Spoon EG3 – mały silnik, wielkie serce [wywiad]

fot. Ciechanowicz Fotografia

Jest amatorem. Pod maską swojego Civica ma najsłabszy motor o pojemności 1.3 litra. A mimo tego potrafi jak równy z równym powalczyć z o wiele mocniejszymi oponentami. Poznajcie Mateusza, autora projektu „Spoon EG3”. Pasjonata, który z powodzeniem udowadnia, że wielkie serce rozpędzi nawet najsłabszą maszynę.

Motorsport to bardzo kosztowna zabawa, nieprawdaż? Naturalnie, to sformułowanie należy traktować jako swego rodzaju truizm. Rzeczywistość jest jednak taka, że brzmi ono równie brutalnie, jak prawdziwie. A najlepszym dowodem na jego słuszność są… dzisiejsze realia. Wbrew pozorom, motorem napędowym największych karier nie jest już wcale wielki talent, odwaga, umiejętności czy niezrozumiały wręcz upór. Po prostu, gwarantem występów jest odpowiednie zaplecze finansowe… A ten przykry schemat sprawdza się dziś na absolutnie każdym szczeblu w drabince motoryzacyjnej rywalizacji. Jestem przekonany, że wśród nas znajdzie się wielu, którzy o działaniu tego mechanizmu przekonali się na własnej skórze.

Nie jest to jednak moment, w którym należy smutno spuścić głowę, oddając tory i odcinki specjalne wyłącznie do użytku najbogatszej setki Forbes’a. Niejako w cieniu największych turniejów, o marzenia nadal walczą amatorzy. Często ze sporym trudem udowadniając, że odpowiednie nastawienie potrafi przenieść góry, i zerwać łańcuchy utartego schematu. Do przykładów takich kierowców należy mój dzisiejszy rozmówca, Mateusz Wujciów, którego większość fanów JDM-u kojarzy zapewne pod pseudonimem „Spoon”. Mateusz od blisko dekady własnymi siłami buduje swoją ukochaną Hondę Civic, stylizowaną na wersję od japońskiego tunera. I choć ma najsłabszy, fabryczny silnik pod maską, potrafi skutecznie utrzeć nosa znacznie mocniejszym konstrukcjom. Nie tylko tym z kraju kwitnącej wiśni.

fot. Oni71

Rower, żużel, Brian O’Conner

Mateusza poznałem na Torze Poznań, podczas „Gaijin”, czerwcowej edycji Sakura Kazoku. Redakcja Rally and Race pojawiła się na miejscu w charakterze patrona medialnego. A jednym z naszych pomysłów był konkurs na najlepsze auto weekendu. „Spoon EG3” nie miał sobie równych, zdobywając… połowę głosów. W luźnej rozmowie, poznałem wtedy skromnego, cichego chłopaka. Z jasno określonym celem. Używając więc zabawnej gry słów, oto kierowca, który smakuje motorsport małą łyżeczką. Wciąż mając wilczy apetyt!

JS: Mateusz, na wstępie opowiedz nam o sobie. Kim jesteś, co robisz na co dzień, jak zaczęła się Twoja przygoda z motorsportem? Jak narodził się… Spoon EG3?

MW: „Nazywam się Mateusz Wujciów i pochodzę z Zielonej Góry. Z wykształcenia jestem informatykiem, pracuję też w tej branży, zajmuję się testowaniem jakości oprogramowania. Ta przygoda zaczęła się od wczesnych lat dziecięcych. Standardowa historia. Samochodziki, zabawki, pierwsze gry komputerowe. Zawsze pociągały mnie samochody. To mnie kręciło, czułem potrzebę rywalizacji, ścigania się. I po prostu, dawało mi to mnóstwo radości. Cóż, zacząłem ścigać się na rowerach, razem z kolegami bawiliśmy się w żużel. Rodzice widzieli tę pasję, ale byłem najmłodszym z synów… Z zakazem podchodzenia do aut spalinowych.

Nie mniej jednak, raz w roku jeździliśmy na gokarty. To było dla mnie jak święto. Czekałem na nie z wypiekami na twarzy. Wtedy zakodowałem sobie w głowie, że muszę się uczyć, że muszę ciężko pracować, zadbać o przyszłość. Żeby w odpowiednim momencie mieć środki na zakup wymarzonego samochodu. Czekałem na osiemnaste urodziny. A w międzyczasie zacząłem dorabiać. Pracowałem na budowach, naprawiałem rowery, komputery. Zbierałem fundusze. Pełnoletność oznaczała to, że w końcu mogę zakupić swój pierwszy samochód”.

fot. Spoon EG3 – oficjalny profil Facebook

Miłość od pierwszego wejrzenia

JS: Czy od samego początku Twoje motoryzacyjne serducho biło w stronę kraju kwitnącej wiśni? Czy już jako dziecko wiedziałeś, że pójdziesz w kierunku JDM?

MW: Lubię dosłownie każdy typ motoryzacji. Każdy z tych światów ma coś… unikalnego. Niepowtarzalnego. Jak u wielu z nas, w latach dziecięcych pojawili się „Szybcy i Wściekli”. Tamte, japońskie samochody podobały mi się najbardziej. Były kolorowe, świecące, miały bardzo odważne malowania. Maszyny z USA były potężne, pięknie brzmiały, miały cudowne silniki. Ale japończyki cechowała zwinność, częściej je pokazywano, zwłaszcza podczas scen wyścigowych. I tak trafiłem na filmy z górskich testów, gdzie sprawdzano czasy maszyn z Japonii. Zafascynowałem się silnikami Wankla. Wtedy pojawiła się chęć, by taki posiadać…

Niezwykle istotny był też mój budżet. Po prostu, na tani samochód z Japonii mogłem sobie pozwolić. Wszystkie inne były absolutnie poza moim zasięgiem. I tak dorastałem, wiedząc, że gdy tylko uzyskam uprawnienia, od razu wsiądę do samochodu. Wtedy też zrozumiałem, że jeśli kiedyś finanse nie będą przeszkodą, zakupię Nissana Skyline’a R33. To maszyna, w której mógłbym już spędzić resztę mojego życia. Ulubiony, wymarzony wóz z plakatów”.

fot. Ciechanowicz Fotografia

Najtańsze auto w komisie

JS: Na Sakurę przyjechałeś swoim samochodem, Hondą Civic EG3 stylizowaną na wersję Spoon. Jaka jest historia tego egzemplarza? Jeździsz nim też na co dzień?

MW: „To mój pierwszy samochód, który zakupiłem zaraz po zdaniu prawa jazdy. I to nadal jedyna maszyna do jazdy na co dzień. Poruszam się w nią do pracy, na biwaki, nad jezioro, nawet do lasu. A w wolnych chwilach zabieram ją na tor. Moje modyfikacje rzucają się w oczy, często trafiam więc na kontrole drogowe. Na szczęście, raczej nie mam problemów. Głównie dlatego, że jeżdżę bardzo ostrożnie. I najczęściej policja zatrzymuje mnie dlatego, że Honda po prostu przykuwa wzrok i zwraca na siebie uwagę przechodniów i kierowców.

Jak ten samochód wszedł w moje posiadanie? Do szkoły dojeżdżałem rowerem. Codziennie pokonywałem ten sam, kilkunastokilometrowy odcinek. Na jednym z parkingów widywałem turkusową Hondę, z czarną maską. I wiedziałem, że kiedyś kupię coś podobnego. Okazało się, że Civic trafił do okolicznego komisu. Auto było zaniedbane, silnik ledwo odpalał, były problemy z olejem i płynami. Więc ją… kupiłem. Głównie dlatego, że było to najtańsze auto u tego sprzedawcy. I choć jej stan był opłakany, to ja… popłakałem się ze szczęścia. Wtedy zrealizowałem marzenie – własne cztery kółka. Oczywiście, od razu pojawiły się problemy. Wiedziałem, że naprawię je w domowych warunkach. Byle tylko do tego domu dojechać!”.

fot. Spoon EG3 – oficjalny profil Facebook

Modernizacje krok po kroku

JS: Kupiłeś zwykłą, cywilną maszynę. Jakie modyfikacje wprowadziłeś przez ten czas? Przede wszystkim, jaki budżet był potrzebny do zrealizowania projektu?

MW: Najważniejsze było doprowadzenie auta do pełnej sprawności, wyeliminowanie tych początkowych bolączek. A pierwszą, prawdziwą modyfikacją była zmiana zawieszenia oraz hamulców. Robiłem to sam. Praktyki w technikum odbyłem w ASO Hondy. Jako informatyk miałem zajmować się podłączaniem samochodów do komputera. A tak naprawdę robiłem… wszystko. Serwisy A i B, podstawowe naprawy. To był potężny zastrzyk wiedzy. Dzięki temu nie czułem się jak dziecko we mgle, gdy przyszło do naprawy własnego auta. Gdy Honda była już zdolna do jazdy, skupiłem się na blacharce. Tu musiałem zlecić to zadanie komuś innemu. Przez cały rok zbierałem pieniądze, by oddać Civica do dobrego blacharza.

Idea była dosyć prosta, jak najwięcej chciałem wykonać własnym sumptem. Stwierdziłem, że pomaluję samochód. To była prosta kalkulacja, zakup sprzętu był tańszy od zewnętrznej usługi. Więc poćwiczyłem, przyłożyłem się, zrobiłem to pod „chmurką”. I dzięki temu auto zyskało obecne, żółte barwy. Każdy krok planowałem z wyprzedzeniem. Lista modyfikacji jest naprawdę długa, wszystko wyszczególniłem w moich mediach społecznościowych. A w telegraficznym skrócie: zmiana zawieszenia (elementy z modelu CRX oraz CRV), większe zaciski, hamulce, lepsze wahacze dolne, sztywne sprężyny, przejście z gaźnika na wtrysk, opony typu slick. Jeśli jest to „daily”, musi być bezpiecznie, z wyczuciem. Po trzech latach podjąłem decyzję o zmianie głowicy (na tę z silnika 1.6). Teraz pod maską mam 138 KM”.

fot. Spoon EG3 – oficjalny profil Facebook

Porażki nawozem sukcesu

JS: Czy wszystkie Twoje modyfikacje były trafione? Wiele kroków robiłeś poprzez eksperymenty, w pojedynkę. Czy zdarzyło się, że popełniłeś… poważny błąd?

MW: Moim marzeniem z tamtych lat było dostanie się na Japfest. Jednak zgłoszenia, z naturalnych względów, były odrzucane. Stwierdziłem, że muszę znaleźć odpowiednią kartę przetargową. Więc jako jeden z pierwszych w Polsce, do silnika 1.3 zamontowałem… turbo. Dało mi to wtedy przyrost mocy ze 116 na przeszło 170 koni mechanicznych. Doładowanie ustawiłem na 0,7 bara. Znalazłem się na liście zgłoszeń, byłem szczęśliwy, przygotowany do wyjazdu. I coś mnie podkusiło… Na dzień przed Japfestem podkręciłem doładowanie do 1 bara. A to poskutkowało rozerwaniem się tłoka. Była chwila kryzysu. Marzyłem przecież o tej imprezie, powinienem pakować walizkę, a moje auto stało „martwe”. Nie poddałem się.

Podjąłem ryzyko. Po prostu, zadecydowałem, że przełożę silnik. Mimo, że nie robiłem tego wcześniej, nie wiedziałem jak wykonać to zgodnie ze sztuką. To było dwadzieścia godzin harówki. Bez snu, z przerwą na jeden posiłek. Pomagał mi wtedy mój przyjaciel. Miałem stary, nieużywany przez kilka lat silnik. Stał u rodziców, gdzieś pod schodami. Ale zadziałał. Choć przez kilkanaście pierwszych minut wydawało się, że przygoda o nazwie „Japfest” jest skończona. Podsumowując koszta, na przestrzeni ostatnich ośmiu, dziewięciu lat wydałem około 40 000 zł. Gdybym miał zlecić pracę mechanikom, dołożyć ich koszt, wtedy byłoby to blisko 70 000 zł. Zrobiłem odpowiednie wyliczenia. Udało mi się więc sporo zaoszczędzić’’.

fot. Sakura Kazoku

Inspiracja z wyścigów endurance

JS: Spoon to japoński tuner, który zajmował się głownie modyfikacją Hondy. Jako fabryczny zespół startował w rodzimych seriach endurance. Zaliczył też epizod w kultowym wyścigu 24h Nurburgring. Skąd pomysł na pójście właśnie w tę stronę?

MW: Pomysł zakiełkował w momencie, gdy szukałem inspiracji do malowania samochodu. Było wiele pomysłów, myśli. Ale zawsze podobał mi się żółty kolor Civica, najlepiej z czarną maską. Jak trafiłem na Spoona? Jako dzieciak grałem w Gran Turismo. A tam można było znaleźć ichniejsze, zmodyfikowane wersje. Przeszukałem więc sieć, szukałem informacji o tamtejszych firmach tuningowych. I trafiłem na historię Pana Tatsuru Ichishimy. Pracował jako testowy kierowca Hondy. I w pewnym momencie postanowił, że założy własną firmę, by modyfikować auta pod tor, poprawiać je, by jeszcze lepiej się prowadziły. Dawały więcej frajdy właścicielowi. W dużym skrócie, historia tego człowieka mocno mnie zainspirowała.

To był sygnał, że człowiek z prawdziwymi marzeniami potrafi stworzyć coś z niczego. I tak podjąłem tę decyzję. Skontaktowałem się jeszcze z ludźmi z Japonii, zapytałem u źródła. Chciałem poznać ich opinię, czy mój pomysł ma sens, czy nie będzie to… świętokradztwo. W pewnym sensie poprosiłem o zgodę na wykorzystanie tych barw. A japońskie środowisko przyjęło ten pomysł z wielkim entuzjazmem. Sam pomalowałem Hondę. Zaprojektowałem naklejki. I samochód się zmienił, zaczął jeszcze mocniej rzucać się w oczy. Jest świetny!”.

fot. Sakura Kazoku

Pojemność to nie wszystko

JS: Znany jesteś z tego, że pod maską masz mało popularny, najsłabszy motor w gamie. Mimo pojemności 1.3, jesteś niezwykle konkurencyjny i sporo jest filmów pokazujących Twoje manewry wyprzedzania. Talent? Czy mnóstwo treningów?

MW: „Chciałbym, żeby to mocno wybrzmiało. Jeździć nauczyłem się w domu. Kształtowały mnie symulatory, gry komputerowe. Technologia jest dziś tak zaawansowana, że trening wirtualny potrafi zdziałać cuda. Trzeba to powiedzieć jasno, ja nie miałem innej możliwości. Po prostu, nie miałem warunków, finansów, szansy na profesjonalne trenowanie i kilometry na torze. Bardzo ogranicza mnie budżet, nie mogę sobie pozwolić na regularne ściganie. To zabrzmi dziwnie, ale moim pierwszym treningiem z prawdziwego zdarzenia był czerwcowy udział na Sakurze. Gdzie mogłem poćwiczyć, skupić się na technice, wjeżdżeniu się w nitkę. Poważnie, jestem kompletnym amatorem jeśli chodzi o jazdę torową, sportową rywalizację.

A co do kwestii silnika, motor 1.3 był najbardziej popularnym wśród „cywilnych” Hond. Był najsłabszy, najtańszy. Niestety, najcześciej wykorzystywany przez młodych gniewnych, do kiepskiego tuningu i modyfikacji wydechu. Taka łatka przylgnęła również do mnie. Ale moja motywacja jest zupełnie inna. „Spoon EG3” to przemyślany projekt, robiony na poważnie”.

fot. Jarusnet

Człowiek złota rączka

JS: Sam „dłubiesz” przy swoim samochodzie. Chętnie dzielisz się też swoją pracą z widzami. Czas spędzony we własnym garażu to wyłącznie chęć cięcia kosztów? Czy może to Twoja forma relaksu? Najlepsza forma odcięcia się od codzienności?

MW: Uwielbiam to. W garażu faktycznie odcinam się od świata… Obcuję tu z mechaniką, czytam artykuły, uczę się naprawy, obsługi samochodu. Ten rok jest inny. Poza relaksem, pracuję pod presją czasu. Sezon 2022 to mój pierwszy, nazwijmy to „pucharowy” rok. I walczę z wieloma awariami, które omijały mnie wcześniej. To naturalne, podzespoły się zużywają. Mam więc spore wyzwanie. Ale daje mi to wielką satysfakcję, poczucie dobrze wykonanej, samodzielnej pracy jest bezcenne. Dużo radości daje też kontakt z widzami.

To nie jest tak, że robię z siebie gwiazdę, czy pseudo-celebrytę. Takie komentarze często słyszę pod swoim adresem. Chcę pomóc ludziom, którzy znajdują się w podobnym miejscu, co ja kiedyś. Ta wiedza może niezwykle pomóc, uchronić od kosztownych błędów. Boli mnie to, że wielu ludzi mi nie ufa… Po prostu, nie wierzą, że mam pod maską tylko 1.3… Że to niemożliwe, aby z tym motorem kręcić takie czasy. Kiedyś postanowiłem, że pokażę światu prawdziwe emocje na torze. Udostępniłem materiał z jazdy na torze, doszło tam do spięcia z rywalem. Ja miałem około 130 koni, on prawie 500. Na Torze Poznań dzieliło nas raptem pół sekundy. Wylało się sporo hejtu. Nie ukrywam, było mi ciężko. Ale od tego momentu przyjmuję wszystko z pokorą. I co najważniejsze, mam czyste sumienie. Bo nie oszukuję”.

fot. Ciechanowicz Fotografia

Jasno określone cele

JS: Jakie jest Twoje największe, motorsportowe marzenie? Czy jest jeden tor, lub jedno miejsce, w którym chciałbyś koniecznie wystartować? Do czego dążysz?

MW: Chcę zostać kierowcą wyścigowym. Po prostu. To jest mój cel, to chce osiągnąć. Od dzieciaka ciągle rywalizuję. Już od jazdy na rowerze, zabawy w żużel wokół latarni. Kiedyś było bardzo blisko, żeby te marzenia się ziściły. Na jednym Japfeście pokazałem świetne tempo, dostałem zaproszenie na testy. Praktycznie wszystko było już dogadane, poznałem nawet swoją maszynę. Ale przyszła pandemia. I wszystko legło w gruzach. Jednak ta chwila dała mi potężnego kopa. Prawie udało się kiedyś, dlaczego ma nie udać się i raz jeszcze?

Chciałbym zacząć od wyścigów amatorskich, reprezentować zespół, powoli piąć się w górę. Marzenie ostateczne? DTM. Do tej listy trzeba dopisać też wizytę w Japonii. Oczywiście, by poznać Pana Tatsuru Ichishime. Ba, razem z nim pokonać nitkę toru Suzuka. Ale też po to, aby porozmawiać ze wszystkimi, z którymi konsultowałem kształt projektu „Spoon EG3”.

Na razie plan jest prosty. Przejechać cykl VTEC Cup Poland. Rywalizuję tam w klasie D-Pro. Ścigają się tu samochody zmodyfikowane, z pakietami aero, poważnie odchudzone. Póki co idzie mi całkiem nieźle. Chcę dowieźć te punkty, bez awarii i problemów. Rok 2022 jest dla mnie wielkim przełomem. Tak naprawdę debiutuję na torach… Nie stać mnie na sezonowe zaplecze, lawety, starty przy każdej okazji. Boję się usterek – te mogą wyłączyć mnie z gry. Dlatego oby udało się dojechać bez kłopotów. Pokazać się, udowodnić, że jestem szybki. Na kolejny sezon mam kilka planów, pomysłów. Przede wszystkim, chce wciąż się rozwijać”.

fot. Ciechanowicz Fotografia

Efekty? Zrób pierwszy krok!

JS: Czego życzyłbyś dziś ludziom, którzy są dziś na początku swojej przygody z motorsportem? Jakie masz rady dla marzycieli, którzy śnią o swoim debiucie?

MW: Fundamentalna rada. Masz marzenia? Działaj. Tylko rozbij je na mniejsze, osiągalne cele. Staraj się realizować każdy z nich po kolei. Małymi krokami, małą łyżeczką. Te drobne sukcesy motywują, potrafią złożyć się na coś wielkiego. Najlepiej jest zacząć od rywalizacji amatorskiej, jeździć, czerpać przyjemność z każdej minuty za kierownicą. Jakiś czas temu odezwałem się do organizatorów pucharu Kii Picanto. Zapytałem ich co trzeba zrobić, aby znaleźć się na liście startowej. Odpowiedź była prosta – 100 000 zł. Policzyłem to, gdybym wygrał każdy wyścig, nie uszkodził niczego i nie miał awarii, odzyskałbym może 30 000 zł. Wtedy wydawało mi się, że furtka na tor właśnie nieodwracalnie się przede mną zamyka.

Niesłusznie. Na wszystko przyjdzie czas, na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. Gdy nie udaje się przez drzwi, trzeba spróbować oknem. I nigdy nie zwątpić. Przede wszystkim, nie przejmować się hejtem, mało… przychylnymi komentarzami. Krytykę należy uszanować. Wyciągnąć z niej wnioski. A nienawiść odrzucać. To uskrzydla. I pomaga podczas kryzysu”.

fot. Sakura Kazoku

Najsłabsza Honda, najszybszy kierowca

Jeżeli zaciekawiła Was historia Mateusza, a jego wzloty oraz upadki w świecie motoryzacji  z kraju kwitnącej wiśni stały się inspiracją do dalszego działania, koniecznie zaobserwujcie profil „Spoon EG3” w mediach społecznościowych. Mateusz chętnie relacjonuje też swoje przygody na YouTube, gdzie obok czysto motorsportowych materiałów, dzieli się z fanami wiedzą na temat mechaniki, budowy silników czy podstawowej naprawy usterek i awarii.

Mateusz, trzymamy kciuki za Twój rozwój, pasję i marzenia, którymi podzieliłeś się z nami. Mamy nadzieję, że niebawem znów spotkamy się na torze. Nie ważne jak wyglądać będzie Twoja maszyna, nieważne ile będzie mieć modyfikacji i jaka będzie jej ostateczna moc. Po prostu, niech wciąż cieszy oko i powoduje emocje. Zarówno u właściciela, jak i u kibiców!