Jacek Pydys: „Nordschleife jest niczym muzyka”

821
Pydys
fot. Jacek Pydys - prywatne archiwum

Jacek Pydys to jedyny Polak który zwyciężył w kultowym, 24-godzinnym wyścigu na Nurburgringu. Przez kilkanaście lat swojej treningowej i wyścigowej jazdy po „Zielonym Piekle” stał się prawdziwą skarbnicą wiedzy, „senseiem” Nordschleife. Dziś pytamy naszego rodaka o realia sportowej rywalizacji na północnej pętli i… emocje, które towarzyszyły mu podczas wielkich zwycięstw i momentów porażki.

Sensei. To pochodzące z języka japońskiego słowo na dobre zadomowiło się też w naszym słowniku. Najczęściej używamy go w odniesieniu do sportów walki. Tym mianem określamy nauczycieli, trenerów ze sporym stażem i wieloma zasługami. W kraju kwitnącej wiśni owy zwrot opisuje każdego, kto doszedł do perfekcji w danej dziedzinie. Dziś nie popełnię chyba żadnego faux paux, jeżeli zapożyczę je i postawię przed osobą Jacka Pydysa. Jedynego jak do tej pory Polaka, który wygrał wręcz legendarny, 24-godzinny wyścig Na Nurburgringu…

Ponad wszelką wątpliwość Pydys jest jednym z najbardziej doświadczonych rodaków, którzy regularnie mierzą się z Nordschleife – zarówno podczas treningów czy… „luźnych” okrążeń, jak i w trakcie oficjalnych wyścigów RCN lub VLN. W naszej kolejnej rozmowie zapytaliśmy Jacka o emocje, które towarzyszyły mu w najważniejszych chwilach jego sportowej kariery. Rozmawiamy również o to jak wygląda walka z perspektywy kierowcy, i z czym mierzą się śmiałkowie, którzy stają do walki w ADAC 24h Nurburgring. Jesteście gotowi na następne spotkanie z guru północnej pętli? Siadajcie wygodnie, oddajemy głos naszemu mistrzowi…

Pydys
fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Tajemnica „Zielonego Piekła”

RR: Jesteś na Ringu już od kilkunastu lat. Pokonałeś prawie wszystkie szczeble, z „niedzielnego” kierowcy stałeś się profesjonalnym zawodnikiem. Czy możesz dziś powiedzieć z czystym sumieniem, że Nordschleife… nie ma przed Tobą tajemnic?

JP: Absolutnie! Gdybym tak dziś powiedział, pokazałbym całkowity brak szacunku do tego toru. Ten obiekt zawsze będzie wyzwaniem. Został tak zbudowany i leży w takim miejscu, że możliwości popełnienia błędu są nieograniczone. I każdy je popełnia – ja, moi trenerzy, nawet Ci którzy jeżdżą tu od paru dekad. Jest tylko wąska grupa ludzi, która prawie się nie myli – największe talenty, giganci. Cyborgi, które jadą zawsze idealnie, potrafią dopasować się do warunków w przeciągu kilkunastu sekund. Proszę się nie śmiać, ale Nordschleife jest jak muzyka. Sam gram na wielu instrumentach, wiem co mówię… Można grać i całe życie. Ale przyjdzie ktoś, kto pokaże nieznane dotąd układy i melodie. Tu jest tak samo, zawsze znajdzie się coś do poprawy. Nowy aspekt, którego jeszcze nie poznaliśmy, nie poczuliśmy.

Na krótkich torach wyścigowych można dojść do perfekcji, wypracować pamięć mięśniową, i tłuc okrążenie za okrążeniem. Ale nie tutaj. Wystarczy kilka kropel deszczu i wszystko się wywraca. Za to kochamy ten obiekt. Po prostu, Nordschleife zawsze jest pewną zagadką… Można oczywiście zapamiętać nitkę, mieć w głowie nazwy każdego zakrętu. Lecz kierowcy, którzy przechwalają się pewnością siebie na Nordschleife najczęściej kończą na barierkach. To miejsce jak żadne inne wynagradza za pokorę, skromność i ciężką pracę za kierownicą.

fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Respekt kontra strach

RR: Nordschleife nie bez kozery nazywa się „Zielonym Piekłem”. Najtrudniejszym torem wyścigowym na świecie. Czy rywalizując na tym obiekcie czujesz… strach?

JP: Strach jest wrogiem kierowcy wyścigowego. Koniec kropka, ten aspekt trzeba szybko wykluczyć. To proste – kiedy się boisz, popełniasz błędy. A tutaj nie ma na to miejsca, są bandy, inni zawodnicy. W tegorocznym, 24-godzinnym wyścigu weźmie udział… 120 ekip. Jeżeli się boisz, nie stawaj na starcie. Dla dobra własnego i pozostałych zawodników. Tak jak już mówiłem muszę czuć respekt. Chcę go czuć. Za to strach nie prowadzi do niczego, nie wygeneruje żadnych pozytywnych zachowań lub ruchów. Mimo tego, lewa noga musi być blisko hamulca, żeby ograniczać ryzyko. Chłodna głowa jest potrzebna… Ryzykować mogą tylko najlepsi. Kierowcy tacy jak Kevin Estre, którzy urodzili się już z kierownicą. I pewnie zasypiają razem z nią, trzymając ją gdzieś pod kołdrą, albo pod swoją poduszką.

RCN
fot. kajtophoto.com

Kilometry pełne wspomnień

RR: Która sekcja toru jest Twoją ulubioną? Czy jest miejsce lub zakręt północnej pętli, które zajmuje jakieś szczególne miejsce w Twoim motorsportowym sercu?

JP: Na początku może i tak było. Kiedy uczyłem się toru miałem swoje ulubione miejsca. Jednak zazwyczaj były to te partie, w których popełniałem błędy, gdzie miałem sporo do poprawy. A teraz, tak z ręką na sercu, każda sekcja Nurburgringu jest dla mnie po prostu fantastyczna. Uwielbiam podczas luźnych treningów pracować nad swoim tempem. Lubię takie chwile, kiedy mogę zbliżyć się do granic możliwości – swoich i maszyny. Ale niech to wybrzmi, zbliżyć nie oznacza przekroczyć… Kiedy jeździsz profesjonalnie cieszy Cię każdy zakręt, dosłownie każde okrążenie. Niezależnie od tego ile błędów popełniłeś, bo możesz poprawić je chwilę później. Od razu jest powód, aby znowu zapiąć kask. Ale żeby zabawa była większa, trzeba ćwiczyć. Naprawdę, tutaj warto robić to z instruktorem. On pozwoli wywołać tę radość, dać wskazówki, które zwiększą bezpieczeństwo i usprawnią rezultaty.

Przejechałem tu jakieś trzy tysiące „kółek”, po tysiącu straciłem rachubę… A każde było inne, każde było cudowne. Zwłaszcza, kiedy za jazdą stała również sportowa rywalizacja. Dlatego ciężko mi wskazać ulubione miejsce. Kocham tu każdy zakręt. Jak wspominałem przy naszej ostatniej rozmowie, na nitce Nordschleife dosłownie zostawiłem swoje serce!

Pydys
fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Ciemne strony „Zielonego Piekła”

RR: Jaki był Twój najtrudniejszy lub najsmutniejszy moment na północnej pętli?

JP: Wiadomo, najbardziej bolą wypadki. Pomińmy nawet kwestie finansowe, uszkodzenia zawsze wiążą się z workiem pieniędzy… Po prostu, kraksy podcinają skrzydła. Najbardziej zabolała mnie ta ubiegłoroczna, podczas 50. edycji 24h Nurburgring. Mówiąc nieskromnie, wygraną mieliśmy w kieszeni. Nasz Cayman GTS Turbo spisywał się wyśmienicie, maszyna pędziła aż miło. Około północy prowadziliśmy, mając dwa okrążenia przewagi. Szanse na kolejny triumf były ogromne. A nasz kolega z zespołu rozbił auto podczas nocnego stintu.

Owszem, każdemu może się zdarzyć. Ale to było na „Małej Karuzeli”, bez udziału innych zawodników. Cóż, chciał jeszcze szybciej, jeszcze mocniej. Coś zupełnie niezrozumiałego. Takie rzeczy długo zostają w pamięci, i palą od środka. Równie źle czułem się w zeszłym tygodniu – miałem zderzenie podczas rundy NLS, już swoim Porsche. Wyprzedzałem, na jednym z zakrętów wszedłem rywalowi pod łokieć. Ten mnie nie widział, nie popatrzył w lusterka. To boli. Mam pecha w tym sezonie, najpierw awaria, a teraz wóz w naprawie.

RR: Odwróćmy emocje. Co czułeś, kiedy Wasz samochód przeciął linię mety 24h Nurburgring 2021? Kiedy dotarło już do Ciebie, że… wygraliście tamten wyścig?

JP: Nie wiem… Podświadomość podpowiadała że tak może się stać. Zwłaszcza, gdy ten wyścig chylił się już ku końcowi. Wiedziałem, że samochód jest piekielnie szybki, mamy dobre tempo. Ale na mecie niczego nie mogliśmy być pewni, bo zarówno my, jak i nasi rywale musieliśmy policzyć kary. Ae kiedy dotarła do nas oficjalna informacja… Euforia! Naprawdę, tego nie da się opisać słowami. Nawet teraz nie umiem tego nazwać, jakoś określić. Totalne wzruszenie, które dochodziło do mnie przez blisko tydzień. Jednak tę chwilę pamiętam dość słabo. Nie przez szampana. Po prostu, byłem wręcz wyczerpany!

Zapisane wspomnienia

RR: Realia dzisiejszych czasów pokazują, że najważniejsze momenty czy chwile lądują na naszych tapetach w telefonie, komputerze. Część z nich wieszamy też na ścianie. Jeżeli miałbyś wybrać, to jaki obrazek powiesiłbyś u siebie w domu?

JP: To proste, migawki ze wspomnianego, 24-godzinnego wyścigu. Nie ma nic innego, co mogłoby w ogóle dorównać temu zwycięstwu. Mam w domu kilkadziesiąt pucharów. Sporo z nich otrzymałem za zwycięstwo. Ale tamten jest taką perłą w koronie. Pamiętam, że po wszystkim dzwonili do mnie moi trenerzy, którzy przez ostatnie lata uczyli mnie jazdy po Nordschleife. Składali gratulacje, ale szybko pokazywali zdziwienie, że to się nam udało. Pytali wprost jak to możliwe… A ja dumnie odpowiadałem – byliśmy po prostu najszybsi!

fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Człowiek vs maszyna

RR: Pamiętam naszą pierwszą rozmowę, kiedy opowiadałeś jak przy prędkości blisko 300 km/h wyprzedzałeś potwory z klasy GT3. Co czuje się pędząc aż tak szybko? Pole widzenia się zawęża? Jak w takich realiach ściga się koło w koło?

JP: Tak, to prawda. Nigdy nie byłem chyba najszybszy w trakcie wyścigu, lecz bodajże w sezonie 2020 znalazłem się w pierwszej trójce. W naszym Porsche Caymanie zdjęto wtedy blokadę – mieliśmy dodatkowe intercoolery, które zapewniały genialne chłodzenie, dając nieco większe możliwości. Przekraczaliśmy 290 km/h. I wyprzedzaliśmy nawet pojazdy z klasy GT3. Pamiętam jak na prostej mijałem Mercedesa-AMG GT3. Na zakrętach nie było już żadnych szans – aerodynamika tych wozów sprawia, że fruną przez szybsze wiraże…

Zaś co do kwestii walki, największym wyzwaniem jest brak widoczności. Mówię poważnie, pole widzenia jest poważnie okrojone. Warto dodać, że przez dobre 40% każdego wyścigu patrzy się w lusterka, nie przed siebie. Trzeba wypatrywać szybszych samochodów, które mogą zaskoczyć nas na zakręcie. Jeszcze trudniej robi się nocą. Konstrukcje GT3 czy GT4 oślepiają laserowymi światłami, wykorzystują je do oślepiania i wywierania presji. Wtedy nieco zmienia się kąt lusterek, aby nie męczyć wzroku. Nocą tracimy także nasze punkty orientacyjne, które wyznaczały na przykład miejsce hamowania. Zdecydowanie łatwiej o błąd. A po trzecie, nasze reflektory nie „skręcają” wraz z zakrętem, jak w samochodach cywilnych. Często wjeżdżając w zakręt jedziemy w nieznane. Mroczną, nieznaną czerń…

To jest wielka walka. Z rywalami, własnymi słabościami. Będąc w jednym zakręcie myślę już o trzech kolejnych. Często podczas tych kilku okrążeń wypijam pięć litrów wody… A zaraz po wyjściu z samochodu nawet nie pamiętam co działo się kiedy prowadziłem. Po prostu, taktyka jest prosta. Zęby w kierownicę, musisz dać z siebie absolutnie wszystko!

Pydys
fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Wyzwanie dla ciała i umysłu

RR: Jak Twoje ciało reaguje na rywalizację na Nordschleife? Z czym musisz się mierzyć podczas rywalizacji, zwłaszcza w królewskim, 24-godzinnym wyścigu?

JP: Tak, czuję wysiłek. W takim fizycznym ujęciu to ciężka robota, bardzo wyczerpująca… Majowy, 24-godzinny wyścig jedziemy tylko we trzech, chociaż co do zasady zespoły są tu raczej czteroosobowe. Każdego z nas czekają więc podwójne stinty. To będzie sześć, może i nawet osiem godzin jazdy na najwyższym poziomie. A przed wyścigiem czekają nas trzy sesje kwalifikacyjne – dwie w czwartek oraz jedna w piątek. Co tu dużo gadać, organizmy dostają w kość. Może w telewizji nie wygląda to aż tak źle. W transmisjach z 24h Le Mans widać, jak ludzie drzemią na leżakach, wszyscy są uśmiechnięci. Tutaj jest zgoła inaczej.

Ciężko o spokojny sen, bo najwięcej dzieje się w nocy. Niektórzy kierowcy z niższych klas popełniają błędy, nie wytrzymują ciśnienia. Po zmroku wykręcają rezultaty o dwie minuty słabsze niż w czasie dnia. A to oznacza, że kiedy trzyma się narzucone tempo, można ich wyprzedzać co cztery okrążenia. Nie jest to powód do wstydu. Mnie też zdarzało się tracić dwie minuty na „kółku”, zwłaszcza kiedy zaczynałem swoją przygodę z nocną jazdą… Do tego wspomniane błyski lamp, brak punktów referencyjnych. Noc nas weryfikuje. Męczy oczy, umysł płata figle, traci się koncentrację. Kluczowa jest zatem dobra znajomość toru.

Pydys
fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Instruktor Twoim przyjacielem

RR: Na Nurburgringu spędzasz sporo czasu – podczas oficjalnych zawodów oraz treningów. Jaką miałbyś radę dla tych, którzy chcą posmakować północnej pętli?

JP: Na torze pojawia się coraz więcej osób. Z naprawdę drogimi, często i profesjonalnymi maszynami. Nordschleife jest otwarte dla każdego, widać jakie wzbudza zainteresowanie. Dlatego dla każdego nowicjusza mam dwie rady. Po pierwsze, przygotuj się teoretycznie. Mniej więcej poznaj nitkę toru, sprawdź wszystkie informacje, szczegóły administracyjne. Taka podstawowa wiedza oraz znajomość prawa pozwolą w spokoju skupić się na jeździe.

A kiedy pojawisz się już na miejscu, na pierwsze okrążenia weź ze sobą instruktora. Choć na jedno. To kwestia bezpieczeństwa, trener pomoże w opanowaniu maszyny, podpowie, pozwoli poprawić błędy, dzięki którym można być szybszym, czerpać więcej przyjemności. Gorąca głowa i zbytnia pewność siebie na nic się tu nie przyda. Kluczowa jest zaś pokora. Sam wsiadam czasami na prawy fotel, pomagam ludziom. Pamietam też ile mi dały takie szkolenia. Gdyby nie trenerzy oraz instruktorzy, nie byłbym dzisiaj żadnym zawodnikiem.

Bezpieczeństwo jest również ważne dla włodarzy obiektu. Miałem już kilka dyskusji w tej sprawie. Kiedyś publikowałem nagrania ze swoich przejazdów. Poproszono mnie, aby tego nie robić, lub zamazywać na ekranie wskazania obrotomierza i prędkościomierza. Głównie dlatego że dochodziło do sytuacji, w których ktoś chciał nauczyć się jazdy… „z YouTube’a”. Obserwował prędkości, a później próbował odwzorować je we własnym zakresie. Cóż, nie muszę chyba mówić jak to się kończyło. Co ciekawe, dostałem też grzeczną i… stanowczą prośbę, aby trzymać się z daleka od aut Ring Taxi. Tutaj dba się o to, aby minimalizować ryzyko. I apeluję do każdego, dla własnego dobra, lepiej się do tego trendu dostosować!

Pydys
fot. Jacek Pydys – prywatne archiwum

Pydys na kartach historii… po raz drugi?

Najbliższe tygodnie będą dla Jacka zdecydowanie najtrudniejszym, najgorętszym okresem sezonu 2023. Polak przygotowuje się już do startu w legendarnym, 24-godzinnym wyścigu, w którym powalczy o drugie zwycięstwo w karierze. Pydys ponownie łączy siły z zespołem Koppen Motorsport, tym razem przesiada się jednak do Porsche 911 generacji 991. Tercet Pydys/Rings/Koppen powalczy w mocno obsadzonej grupie V6. Rywalizację poprzedzą aż trzy sesje kwalifikacyjne (18.05. – 13:15 i 20:00, 19.05. – 13:30). Wyścig rozpocznie się punktualnie o 16:00, w sobotę 20 maja. W akcji zobaczymy aż… dwóch Polaków, bowiem drużynę Walkenhorst Motorsport reprezentować będzie Jakub Giermaziak (BMW M4 GT3).

Zachęcamy Was do zaobserwowania profilu Jacka w mediach społecznościowych. Wspólnie możemy przyczynić się do tego, aby o dokonaniach naszego rodaka usłyszeli nie tylko fani sportów motorowych, co wymiernie przyczyni się do promocji rodzimego motorsportu oraz świata wyścigów długodystansowych. Tych, którzy dopiero dziś poznali tę wyjątkową osobę odsyłamy do naszego obszernego wywiadu, w którym Jacek zabrał nas w prawdziwą podróż po swojej karierze. Dając świadectwo prawdziwej miłości do wyścigów oraz północnej pętli! Po więcej kluczowych wiadomości z „Zielonego Piekła” zapraszamy na www.rallyandrace.pl.