie awansuje to TOP4, kierowca „Szatana” też popełnił błąd zerowy (krótkie , który spowodował dogrywkę. W niej kluczowym momentem była kolizja obu zawodników. Sytuacja była bardzo trudna do zinterpretowania przez sędziów. Po długiej naradzie i analizie zadecydowali oni jednak, że zgodnie z od dawna obowiązującymi zasadami sędziowania driftingu winę za kolizję ponosi kierowca BMW, choć w tym momencie Krawczyk był bardzo bliski wyspinowania. Jego Mercedes przed wejściem na „Patelnię” (najdłuższy zakręt toruńskiego toru – przyp. red.) mocno wytracił prędkość i był bliski obrócenia, poruszając się już w zasadzie prostopadle w stosunku do linii przejazdu, jednak w momencie kolizji faktycznie poruszał się jeszcze driftem. Analiza nagrania wideo dokonana po zawodach wykazała, że sędziowie podjęli słuszną decyzję, co nie zmienia faktu, że Krawczyk bardzo szczęśliwie awansował do dalszego etapu rywalizacji, a Hinc pechowo z niej odpadł.

Walka o tytuły aż do ostatnich przejazdów

W TOP4 doszło do pojedynku, który miał kardynalne znaczenie dla losów tytułów sezonu. W półfinale spotkali się Krawczyk ze zwycięzcą kwalifikacji, idącym jak burza przez całe zawody – Piotrem Stańczakiem. Jasne było, że ten pojedynek w zasadzie zadecyduje o losach mistrzostwa. W pierwszym przejeździe zwyciężył Stańczak w stosunku 10:0 i gdy wydawało się, że już w zasadzie zapewnił sobie zwycięstwo w całym cyklu, na wyżyny swoich możliwości wspiął się zarówno kierowca Mercedesa, jak i jego auto. W drugim przejeździe uzyskał bardzo duże tempo, którego nie był w stanie utrzymać drifter z teamu Agar Power. Krawczyk wypracował na tyle dużą przewagę nad rywalem, że sędziowie musieli zarządzić kolejną w tym dniu dogrywkę. W pierwszym przejedzie ponownie lepszy okazał się Stańczak, jednak w tym przypadku jego przewaga nie była już tak znacząca, w drugim – „Mati” po raz kolejny daleko uciekł kierowcy czarnej E30-tki i w końcowym rozrachunku to on awansował do Finału A. Przed tym pojedynkiem hipotetyczne na końcowy sukces zachowywał jeszcze Stańczak, jednak po pierwsze przegrał on po znakomitym pojedynku z Piotrem „Piterem” Kozłowskim, a kierowca Mercedesa 190 triumfował w ostatniej parze zawodów nad bardzo mocnym przez całe zawody Mikołajem Zakrzewski. O tym rozstrzygnięciu zadecydowała z jednej strony bardzo dobra jazda Krawczyka, z drugiej – drobny błąd kierowcy Nissana, który doprowadził do lekkiej kolizji. Co warte jeszcze podkreślenia, wspominane kolizje i błędy zawodników najczęściej wynikały z „jazdy na limicie”. Poziom rywalizacji był na tyle wysoki, że zawodnicy często zmuszeni byli podejmować duże ryzyko, żeby myśleć o awansie do kolejnej rundy. Wszystko ku uciesze dość licznie zgromadzonych kibiców, którzy emocjonowali się „grubymi kątami” i tym jak mocno auta „doklejały się”do siebie podczas przejazdów w parach.

Triumfatorem klasyfikacji generalnej w klasie Trophy został wspominany Mateusz Krawczyk. Wicemistrzem serii został Piotr Stańczak, który w końcowym rozrachunku stracił do zawodnika z Wąbrzeźna raptem… 1 punkt! Drugim wicemistrzem serii został… zespołowy kolega Stańczaka z Agar Power Drift Teamu – Hubert Matusiak.

Nie mniejsze emocje towarzyszyły końcówce w klasie Street. Końcowy triumf podczas ostatniej rundy przypieczętował Artur Bodzak. Kapitalna jazda Bartosza Markiewicza wysforowała go ostatecznie na drugie miejsce w generalce. Tylko jeden punt mniej w łącznym zestawieniu zgromadził najmłodszy w całej stawce, bo zaledwie 13-letni Daniel Bogucki. Młodziutki płońszczanin to niewątpliwie jedno z największych objawień ubiegłorocznego sezonu driftingowego w Polsce. Przypomnijmy, pokusił się on także o triumf w klasyfikacji generalnej klasy Street w prestiżowej serii Drift Open. Tuż za podium z niewielką stratą do Markiewicza i Boguskiego znaleźli się dwaj włocławianie regularnie punktujący przez cały sezon – Piotr Wcisło i Jakub Zieliński. Jako ciekawostkę należy nadmienić, że w ostatniej rundzie DT 2018 w klasie Street triumfował Damian Popielarczyk, który przyjechał na zawody pożyczonym samochodem i o swoim starcie dowiedział się na 15 minut przed przejazdami eliminacyjnymi! Warszawianin pełnił rolę rezerwowego, gdyż nie zdążył się załapać do grupy 45 kierowców dopuszczonych do zawodów, a szansę podjęcia rywalizacji otworzyła mu pechowa awaria jednego z konkurentów.

Bardzo emocjonująca końcówka sezonu była również w klasie pań. Ostatecznie w Drift Girls Trophy triumfowała Julia Bieńkowska. Blanka Turska zgromadziła tyle samo punktów, jednak miała na koncie mniej zwycięstw i tym samym ostatecznie musiała zadowolić się tytułem wicemistrzowskim. O jedno oczko mniej w końcowym zestawieniu miała punktująca we wszystkich rundach Aneta Kolary. Czwarte miejsce w DGT zajęła rewelacyjnie prezentująca się w listopadowej rundzie Sylwia Lempkowska.

Tekst i zdjęcia: Julia Truszczyńska

inf.pras.