Kolejne pozorowane ruchy i obietnice, że poprawią się statystyki. Takie same jak kilka lat temu kiedy też podnoszono kary za przekroczenie prędkości. Miało być bezpieczniej, a jest jeszcze gorzej. Urzędnicy po raz kolejny pokazują, że nie rozumieją problemu.
Urzędnicze ruchy odnośnie poprawy bezpieczeństwa drogowego to kalka toku myślenia z walki z alkoholizmem z lat 80-tych, gdzie podnosi się ceny alkoholu. Analogicznie podnosi się teraz wysokość mandatów i wciąga do kategorii wykroczeń kolejne zachowania drogowe szkodząc chyba wszystkim użytkownikom pojazdów.
Na fali emocji ostatnich wypadków i doniesień medialnych rząd robi „medialny krok” do poprawy bezpieczeństwa. Niestety poza przetartymi schematami powielanymi co kilka lat nic nowego nie wprowadzono. Za to szerzy się pole do interpretacji i możliwości przyłapywania kierowców na różnych zachowaniach podciągając to pod różne wykroczenia.
Zobacz także: Pseudorajdy i pseudowyścigi – czas rozpocząć medialną edukację
Do nielegalnych wyścigów i nielegalnych rajdów dołączy teraz drift. Słownik krzywdzących pojęć dla motorsportu powiększa się.
Zmiany dotyczące nielegalnych wyścigów i tzw. driftu:
- Nowy typ przestępstwa – organizacja i udział w nielegalnych wyścigach samochodowych,
- Wyższe sankcje za rażąco niebezpieczną (brawurową) jazdę,
- Nowe wykroczenie – tzw. drift,
- Podwyższenie kar za wypadek ze skutkiem śmiertelnym,
- Za załamanie zakazu prowadzenia pojazdów będzie obligatoryjny i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów.
Zobacz także: Wieczorne ślizganie na celowniku policji
Jako nielegalny drift policja może teraz zakwalifikować zarówno bezmyślne kręcenie się po rondzie w środku miasta (słusznie), ale również ślizganie się po śniegu o 3:00 w nocy na pustym parkingu czy placu (całkowicie niesłusznie). Idąc na skrótu wrzuca się wszystko do jednego worka. Kolejne pole do dowolnej interpretacji to brawurowa jazda.
Dlaczego to nie zadziała
Skąd wiemy, że to nie zadziała? Bo to już nie zadziałało kilka lat temu. To w zasadzie ruchy pozorowane. Realnie nie wnoszą nic nowego. Jak pokazują wypadki, do których rządzący się odwołują, odbierania prawa jazdy czy kary finansowe nic nie dają. Bo realnie nie odbierają możliwości jeżdżenia pojazdem. Sprawcy mieli na swoim koncie mandaty, odebrane prawo jazdy czy sądowe zakazy prowadzenia pojazdów. Do tego brakuje kontroli policyjnej na drogach. Jadąc na wakacje czy w delegacje ile po drodze widzicie kontroli? W mieście czy są jakieś kontrole? Bardzo sporadyczne i to najczęściej w krzakach, przy tablicach terenu zabudowanego w środku lasu 3 km od pierwszych domów gdzie wpaść można każdy, a nie „pirat drogowy”. Trzeba przyznać, że gdyby Pan Ż. nie staranował rodziny na trasie Łazienkowskiej w Warszawie to nikt by o nim nie słyszał i jeździł by dalej. Pewnie przy jakimś niefarcie miałby więcej punktów karnych i więcej mandatów. Ale nie oszukujmy się, jeździł by dalej. W Polsce zanika i to w bardzo szybkim tempie kultura motoryzacyjna.
Jazda bez prawa jazdy oraz jazda z odebranym prawym jazdy nie powoduje realnych konsekwencji. Takie osoby wsiadają za kierownicę bo wiedzą, że ryzyko złapania jest minimalne, a jeśli nawet to tylko kolejny zestaw kar umownych. Brakuje policji na trasie, aby egzekwowała te czy inne przepisy. Brakuje też rzetelnego audytu ograniczeń i oznakowania dróg, bowiem dochodzi do niezrozumiałego i nielogicznego oznakowania co utwierdza kierowców w przekonaniu, że ograniczenia są fikcją. Nieuchronność kary jest dzisiaj kolejną fikcją. A jej wysokość nie ma większego znaczenia tylko chodzi o nieuchronność. Odbieranie pojazdów jest już tylko w bardzo skrajnych przypadkach, a jest to pierwszy realny sposób, aby kierowca odczuł swój wyczyn.
Szkolenia nadal są fikcją
Zobacz także: Czy 17 latek powinien mieć już prawo jazdy? NIE! Nie takie zmiany są potrzebne
Kurs i egzamin na prawo jazd to dzisiaj nadal kolejna fikcja. Urzędnicy i policja cały czas „walczą” ze skutkami problemów w ruchu drogowym, a nie z przyczynami. Kierowcy szkoleni są z parkowania i od jakiegoś czasu ze sprawdzania poziomu płynu chłodniczego. Nadal nie ma pokazanych realnych konsekwencji brawurowej jazdy czy prędkości poza grożeniem palcem. Jazdy po torze z płytą poślizgową cały czas pozostają w strefie opowieści i dalekiej niekreślonej przyszłości. Z tego powodu kierowcy nie mają szacunku do prędkości, większość szarżuje do pierwszego „dzwona”. A mimo to opuszcza się granicę wieku dla kolejnych nowych kierowców wprowadzając kolejną „nabuzowaną” emocjonalnie grupę osób.
Wyścigi na tory
To piękne opowieści, że wyścigi i drift uprawia się na torze. Słusznie. Ale kierowcy mogą zapytać, ale na jakim torze? Też słusznie. Liczba torów, obiektów czy placów na których można bezpiecznie potrenować jazdę z większą prędkością czy poślizgi cały czas maleje, a nie rośnie. Niewiele Polskich miast może się poszczycić torami w swojej okolicy. Już istniejące obiekty przegrywają z deweloperami czy mieszkańcami skarżącymi się na hałas. To jest błędne koło i mamy wrażenie, że w zasadzie nikomu nie zależy, aby to rozwiązać. Wszystko w rękach prywatnych szkół jazdy czy inicjatyw własnych pracodawców.
Zobacz także: Sportowe modyfikacje to dla policji liczne usterki pojazdu
Legalizacja aut sportowych to kolejny krok w tył. Jeśli ktoś zalegalizuje samochód do sportu to… nie może nim jeździć po drogach. Powstaje pytanie to po co w ogóle to robić, lepiej zostać w szarej strefie. Policja poluje na rajdowe auta ogłaszając sukces w social mediach jak zabierze komuś dowód bo jechał profesjonalnym autem sportowym z klatką bezpieczeństwa.
Co będzie dalej? Będzie tak samo
Przeżyjemy za pewne kolejne Déjà vu. Na początku ludzie zwolnią w strachu przed nowymi przepisami. Policja ogłosi sukces. A po chwili wszyscy się przyzwyczają i wrócimy do punktu wyjścia. Do kolejnej tragedii.