Mieszane nastroje w Ferrari po Grand Prix Austrii

fot. formula1.com

Słodko-gorzki. To chyba najlepsze określenie minionego weekendu w wykonaniu Ferrari. Co prawda wyścig na Red Bull Ringu padł łupem Charlesa Leclerca, ale Monakijczyk do końca drżał o swój triumf. Znacznie mniej szczęścia miał Carlos Sainz. Wybuch silnika w jego F1-75 pogrzebał szansę Ferrari na kolejny dublet.

Na papierze niedzielny wyścig w Austrii wydawał się łatwym spacerkiem dla gospodarzy, zespołu Red Bull Racing. Max Verstappen, wspierany przez lokalną publiczność, wygrał piątkowe kwalifikacje i nie miał sobie równych w dosyć ospałym, sobotnim sprincie. Gdy spodziewano się tego, że wyścig będzie jedynie formalnością, Ferrari popisało się wręcz fantastycznym, równym tempem. I znacznie mniejszym apetytem bolidów na pożeranie kolejnych kompletów opon. Niestety, kolejny już raz humory Tifosich popsuły… awarie.

Charles Leclerc wygrał Grand Prix Austrii. Ale zamiast cieszyć się wizją kolejnej wiktorii, przez ostatnie okrążenia walczył z usterką przepustnicy, która prawie pozbawiła lidera Scuderii tak istotnego zwycięstwa. Lini mety nie przeciął za to Carlos Sainz… Hiszpan powinien zapewnić włoskiej stajni łatwy dublet, lecz przez pożar swojego silnika były podopieczny McLarena musiał pożegnać się z rywalizacją. Nic dziwnego, że humory w ekipie z Maranello są zgoła różne. A wygrana na terenie rywala nie cieszy tak mocno…

fot. ferrari.com

Dwa oblicza zwycięstwa

Charles Leclerc zagrał główną rolę w austriackim thrillerze, do ostatniego metra drżąc o wynik i stan techniczny F1-75. Szczęśliwie, obywatel Monako powrócił na zwycięską ścieżkę i udowodnił, że sprawa tytułu tegorocznego mistrza świata nie została nadal rozstrzygnięta:

Każde zwycięstwo jest wyjątkowe, ale to po prostu smakuje wybornie! Ostatnie piętnaście okrążeń jechałem na absolutnej granicy z powodu awarii. Tym bardziej cieszę się, że udało się dowieźć to zwycięstwo do mety. Mieliśmy naprawdę mocne tempo i stoczyliśmy kilka ekscytujących pojedynków. Ciężko pracowałem przed wyścigiem, by poszukać miejsca, w których mógłbym się jeszcze poprawić, przyspieszyć. To zrobiło dziś niebywałą różnicę!”.

Co zrozumiałe, zgoła inne emocje towarzyszyły Carlosowi Sainzowi… Hiszpan radzi sobie coraz lepiej w bolidzie Scuderii, w barwach stajni z Maranello wywalczył też pierwszy triumf w Formule 1. Weekend w Styrii, delikatnie mówiąc, nie należał jednak do wymarzonych:

„Trudno jest mi dziś znaleźć odpowiednie słowa na komentarz. To było wręcz oczywiste, że wywalczymy dublet. Miałem naprawdę konkurencyjne tempo, zwłaszcza na twardej oponie. Degradacja była całkiem wysoka, ale nieźle sobie z nią poradziliśmy. W trakcie ostatniego przejazdu samochód sprawował się fantastycznie. Do czasu tej pechowej awarii silnika…

Ten wynik jest trudny do przyjęcia. Wycofanie się kosztowało mnie i zespół sporą liczbę kluczowych punktów w obu kategoriach. Patrząc na pozytywy, z każdym wyścigiem czuję się coraz lepiej w samochodzie. Jazda jest przyjemniejsza, jestem bardziej pewny siebie. Ten stan rzeczy mnie motywuje. Jesteśmy szybcy w tym roku, a to chyba najważniejsze. Wielkie gratulacje dla Charlesa za kolejne, cenne zwycięstwo. Nadal będziemy naciskać!”.

fot. ferrari.com

Status quo zachowany

W starciu na Red Bull Ringu Charles Leclerc odrobił kilka punktów do Maxa Verstappena. Przewaga Holendra jest jednak relatywnie bezpieczna, urzędujący mistrz świata ma 38 punktów zapasu nad gwiazdą Scuderii. Carlos Sainz utrzymał czwartą pozycję, jednak George Russell depcze mu po piętach, tracąc zaledwie 5 oczek. W tabeli konstruktorów stajnia Red Bulla zgromadziła już 359 punktów, fabryka z Maranello ma ich aż 56 mniej. Królową motorsportu czeka teraz krótka przerwa, kolejnym przystankiem sezonu 2022 będzie Grand Prix Francji. Czerwone światła na Le Castellet zgasną w niedzielę, 24 lipca.

Oficjalną klasyfikację generalną sezonu 2022 znajdziecie na stronie internetowej Formuły 1.