Jacek Pydys: „Po 24h Nurburgring gratulowało mi samo… Porsche!”

Pydys
fot. Jacek Pydys - prywatne archiwum

Jacek Pydys zapisał się na kartach historii jako pierwszy Polak, któremu udało się stanąć na najwyższym stopniu podium 24h Nurburgring. Nasz rodak dokonał tego w 2021 roku, kiedy ścigając się za sterami Porsche Caymana 718 GTS zwyciężył w kategorii SP4T. W sezonie 2023 Jacek przesiadł się do Porsche 911, rywalizując w znacznie mocniejszej klasie V6. Podopieczny Koppen Motorsport opowiedział nam o trudach tegorocznych zmagań, walce z technicznymi „chochlikami” i ogromnym wysiłku fizycznym. Polak zdradził, że szykuje się już na 24h Nurburgring… 2024!

Ponad… trzysta tysięcy kibiców. Przeszło dziesięć tysięcy mechaników, członków zespołów, inżynierów i logistyków. Setki zawodników gotowych do walki, doba zaciętej rywalizacji na najtrudniejszym torze na świecie. A w samym środku on, biało-czerwony symbol północnej pętli Nurburgring! Jacek Pydys wraz z ekipą Koppen Motorsport wziął udział w kolejnej, 51. edycji morderczego maratonu 24h Nurburgring. Trio Pydys/Koppen/Rings rywalizujące za sterami Porsche 911 Carrery 991. ruszyło do walki z nadzieją na złoty medal w grupie V6. Niestety, ich ambicje stępiły ciągłe problemy techniczne oraz liczne awarie skrzyni biegów.

Ostatecznie drużyna Pydysa uplasowała się na najniższym stopniu podium klasy V6, a nasz rodak zabrał do domu kolejne, niezwykle cenne trofeum z najtrudniejszego wyścigu świata. Dla Jacka był to szczególny wyczyn – Polak pokonał aż sześćdziesiąt okrążeń, spędzając za kierownicą znacznie więcej czasu od swoich kolegów… Poprosiliśmy naszego kierowcę, aby opowiedział nam o wyzwaniach i problemach których doświadczył. Zapytaliśmy też o ocenę tegorocznej edycji oraz opinię na temat newralgicznych zdarzeń. Co kluczowe, uzyskaliśmy odpowiedź na najważniejsze pytanie – Jacek Pydys zamierza wystartować 24h Nurburgring 2024. Jeżeli wszystko dobrze się ułoży, zrobi to przy oficjalnym wsparciu… marki Porsche!

Pydys
fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Doba na pełnych obrotach

RR: Jacku, udało się! Za Tobą jeden z najtrudniejszych wyścigów w całej karierze, kolejny raz zmierzyłeś się z morderczym maratonem 24h Nurburgring… Wracasz z tarczą, zająłeś trzecie miejsce w swojej kategorii. Pokrótce, jak ocenisz poziom 51. edycji? Czym tegoroczna batalia na Nordschleife zaskoczyła Cię najbardziej?

JP: Był to chyba najcięższy, a zarazem najciekawszy wyścig, jaki widziałem. Pamiętam, że kiedy rozmawialiśmy jeszcze przed startem powiedziałem, że 24h Nurburgring skutecznie oddziela chłopców od mężczyzn. Nie spodziewałem się jednak, iż tegoroczna edycja będzie aż tak brutalna. Do mety nie dotarło około czterdziestu samochodów. Było kilka naprawdę ciężkich wypadków, raz służby walczyły o życie kierowcy. W pewnym momencie byłem już przekonany, że sędziowie wywieszą czerwoną flagę, że rywalizacja zostanie wstrzymana…

Wiktoria „Klopsików” i Ferrari 296 GT3 zasługuje na ogromne uznanie. Po latach dominacji miejscowych konstruktorów ktoś utarł nosa faworytom… Czasami jest to potrzebne, bo w motorsporcie niezwykle istotna jest pokora. Zwłaszcza w „Zielonym Piekle”. O tym, że 51. edycja była piekielnie trudna niech świadczy fakt, że nie poradził sobie nawet Kevin Estre. Naturalnie ubieram to w żart, to facet, który nagina prawa fizyki… Po uderzeniu w bandę tłumaczył, że złapał „kapcia”. Ja widziałem jednak, że był wściekły na siebie – pędził zbyt szybko, bezskutecznie próbował się ratować. Fakt, że taki zawodnik odpadł z gry pokazuje jak na dłoni, że był to arcyciekawy wyścig. Że trzeba było naciskać od początku do końca.

fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Włącz, wyłącz

RR: Była to walka na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze z rywalami. A po drugie… z maszyną. Nie brakowało przeżyć, nerwów, i rollercoastera emocji, nieprawdaż?

JP: Start był cudowny, wręcz spektakularny. Muszę to dzisiaj przyznać, popłakałem się na okrążeniu formującym. Organizator wpuścił kibiców na tor, byli tak blisko, wyciągali do nas ręce prosząc o przybicie „piątki”. Naprawdę, ta edycja dała mi więcej przeżyć, wspomnień oraz emocji niż zwycięski maraton z 2021 roku. Zwłaszcza, że nie było ani chwili spokoju… Trzeba było walczyć przez cały czas. A nasze wyzwanie było jeszcze większe przez awarię.

Problemem była skrzynia. Najprawdopodobniej zawiodła elektryka. Co dwa „kółka” trzeba było zjechać do serwisu, resetować ustawienia, szukać rozwiązań. To była mordęga… 911 wpadało w tryb awaryjny, mieliśmy tylko trzeci bieg, a łopatki zmieniły po dwa przełożenia. Nad ranem był taki moment, że koledzy zaproponowali wycofanie się. Inicjatywa leżała po mojej stronie… Powiedziałem, że nie ma takiej możliwości, że będziemy walczyć do końca. Co ciekawe, wtórowała mi w tym moja małżonka. Przestrzegała nas przed poddaniem się.

Wpadliśmy na pomysł, aby resetować maszynę podczas jazdy. Włączać i wyłączać napięcie. Trzeba było wybrać odpowiednio długą prostą, bezpieczną prędkość. Podczas tego procesu hamulce i kierownica nie działały prawidłowo. Muszę przyznać, że była jedna sytuacja, gdy podczas „naprawy” pojawiły się za mną walczące ze sobą auta GT3. Oj, było tam gorąco… Nocą korzystałem z innego patentu, zmieniałem biegi przy 6500 obrotów. Czasem działało!

Wysiłek się opłacił. A naszą walkę i starania doceniła… sama marka Porsche! Otrzymaliśmy oficjalny list ze Stuttgartu z podziękowaniami, wyrazami uznania. Włodarzom marki chyba spodobał się fakt, że nie odpuściliśmy, a nasza 911 przecięła metę. Porsche zaproponowało nam oficjalną współpracę. Być może skończy się to dodatkowym dofinansowaniem startów.

Pydys
fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Nadludzki wysiłek

RR: Nie będzie to żadne wyolbrzymienie, dokonałeś niemożliwego. Ze wszystkich 126 okrążeń drużyny Koppen Motorsport pokonałeś… 60! Wprost, to gigantyczny wysiłek, ogromne obciążenie dla ciała, umysłu. Co czułeś tuż po zakończeniu tego maratonu? Jak szybko doszedłeś do siebie, kiedy wróciłeś już do „normalności”?

JP: Na ostatnim stincie zgłaszałem przez radio, że nie dam rady wyjść z samochodu… Po prostu byłem tak słaby, że potrafiłem tylko rozpiąć pasy. Jak zresztą widać na załączonym obrazku, koledzy wyciągnęli mnie z naszej 911. Wiem, że trochę przesadziłem, mam tego świadomość. W końcu jeden z moich stintów trwał prawie cztery godziny, zaś do boksów zjeżdżałem tylko na tankowanie. Faktycznie, przejechałem blisko połowę wyścigu. Do tego należy jeszcze doliczyć pierwsze sesje testowe, następnie dzienne oraz nocne kwalifikacje.

Ciało było padnięte, lecz duch i podniecenie nie malały! Gdy przeciąłem linię mety czułem niewyobrażalną radość, euforię. Pal licho ten rezultat – jesteśmy cali i zdrowi. Pokonaliśmy kłopoty, kończymy w pięknym stylu. Te emocje dodają skrzydeł. Chciałbym Wam to opisać, ale nie potrafię wyrazić tego słowami. Na koniec natrafiłem na przepiękny obrazek. Wielu „nowych” kierowców tuż po wyjściu z auta dzwoni do bliskich. Stał za mną Niemiec, wyjął telefon, słyszałem jak rozmawia z żoną. Od razu zalał się łzami. Mówił, że dojechał, że już po wszystkim, że nic mu się nie stało. Wspomnienia wróciły. I wzruszyłem się obok niego.

Podsumowując, przez półtorej doby przespałem… półtorej godziny. Znam swój organizm, kiedy się ścigam nie umiem zasnąć, odpocząć, wyluzować się. Zdrzemnąłem się tylko po pierwszym stincie w nocy – piekły mnie oczy, trochę zmusiłem się do tego. A po wyścigu usiedliśmy z moją żoną przy drinku. Nadal trzymały mnie emocje, ale jakoś przysnąłem… Dopiero rano przekonałem się jak mocno nadwyrężyłem zdrowie. Wsiadłem do auta, po dwudziestu kilometrach powróciłem do domu. Nie czułem się pewnie. Musiałem odpocząć.

fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Pydys z brązowym medalem

RR: Znasz już smak zwycięstwa, w sezonie 2021 stanąłeś na najwyższym stopniu podium. W tym roku finiszowaliście na trzeciej pozycji. Traktujesz to jako sukces?

JP: Niestety, czuję ogromny niedosyt. Nie będę ukrywał. Przed wyścigiem zakładaliśmy, że drugie miejsce będzie w naszym zasięgu… Patrząc chłodno na układ sił Cayman S drużyny Adrenalin Motorsport pędził w swojej lidze. To potężna konstrukcja, istna bestia, znam ten wóz. Ich wielkim atutem są także kierowcy – bardzo równi, nie schodzący poniżej danego poziomu. Po pierwszych stintach byliśmy blisko, później wyraźnie nam odskoczyli. Ekipa z drugiego miejsca była wyraźnie słabsza od nas. Czasami tracili ćwierć minut na okrążenie. Niestety, wspomniane awarie skrzyni oraz zjazdy do alei serwisowej „zabiły” nasze szanse. Ale trzeba skupiać się na pozytywach. Przesiedziałem pół wyścigu za sterami Porsche 911!

fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Migawki z 24h

RR: Gdy emocje w końcu opadną, wielu kierowców chwali się swoim najlepszym manewrem, ulubionym momentem maratonu. Co takiego zapadło Ci w pamięci?

JP: Oczywiście, każdy ma coś takiego. Przez dobre trzy okrążenia goniłem dwa fabryczne Hyundaie Elantra. Te samochody były dużo szybsze od mojego Porsche, więc na papierze nie powinienem mieć szans. A siedziałem im na ogonie, czułem się wybornie, i dosłownie frunąłem po torze. W pewnym momencie byłem tak blisko, że zacząłem… przymierzać się do ataku! Naciskałem na nich, a Ci popełniali drobne błędy. Wiedziałem, że to nie jest do końca rozsądne, że w dłuższej perspektywie na pewno uciekną. Ale adrenalina robi swoje. Proszę sobie wyobrazić, że przypuściłem atak. Na dohamowaniu wszedłem „pod łokieć” i znalazłem się z przodu. Naprawdę słyszałem, jak kibice na Mercedes Arena bili brawo. W boksach inni kierowcy gratulowali mi walki. Dobrze jest kolekcjonować takie wspomnienia.

A co do chwalenia się manewrami, ten kij ma zawsze dwa końce. Są zawodnicy, którzy w mediach wylewają żale, próbując usprawiedliwić swoją porażkę, i zrzucić winę na innych… Po wyścigu pojawiło się sporo komentarzy w stylu „nie poszło mi, bo przeszkodził mi ktoś wolniejszy” albo „odpadłem, bo zderzyłem się z wolniejszym samochodem niższej klasy”. Proszę zapamiętać – na Nordschleife nie ma winnych! Obwinianie tłoku na torze stało się dosyć modne, niestety… A prawda jest taka, że większość kibiców wspiera te wolniejsze samochody, to dla nich przychodzi na tor. Gdyby zostali usunięci z listy, za rok przyjedzie połowa kibiców. A za kolejny rok odpadnie następna połowa. „Słabe” klasy są wisienką na torcie 24h Nurburgring. Dodają uroku. Szkoda, że nie wszyscy potrafią to dzisiaj docenić.

Pydys
fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Pydys w ogniu walki

RR: Oglądając relację na żywo byliśmy świadkami wielu wypadków, kraks. Sporo działo się w nocy, co chwilę ktoś odpadał z gry. Czy strach zajrzał w oczy również Tobie? Miałeś sytuacje, w których dosłownie otarłeś się o poważnego „dzwona”?

JP: To złożona kwestia. W 24h Nurburgring ryzyko poważnej kraksy jest ogromne. Ja sam miałem „stłuczkę”, na tak zwanych „eskach Bellofa”. Posłużę się opisem tej sytuacji, żeby udzielić odpowiedzi. W dużym skrócie, zbliżały się do mnie wozy klasy GT3 – Ferrari, AMG, BMW M4 z Kubą Giermaziakiem za kierownicą. Patrzyłem w lusterka, jak już wspominałem w poprzednich wywiadach, jest to absolutna podstawa. Stawka zbliżała się bardzo szybko, rywalizowali ze sobą, nikt nie odpuszczał. Musiałem podjąć decyzję, postanowiłem wtedy, że zostanę na środku, dając im miejsce po obu stronach. Rozjechali się na lewo i prawo…

Ale tuż za nimi był Kuba, który mnie nie widział. Nie miał już gdzie uciec, „stanął” więc na hamulcu, wbił się w moją tylną oś. Kiedy zrozumiałem że to on to powiedziałem sobie, że jak tylko go spotkam to od razu go wytarmoszę! Na szczęście udało mi się zjechać do alei. Miałem uszkodzone koło, dymiło się, jednak doturlałem się do serwisu, naprawiliśmy wóz. Tych kryzysowych sytuacji było więcej. Muszę chyba wybrać się w niedzielę do kościoła…

Taka jest specyfika tego wyścigu. Wiele razy powtarzałem, iż Nordschleife to zdecydowanie najtrudniejszy tor na świecie. A 24h Nurburgring to najtrudniejszy wyścig długodystansowy.

Kraksa wyścigowej Dacii

RR: Nawiązując do tej kwestii, wielu kibiców mocno zasmucił fakt, że doszło do poważnego wypadku z udziałem wyścigowej Dacii. Samochód został doszczętnie zniszczony po zderzeniu z Porsche 911 GT3 R. W sieci trwa dyskusja – wiele osób uważa, iż w 24h Nurburgring nie ma miejsca na tak „słabe” samochody. Inni zaś twierdzą, że to wina młodego kierowcy z Porsche, który popełnił ewidentny błąd.

JP: To bez znaczenia, czy był to młody kierowca, czy stary wyjadacz. O każdym manewrze myśleć należy z wyprzedzeniem… Na udostępnionym wideo widać, jak Porsche 911 wymija Hyundaia, do Dacii zostało mu sto metrów. Ale wyprzedzając trzeba uważać na wolniejsze wozy, zostawić im nieco więcej miejsca… Doszło do potwornej kraksy, widziałem ją, byłem niedaleko. Dacia nie miała tam szans, a kierowca Porsche zbyt późno zasygnalizował swoją obecność „długimi” światłami. Kiedy mrygnął, było po ptokach. Myślę, że kierowca Porsche powinien wykazać się nieco większą ostrożnością. Na każdej odprawie powtarza się nam, iż respekt jest kluczowym aspektem. Zarówno do tych mocniejszych, jak i wolniejszych aut..

Trzeba tu zauważyć jeden, istotny argument. Z roku na rok poprzeczka znajduje się coraz wyżej. Dotyczy to zwłaszcza najmocniejszych maszyn, konstrukcji Cup, GT4 oraz GT3. Są jeszcze lepsze, jeszcze szybsze, rozkręcane do granic możliwości. Pozostałe klasy zostają jednak nieco w tyle, tworzą się spore dysproporcje, gigantyczne różnice w prędkościach… Naturalnie, ja nie mam na co narzekać, bo moja maszyna jest naprawdę szybka. Do tego stopnia, że na prostych podgryzałem GT3. Ale przy takiej przepaści sprzętowej cierpią na tym ekipy z niższych klas – muszą zachować potrójną czujność, łatwiej o poważną kraksę. Takich wypadków nie brakowało. Ekipa porządkowa oraz sędziowie mieli ręce pełne roboty.

Pydys
fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Pydys 2024?

RR: Jacku, dobrze wiesz, że takie pytanie musi pojawić się w tej rozmowie. Więc wprost – czy w sezonie 2024 zobaczymy nazwisko „Pydys” na listach zgłoszeń? Szykujesz się do startu w kolejnej edycji ADAC TotalEnergies 24h Nurburgring?

JP: Tak. Jeśli tylko będą na to siły i zdrowie, to nie ma innej opcji. Nie zrezygnuję z tego. Jestem przekonany, że dzięki tegorocznemu poświęceniu dostanę o wiele więcej ofert. Już pojawiły się pierwsze pytania, telefony. Mój kolega zaproponował, żebym przesiadł się do Porsche Caymana GT4, miałbym wystartować w barwach ekipy W&S Motorsport. To już w pełni profesjonalna ekipa wspierana przez gigantycznego sponsora, sieć stacji paliw Avia. Ta stajnia bierze pod uwagę wyłącznie najlepszych kierowców, stawiają na profesjonalizm. Bardzo często trafiają do nich potencjalni pretendenci do fotela w GT3. Z tego co wiem, to moje nazwisko pojawiło się już na biurku, pierwsze rozmowy prowadziliśmy kilka lat temu. Zwycięstwo w tak mocnej w klasie pewnie byłoby poza zasięgiem. Ale z drugiej strony, to jest Nordschleife. Tutaj wszystko może się zdarzyć, zaś nic nie jest pewne lub wykluczone.

Teraz muszę nieco odsapnąć. Zwłaszcza finansowo… Ten wyścig mocno uderzył w budżet domowy. Bardzo ciężko pracuję na swoje starty, naprawdę. Zaś wszystko co zaoszczędzę, wydaję na motorsport. Choć to i tak studnia bez dna. Naturalnie, to nie koniec sezonu. Za moment wracam na RCN i VLN, planujemy też 6-godzinny i 12-godzinny wyścig… A jeżeli budżety powiększą się dzięki wsparciu Porsche, weźmiemy pod uwagę kolejne wydarzenia. Pozostaje mi poprosić o trzymanie kciuków… Jacek Pydys nie powiedział ostatniego słowa!

Historia pisze się na naszych oczach

51. ADAC Totalenergies 24h Nurburgring padł łupem stajni Frikadelii Racing. Ekipa Klausa Abbelena w składzie Bamber, Catsburg, Pittard oraz Fernandez Laser pokonała gospodarzy, zapewniając marce Ferrari pierwsze, oficjalne zwycięstwo najnowszej konstrukcji 296 GT3. Pół minuty później linię mety przecięło BMW M4 GT3 drużyny Rowe Racing (Maxime Martin, Sheldon van der Linde, Dries Vanthoor oraz Marco Wittmann). Podium maratonu uzupełnili Raffaele Marciello, Luca Stolz, Philip Ellis i Edoardo Mortara w Mercedesie ekipy GetSpeed.

Niestety, Kuba Giermaziak przedwcześnie zakończył swój udział w wyścigu. Jego drużyna wycofała się po zderzeniu z innym zawodnikiem, powodem owej decyzji było urwane koło. Stajnia Walkenhorst Motorsport w BMW M4 GT3 pokonała zaledwie… trzydzieści okrążeń.

Zachęcamy Was do zaobserwowania profilu Jacka w mediach społecznościowych. Wspólnie możemy przyczynić się do tego, aby o dokonaniach naszego rodaka usłyszeli nie tylko fani sportów motorowych, co wymiernie przyczyni się do promocji rodzimego motorsportu oraz świata wyścigów długodystansowych. Tych, którzy dopiero dziś poznali tę wyjątkową osobę odsyłamy do naszego obszernego wywiadu, w którym Jacek zabrał nas w prawdziwą podróż po swojej karierze. Dając świadectwo prawdziwej miłości do wyścigów oraz północnej pętli! Po więcej kluczowych wiadomości z „Zielonego Piekła” zapraszamy na www.rallyandrace.pl.

W Rally and Race cenimy sobie zdanie naszych czytelników. Zachęcamy Was do wyrażania własnych opinii i dyskusji w mediach społecznościowych. Jesteśmy też otwarci na wymianę argumentów. Wspólnie budujmy i wspierajmy społeczność kibiców oraz polski motorsport!