Safari w surowej postaci – wyzwanie dla ludzi i sprzętu

Jest taki rajd, na który przygotowania trwają dwa lata. Rajd Safari powrócił to kalendarza WRC, ale już w łagodniejszej formie. Ale jest także wydarzenie, które powstało na wzór oryginalnej przeprawy przez afrykańskie bezdroża. Mowa o East African Safari Classic Rally. Gdzie długość samych odcinków to 1580 km oesowych.

Półtora tysiąca kilometrów oesowych po surowych „drogach” Afryki. Słowo drogi jest czasem sporym nadużyciem. Drugie tyle to dojazdówki. Ale dojazdówki takie jak znamy z opowieści zawodników z siwymi włosami. Czyli nieustanna gonitwa na czas, aby zdążyć ma PKC czy do Parku Maszyn i nie zarobić karnych sekund. To wszystko po wąskich, nierównych drogach z ruchem ulicznym.

Zapoznanie z trasą? ponad 3 tys. km to raczej nie możliwe. Z resztą na co zda się takie zapoznanie jak jeden deszcz powoduje, że na odcinku nagle pojawiają się rzeki, które diametralnie zmieniają scenerię. To podwójne zadanie dla pilota. A pomyłki i zagubienia na trasie potrafią przytrafić się nawet załogom walczącym o podium.

O przygotowaniach i „zderzeniu” z realiami Afryki opowiedział nam Jakub Grochola, który wystartował pod koniec ubiegłego roku w tym wyjątkowym rajdzie. Wystartował razem z Michałem Jucewiczem w Oplu Manta. Ponieważ regulamin klasycznego Rajdu Safari dopuszcza tylko klasyczne wolnossące auta rajdowe. Z resztą tylko te surowe konstrukcje, oczywiście dodatkowo wzmocnione, są w stanie znieść warunki rajdu.

Materiał znajdziecie w najnowszym 43 numerze Rally And Race, który już jest dostępny w punktach empik oraz naszym sklepie online: