W dniach 13-15 czerwca na Torze „Poznań” odbyły się dwie kolejne rundy Mistrzostw Polski DN5. W BMW IS CUP wystartowało 16 zawodników. Zarówno w piątkowy wyścig działo się sporo, ale w niedzielny… jeszcze więcej! Zacięta rywalizacja, walka o najlepsze pozycje i cała masa emocji! Relację z III i IV rundy przeczytacie w 10 numerze naszego magazynu RALLY and RACE. A teraz zachęcamy do zapoznania się z wypowiedziami kierowców:
Mateusz Bartkowiak: „W piątek trzynastego, po porannych kwalifikacjach wyjechałem pole position z minimalną przewagą nad Arturem Obuchowskim i Krzysztofem Ratajczakiem. Po ruszeniu do okrążenia formującego, na tor wpada czarny kot i przebiega przed moim autem! To nie możliwe!
Gdy ruszaliśmy do wyścigu padał deszcz. Krzysiek wystrzelił jak z procy, ale nie blokowałem go, bo wiedziałem, że jak będzie za mną to może to być dla mnie niebezpieczne. Artur pogubił się na starcie i został z tyłu. Pomimo czarnego kota wszystko układało się po mojej myśli. Ruszyłem w pogoń za Krzyśkiem, jednak jechałem bardzo asekuracyjnie, bo najmniejszy błąd mógł skończyć się tragicznie… Artur zniknął w lusterku zatem byłem już bezpieczny, a Ratajczak był coraz bliżej mojej piranii. Ostatecznie, ukończyłem zawody na II miejscu, co jest dla mnie niewątpliwym sukcesem biorąc pod uwagę jazdę w deszczu, której nauczyłem się dopiero na tym wyścigu jadąc 12 okrążeń za Krzyśkiem. Zatem jest sukces z delikatnym niedosytem, najważniejsze jednak jest to, że w tym sezonie zakładam plan taktyczny i go konsekwentnie realizuję. Po III rundach pozostaję liderem cyklu.
Kwalifikacje do IV rundy BMW IS CUP odbyły się w sobotę rano, wyścig natomiast dopiero w niedzielę. Po czasówce drugie pole startowe (pierwsze było nieosiągalne – Artur O. pojechał świetny czas). Drugie miejsce startowe to jednak nadal pierwsza linia i to od wewnętrznej zatem jest to dobra pozycja. Czas między kwalifikacjami i wyścigiem to była dla mnie męczarnia. W głowie przejechałem chyba 75 wyścigów i przeanalizowałem setki sytuacji. Nastawiłem się na wygraną, ale jak zawsze w priorytecie było ukończenie wyścigu.
W niedziele jak wszedłem do namiotu PSS powiedziałem, że ktoś dzisiaj pojedzie 1:52 (miałem na myśli Artura albo siebie), potem wpadła do namiotu moja rodzinka i córka na tablicy w serduszku napisała „Matełsz”, a brat mojej żony dopisał 1:52. Spełniło się, po drugim wyjeździe safety car na tor, podczas ucieczki przed grupą pościgową zrobiłem życiówkę na torze 1:52:998!
Sam wyścig to emocje nie do opisania – trzeba było być i oglądać, kto nie był ten trąba. Do zobaczenia na kolejnych zawodach!”
Artur Obuchowski: Na starcie z drugiego pola niestety za nic nie chciał wejść drugi bieg i ostatecznie pojechałem wrzucając od razu trojkę i tracąc ok 5 pozycji. Na szczęście warunki były tak „rajdowe”, że udało mi się na 4 zakrętach wrócić na pozycje nr 3. I w tym momencie to był dla mnie koniec ścigania. Mateusz z Krzyśkiem byli daleko z przodu a ja po prostu zacząłem kontrolować dystans od zawodników z tylu. Tak dojechaliśmy do mety.
Natomiast wyścig niedzielny był bardzo „gorący”. Na starcie zaskoczył mnie Mateusz, bo wystrzelił szybciej od całej stawki jak z katapulty. Na pierwszych okrążeniach doszło do tasowań między nami, które momentami miały postać jazdy koło siebie przez wiele zakrętów pod rząd. Wspaniale się bawiliśmy do czasu jak wyruszył na trasę już drugi safety car. Niestety po wznowieniu wyścigu miałem więcej zmartwień z Krzyśkiem Ratajczakiem nacierającym z tyłu niż z gonieniem Mateusza Bartkowiaka. Skończyło się tak, że Krzysiek wyprzedził mnie dosyć ostro atakując na drugim lewym, a ja skontrowałem na ostatnim okrążeniu w ten sam sposób. Niestety na ostatnim zakręcie przed metą samochód „odpłynął” o metr za daleko i wpadł w piasek, który niestety zalegał na torze. Skończyło się ratowaniem żeby nie uderzyć w bandę przy ponad 150km/h i stracie 2 pozycji. Ogólnie powiem, że był to bardzo ciekawy wyścig, bardzo bezpardonowy, ale mam nadzieję, że efektowny i widowiskowy dla kibiców.”
Michał Całek: „3 i 4 runda BMW IS CUP za nami. Piątek trzynastego okazał się dla mnie łaskawy i pomimo kiepskich kwalifikacji (9 miejsce) dobrze zaprezentowałem się z wyścigu. Pogoda była bardzo zmienna i na nasz wyścig przypadły spore opady deszczu. Jako, że lubię śliskie nawierzchnie (przyzwyczajenia z rajdów szutrowych ) poradziłem sobie nieźle i po dwóch zakrętach byłem już trzeci! Niestety musiałem uznać lepszą dyspozycję Artura Obuchowskiego i spadłem na miejsce czwarte. Tak też kontrolując pozycję dojechałem do mety. Jeżeli chodzi o rundę czwartą, należałoby zarezerwować całe wydanie gazety tylko i wyłącznie na nasz wyścig. Po całkiem udanym starcie i awansie na 5 miejsce (z 6 pola startowego) na tor wyjechał Safety Car po kolizji na pierwszym zakręcie braci Urbaczewskich (pozdrowienia i szybkiego odbudowania!). W trakcie pierwszego okrążenia po wypadnięciu z toru urwał się mi całkowicie układ wydechowy i auto mocno osłabło, jakby było tego mało wywaliło płyn od wspomagania i pompa raz działała, raz nie, raz się zacinała. Ciężko było tak jechać. Po wznowieniu zacząłem tracić pozycje, a po wypadnięciu Marka Leśnika i ponownym SC na torze, zjechałem do DEPO, aby mechanicy powiedzieli mi co się dzieje z autem. Ciężko się było dogadać przy hałasie jaki generował brak układu wydechowego i w zasadzie nic nie wiedząc pojechałem gonić kolumnę. Po wznowieniu zacząłem odrabiać straty, ale miałem tylko 2 okrążenia do mety i odzyskałem tylko 4 pozycje.
O atmosferze w pucharze niech świadczy, iż nawet przy tylu kolizjach nie było wzajemnych pretensji. Wszyscy podali sobie ręce.
Takiej atmosfery życzę w innych klasach, bo nie zawsze jest tak różowo jak u nas. Szczególnie w przypadku aut napędzanych ON…”
Jacek Cichopek: „Podczas pierwszych treningów wydawało się, że potrzebuję znów wjechać się w tor po trzech tygodniach przerwy, ponieważ osiągane przeze mnie czasy były, delikatnie mówiąc, niezadowalające. Jak się potem okazało powodem takiego stanu rzeczy nie była dłuższa przerwa, ale problemy sprzętowe. Na szczęście po pierwszym wyścigu, który odbywał się w strugach ulewnego deszczu, udało się znaleźć ich przyczynę i do drugich kwalifikacji przystąpiłem całkowicie sprawnym autem. Podczas tych kwalifikacji udało mi się kolejny raz pobić rekord życiowy. Odkąd rozpocząłem przygodę ze ściganiem się, udaje mi się go bić dość często i mam nadzieję, że póki co tak zostanie. Ale nie tylko ja robię postępy, więc jeszcze nie przekładają się one na znaczącą poprawę pozycji startowych.
W niedzielne popołudnie poczyniliśmy kilka drobnych korekt (ale jakże znaczących – tu jak zwykle podziękowania dla chłopaków z otoczenia naszych boksów) i byłem gotowy do drugiego wyścigu. Po dość dobrym starcie pierwszy zakręt okazał się pechowy. Dwukrotnie zderzyłem się z jednym z kolegów, straciłem prawą szybę i zjechałem na trawę. Na torze pojawił się safety car. Po kilku minutach oględzin powróciłem na tor. Zameldowałem się na końcu kolejki czekając na zjazd samochodu bezpieczeństwa. Po wznowieniu wyścigu udało się trochę powalczyć, niestety już nie o wynik. Po kilku kolejnych okrążeniach na tor znów wyjechał safety car, który prowadził nas prawie do końca wyścigu.
Był to kolejny owocny weekend. Mimo obaw niektórych kolegów sobotni wyścig w deszczu był bardzo ciekawy. Podczas niedzielnego ścigania wielu kierowcom przytrafiły się kolizje, ale na szczęście skończyło się tylko na pogiętych blachach i rozbitych szybach.
Kolejne dwie rundy zapowiadają się jeszcze bardziej emocjonująco. Jest szansa, że na starcie stanie ponad dwadzieścia samochodów, co jak na puchar stworzony bez ogromnych budżetów, jakimi dysponują globalni producenci samochodów, jest niesamowitym sukcesem organizatorów.
Wszystkich chcących miło spędzić weekend w otoczeniu motorsportu zapraszamy na kolejne dwie rundy, które odbędą się w drugi weekend sierpnia. Ze strony swojej i wszystkich zawodników mogę zapewnić, że postaramy się o duże emocje i dobrą zabawę.”
Marcin Białczyk: „To był bardzo emocjonujący weekend. Zmienna była pogoda oraz szczęście podczas rywalizacji na torze. Do zawodów przygotowałem się dobrze. Poprawiłem znacznie swoje czasy oraz zajmowane lokaty (ani razu nie dojechałem ostatni). Tradycyjnie nie obyło się bez zwiedzania pobocza oraz praktyk blacharskich.
Mój zespół sprawował się bardzo dobrze zarówno podczas wyścigów oraz pomiędzy nimi. Jest jeszcze wiele do poprawienia, ale uważam, że na półmetku sezonu zrobiliśmy duży progres.”
Robert Boruszak: Odczuć i wrażeń zapewne tyle ile samochodów na torze. Jeśli chodzi o moje podstawowe wrażenie, to z każdym kolejnym pokonanym okrążeniem rośne moje doświadczenie. Jeszcze szybciej od doświadczenia rośnie poczucie pokory, świadomości braków oraz olbrzymiego szacunku dla umiejętności chłopaków jadących w czołówce.
3 runda była dla mnie osobistą porażką, kompletnie nie poradziłem sobie ze śliską, po ulewnym deszczu, nawierzchnią toru. Wytłumaczeniem jest, że przed wyścigiem nie przejechałem ani jednego kółka po mokrym torze i zupełnie nie wiedziałem jakich reakcji samochodu się spodziewać i to od razu w warunkach wyścigu.
4 runda to kompletnie inna aura, słonecznie od samego rana i wyścig odbywający się późnym popołudniem. Prawdopodobnie niedosyt po piątkowym wyścigu jak również długi okres oczekiwania na wyścigu po sobotnich kwalifikacjach sprawił, że wyścig był wyjątkowo bogaty w dramatyczne sytuacje. Sam fakt ile kółek przejechaliśmy za Safety Carem świadczy o tym jak zaciekła walka miała miejsce. Zaciekła, ale w duchu fair play co bardzo cieszy.
Pierwszych kilka kółek udawało mi się utrzymywać bezpośrednio za czołówką i obserwować jak olbrzymie umiejętności mają koledzy z czuba. Myślę, że każdy bez wyjątku na pozycję, zasługuje na wielkie pochwały za postawę na torze i poza nim.
Pozdrawiam wszystkich, składam gratulacje i pokłony zwycięzcom, czekam na następną rundę.”
Tekst: Agnieszka Kujawa