Robert Kubica – nadzieja umrze ostatnia

1059
fot. Alfa Romeo Racing Orlen - oficjalny profil Facebook

Przyszłość Roberta Kubicy w Formule 1 nadal pozostaje niejasna. I choć każdego dnia docierają do nas nowe informacje o kolejnych szansach i możliwościach, to wciąż wydaje się, że koniec przygody Roberta z królową motorsportu jest blisko.

Sezon transferowy w F1 dłużył się w tym roku niemiłosiernie. Zabrakło tu spektakularnych ruchów, sensacyjnych zwrotów akcji czy nieoczekiwanych „łamiących wiadomości”. Do tego przyzwyczaiła nas już piłka nożna i tamtejsze transferowe karuzele, tam walka trwa nawet do ostatnich sekund. A historia pamięta już przypadki, gdzie wielomilionowe, złożone ruchy kontraktowe upadały, bo w ostatniej chwili zawiesił się… faks. Królowa motorsportu nie dała nam niestety takich emocji w tym roku. Możemy to więc powiedzieć wprost. Wiało nudą.

O każdym ruchu wiedzieliśmy już na długo przed jego ogłoszeniem. Plotki i spekulacje były tak oczywiste, że zamiast niecierpliwego oczekiwania na kolejne smaczki czy doniesienia, czekaliśmy tylko na oficjalne potwierdzenie. Transfer Bottasa do Alfy Romeo zapowiadano na dziesiątki sposobów. Kontrakt Russela był istną brazylijską telenowelą, w której żadna ze stron nie potrafiła dochować tajemnicy. A lwia część zespołów potwierdziła swój skład na przyszły sezon kilka tygodni lub miesięcy wcześniej. Można było poczuć się jak dziecko, które o tym co znajdzie w pakunkach pod choinką dowiedziało się… na początku stycznia.

Na placu boju pozostała tylko Alfa Romeo, która trzyma na szali miliony polskich nadziei. Od kilku dni żyjemy tylko jedną sprawą. Przyszłością Roberta Kubicy. A jeżeli minione lato przyzwyczaiło nas, że wszystkie plotki zawsze się sprawdzały, to nie mamy powodu do euforii. Jeżeli miałbym zobrazować to muzycznie, to chyba już czas włączyć utwór Ryszarda Rynkowskiego. I smętnie nucić pod nosem słowa piosenki „szczęśliwej drogi już czas”.

fot. Alfa Romeo Racing Orlen – oficjalny profil Facebook

Los Cię w drogę pchnął…

Co wiemy? Tylko Alfa Romeo Racing Orlen nie potwierdziła jeszcze składu kierowców na kolejny rok. Oczywiście, numerem jeden, gwiazdą i twarzą stajni z Hinwil będzie Valtteri Bottas, który naturalnie przedłuży fińską dynastię w zespole. W grę wchodzi więc jedynie angaż na drugi fotel. I podobnie jak przy weselnych zabawach z krzesłami, miejsce jest jedno. A chętnych wciąż nam przybywa. Problem polega na tym, że orkiestra nadal gra, kandydaci kręcą się w kółko, a my czekamy na zakończenie tej zabawy. Tym najbardziej niecierpliwym jest Antonio Giovinazzi. Bo Włoch chciałby już w spokoju usiąść do flaszki i zimnych zakąsek. A goście weselni bawią się w tej chwili krzesłem, na którym sam siedział.

Giovinazzi jest naturalnym kandydatem. Po pierwsze, jest wciąż etatowym pracownikiem. Na dodatek jest kierowcą testowym Ferrari, które dostarcza silniki do bolidów Alfy. Włosi będą więc nalegać na przedłużenie kontraktu, bo sami nie mają gdzie upchnąć swojego pupila. Naszym kandydatem jest Robert Kubica. Podopieczny głównego sponsora, koncernu Orlen. A skoro nasza spółka wykłada na ten biznes gigantyczne wręcz pieniądze, wciąż trzymając się tego że jest to projekt długoterminowy, to rola krakowianina jest kluczowa w tym układzie. Jest jeszcze Nyck de Vries, mistrz świata elektrycznej Formuły E. A kilka dni temu w asyście wielu walizek wypełnionych po brzegi chińskimi banknotami, na horyzoncie pojawił się Guanyu Zhou. I to właśnie w stronę chińskiego kierunku patrzy teraz Sauber.

Alfa Romeo zapowiedziała przede wszystkim… kolejną zmianę malowania bolidu na swój domowy start we Włoszech. Notabene barwy są przepiękne. Oficjalnie, swój 99 występ w F1 zaliczy też Robert Kubica. I wiele wskazuje na to, że będzie to jego włoskie pożegnanie.

fot. Alfa Romeo Racing Orlen – oficjalny profil Facebook

I ukradkiem drwiąc się śmiał…

Choć Polska jak długa i szeroka piłką nożną stoi, to w ostatnie, niedzielne popołudnie nikt nie myślał o naszym sporcie narodowym. Ba, pasjonująca rywalizacja z San Marino zeszła na dalszy plan. Liczyliśmy na pewien przełomowy moment w karierze Roberta Kubicy. Było blisko kilka tygodni temu, podczas Le Mans. Zabrakło dosłownie kilku kilometrów, aby o Polaku znów zrobiło się głośno. A Robert tego szumu potrzebował, można było przekuć to w znakomitą kartę przetargową. Nieoczekiwanie, okazja pojawiła się na torze Zandvoort.

To jeden z tych momentów, w których czuje się jak Poncjusz Piłat. Fani motorsportu nad Wisłą podzieleni są na dwie grupy. Fanatycznych kibiców Roberta, którzy z niebywałą agresją reagują na doniesienia, jakoby Kubicy zabrakło w padoku na starcie kolejnego sezonu. Oraz malkontentów, dla których Kubica jest marnym kierowcą. Ci na widok spółki Orlen nerwowo łapią się za portfele, narzekając jak to polski koncern okrada ich z ciężko zarobionych pieniędzy. Marnowanych oczywiście na inwalidę, który już raz mocno się rozbił i nic go to nie nauczyło. Tych, którzy kalkulują to na chłodno jest niestety tylko garstka…

Stojąc przed tym podzielonym tłumem ciężko nie narazić się którejś ze stron. Ci pierwsi krzyczą „ukrzyżuj”, domagając się tego, abyśmy o naszym rodaku zapomnieli. Ci drudzy niestrudzenie walczą o to, aby Robert został drugim kierowcą Alfy Romeo w 2022 roku. Wyścig w Holandii dał nam wiele do myślenia. Obu obozom. Wnioski będą jednak smutne.

fot. Alfa Romeo Racing Orlen – oficjalny profil Facebook

Bo nadzieję dając Ci…

Moje zdanie jest proste. Uważam, że Robert Kubica jest naprawdę znakomitym kierowcą. Szczerze żałuję, że gdy krakowianin święcił swoje triumfy w ekipie BMW Sauber, Jakub Socha był jeszcze zbyt młody, aby to dobrze zrozumieć. F1 była dla mnie wtedy nudna i powtarzalna. Doceniać ją nauczyłem się dopiero po latach. Tak, jak postać Kubicy. Nie można odebrać Polakowi umiejętności i talentu. Ten facet potrafi ścigać się w F1, DTM, seriach długodystansowych i rajdach. Próbował wszystkiego. I niezależnie od tego jaki kształt ma kierownica i jak wygląda bryła auta, szybko się adaptował. Trzeba dziś jednak zaznaczyć, że na wielkie triumfy, sukcesy i tytuły materiału już nie ma. To oczywiste.

W każdej ze wspomnianych serii, z lepszym czy gorszym skutkiem, zaskakiwał. W każdej z nich jego wielcy rywale lub współpracownicy doceniali umiejętności, pasję, pewność siebie. Niektórzy szczerze się go bali. Maciej Wisławski stwierdził nawet, że nigdy nie wsiądzie już z Kubicą do rajdówki. Po prostu boi się tego, że Robert nie kalkuluje. A on po prostu twierdzi, że za bardzo kocha swoje życie. A propos rajdów. Gdyby nie wypadek, gdyby nie ta pamiętna bariera z rajdu Ronde di Andora, być może dziś nosilibyśmy koszulki Ferrari?

F1 to królowa motorsportu. Największy, najcięższy kaliber. Polak wskoczył do bolidu po dwóch latach nieobecności. Przez ten czas mógł tylko kilka razy zasiąść za kierownicą podczas testów. Jego rola w zespole była iluzoryczna. Nawet na oficjalnej prezentacji bolidu na sezon 2021 widać było, że traktowany jest iście marketingowo. Pytania o „kluczową” pracę w symulatorze były sztuczne i wrzucone pod publikę. To nie był radosny obrazek. I szczerze wątpię, aby tak ambitny człowiek jak Robert, chciał na tym marginesie pozostać.

fot. Alfa Romeo Racing Orlen – oficjalny profil Facebook

Fałszywy klejnot dał…

O zaskakującym występie na Zandvoort powiedziano już wiele. W trudnym dla zespołu momencie, na nieznanym torze, bez kluczowych sesji treningowych, dojechał do mety w swoim pierwszym Grand Prix od… 2019 roku. Ani przez moment nie było widać, że Kubica miał jakikolwiek rozbrat z Formułą 1. Jedynym negatywnym obrazkiem była przegrana walka z Perezem. Ale ta sytuacja nie wymaga przecież komentarza. Polak miał świetne tempo, nie popełniał błędów, realizował polecenia inżynierów i potrafił wyrównać czasy Giovinazziego, który zna bolid od podszewki. Dodatkowo na ostatnim okrążeniu wyprzedził nawet Nicholasa Latifiego. Wbijając przy okazji szpilkę swojemu byłemu pracodawcy. Celnie, dobitnie, ale jednak z klasą. Jak bumerang powróciły więc zapowiedzi o rychłym powrocie. Zapowiedzi, które według mnie nie mają niestety pokrycia w rzeczywistości.

Dlaczego? Dwa razy używałem porównań ze świata futbolu. Więc ostatni raz. „Kasa misiu, kasa”. Cytując frazę kopalni piłkarskich cytatów, śp. Janusza Wójcika. Robert jest łakomym kąskiem dla Włochów. Zwłaszcza w świetle rewolucji w przepisach. Doświadczenie, spokój, umiejętność chłodnego kalkulowania i cierpliwość Polaka będą kluczowe. Niestety. To wciąż za mało. W dzisiejszej Formule 1 nie ma już czegoś takiego, jak romantyzm, uczucia, czy pasja. Idea o rywalizacji wyblakła. To biznes. Gdy widzisz postawę Mazepina, nie chciałbyś pożyczyć mu swojego samochodu. A co dopiero powierzać wart miliony bolid? Ale jednak, robisz to. Bo za jego plecami stoi ojciec. Z kranem pieniędzy. Ty tylko odkręcasz kurek.

Na stole, który rozstawili Chińczycy jest ponoć 30 milionów. Do zgarnięcia, tylko za samo podpisanie kontraktu. Szanse na angaż Roberta nie rozegrają się w symulatorze, w padoku, ba, nawet pozycja na Monzy i forma Polaka nie będą miały znaczenia. Rozpoczęła się… licytacja. Jeżeli Orlen da więcej, jest jeszcze szansa. Jeśli nie… Biznes to biznes. Sport ma tutaj naprawdę drugorzędne znaczenie. Szkoda. Bo nas, kibiców, interesuje tylko ściganie.

fot. Alfa Romeo Racing Orlen – oficjalny profil Facebook

Szczęśliwej drogi już czas…

Robert wystartuje w najbliższy weekend na legendarnej, kultowej wręcz Monzy. Na torze, który kocham całym swoim sercem. To mój ulubiony obiekt. Tym bardziej będzie to dla mnie wielkie widowisko, bo nasz rodak w końcu wypełni cały harmonogram imprezy. A do tego wystartuje w sobotnim sprincie kwalifikacyjnym. Z przymrużeniem oka, będzie to jego start numer 99 i numer 100. Na obiekcie, na którym po raz pierwszy posmakował słodyczy podium Formuły 1. Choć szanse są niewielkie, być może jest jeszcze cień nadziei, że numer 88 pozostanie z nami na jeszcze jeden, ostatni sezon. Nadzieja umiera przecież ostatnia.

Kończąc ten tekst, nasuwa mi się jeszcze jeden wniosek, jedna myśl, która nie daje mi spokoju. Niezależnie od tego co się wydarzy, jaki kombinezon Kubica założy w następnym sezonie, jakie barwy przywdzieje i kto zgarnie drugi fotel w stajni Alfa Romeo. Robert, w przyszłym roku wracaj na Le Mans. We Francji wciąż są rachunki, które trzeba wyrównać.