Jest takie powiedzenie: masz kiepski dzień, gdy poszczególne koła poruszają się z różną prędkością lub robią różne czasy okrążeń. Od zgubienia koła na torze gorsze może być tylko to, że stanie się ono zagrożeniem dla wszystkich uczestniczących w wyścigu i oglądających go z trybun.
W takiej sytuacji podczas niedzielnego wyścigu IndyCar w Iowa znalazł się Sting Ray Robb. Tegoroczny debiutant odjechał ze swojego stanowiska serwisowego z niedokręconym kołem i zamiast zatrzymać się jak najszybciej, kontynuował jazdę i próbował przejechać całe okrążenie, owalu o długości 7/8 mili, aby wrócić do mechaników na kolejny pit-stop.
Co było do przewidzenia, koło odpadło od samochodu i potoczyło się w kierunku toru, wprost na wyścigową linię. Kilku kierowców ominęło ruchomą przeszkodę o zaledwie kilkadziesiąt centymetrów.
Robb co prawda dojechał do boksów na trzech kołach, lecz został zdyskwalifikowany, gdy tylko zaparkował na swoim stanowisku.
O tym, jakie zagrożenie stanowi koło oderwane od samochodu, przekonaliśmy się podczas wyścigu Indianapolis 500, gdzie Kyle Kirkwood stracił koło po uderzeniu w rywala i polecało ono w kierunku trybun. Na szczęście wylądowało na parkingu i zniszczyło jedynie samochód jednej z kibicek, który został odkupiony przez właścicieli toru. Dallara od tamtej pory wprowadziła modyfikację mocowania koła, aby zapobiec podobnemu zdarzeniu.