Kacper Smirnow: „Simracing to moja furtka do świata motorsportu”

Smirnow
fot. Kacper Smirnow - archiwum prywatne

Jak zbliżyć do siebie światy prawdziwej i elektronicznej rywalizacji na torze? Jak przekonać niedowiarków, że simracing to dziś najprostsza i najtańsza ścieżka do realizacji marzeń? Ekipa Drive Squadu znalazła na to sposób, łącząc swoje siły z organizacją Wojol Racing. Tak powstał turniej Drive Squad Super S Cup by Wojol Racing – przenoszący rywalizację w Mistrzostwach Polski na ekrany komputerów. Triumfatorem pierwszej edycji został Kacper Smirnow, zawodnik Pitlane Esports. 

Na początku sezonu sympatycy wirtualnej rozgrywki dowiedzieli się o organizacji pucharu Drive Squad Super S Cup by Wojol Racing. Inicjatywa ta miała stać się istnym pomostem łączącym światy elektronicznego oraz… realnego ścigania. Po pierwsze, mistrzostwa miały odwzorowywać walkę w Drive Squad Super S Cup, choć do dyspozycji kierowców oddano nowszą generację Mini Coopera R53. Po drugie – do startów zachęcała wyjątkowa nagroda. Zwycięzcy mieli bowiem odwiedzić fabrykę Drive Squadu i zasiąść za sterami pucharowego Mini, towarzysząc stawce czempionatu podczas jednej z finałowych rund Mistrzostw Polski.

Historycznym, pierwszym zwycięzcą pucharu został Kacper Smirnow, zawodnik Pitlane Esports. W dzisiejszym materiale przybliżymy postać tego wyjątkowego kierowcy, pytając go o początki kariery, realia simracingowej rywalizacji oraz… przyszłość w motorsporcie.

fot. Kacper Smirnow – archiwum prywatne

Zaczęło się od… Logitecha

RR: Na wstępie, opowiedz nam o sobie. Kim jest Kacper Smirnow? Czym zajmuje się na co dzień i… jak trafił do świata simracingu, jak zaczęła się Twoja kariera?

KS: Mam dwadzieścia dwa lata, mieszkam w Piasecznie, nieopodal Warszawy. Na co dzień pracuję w komisie samochodowym, odpowiadam za cały plac, „flotę” siedmiuset pojazdów. Do świata simracingu trafiłem jak większość moich kolegów – w domu pojawiła się pierwsza kierownica, zacząłem regularnie jeździć. Pamiętam, że miałem wtedy jakieś piętnaście lat, po dłuższej przerwie znów wyciągnąłem z szafy starego Logitecha. Grałem w F1 Challenge, rFactor, bawiłem się w tworzenie nowych projektów i edycję modów. To wszystko wciągnęło mnie tak mocno, iż zacząłem ścigać się w pierwszych ligach, posmakowałem rywalizacji na poważnie. W 2019 „przesiadłem się” na Asseto Corsę, ścigając się w Republic of Simracing.

To był pierwszy sezon, który mogę traktować na poważnie. Kiedy było to coś więcej, niż… forma zabawy. Walczyłem wtedy z najlepszymi w Polsce – Dominikiem Blajerem, Kamilem Putoniem, Łukaszem Sokołowskim. I robiłem coraz lepsze wyniki. Zaczynałem od szarego końca, bodajże trzynastego miejsca. Ale po jakimś czasie zacząłem wbijać się do czołówki, potrafiłem też finiszować na podium, utrzymywać tempo Blajera, które traktuję za swego rodzaju wyznacznik. Zacząłem wierzyć, iż simracing będzie czymś więcej niż tylko zabawą.

fot. Kacper Smirnow – archiwum prywatne

Smirnow w czołówce eWTCR

RR: Co traktujesz za swój największy, elektroniczny sukces? Pamiętam, że kilka lat temu uplasowałeś się w… czołowej trzydziestce wirtualnego pucharu WTCR.

KS: I właśnie tamten sukces wspominam najlepiej… Ścigałem się wtedy z najlepszymi z najlepszych. Naprawdę – walczyłem koło w koło z kierowcami z profesjonalnych zespołów, ludźmi zakontraktowanymi przez czołowe stajnie. Sam fakt, że mogłem skrzyżować z nimi rękawice traktuję jako prawdziwy zaszczyt. Oczywiście, odstawałem od nich. Ale wtedy to nie miało żadnego znaczenia. Warto wspomnieć, że stawka tamtego turnieju była bardzo zbita – w prekwalifikacjach różnice w tabeli wynosiły może dwie dziesiąte sekundy. Nawet dzisiaj pamiętam, że na Nordschleife najlepszego i najgorszego kierowcę dzieliło raptem osiem dziesiątych. A mówimy o przeszło dwudziestokilometrowej nitce toru! Poziom iście kosmiczny. Jestem dumny, że mogłem wspiąć się na ten simracingowy Akropol. I mocno wierzę, iż najlepsze dopiero przede mną… I że eWTCR było jedynie skromną przystawką.

Smirnow
fot. Kacper Smirnow – archiwum prywatne

Nowe barwy klubowe

RR: W tym roku zmieniłeś barwy klubowe, przeszedłeś do ekipy Pitlane Esports. Skąd taka decyzja? Jak doszło do tego, że reprezentujesz biało-czerwone barwy?

KS: To bardzo ciekawe, nie będę ukrywał, że wszystko jest dziełem miłego przypadku. W moim poprzednim zespole, Mad Dogs Pact, jeździłem z Dawidem Fryzowiczem, Danielem Librontem oraz Rafałem Szołtyskiem. Znałem się z Miłoszem Matuszykiem – zawodnikiem Wyścigowych Samochodowych Mistrzostw Polski, kierowcą z „prawdziwych” torów. Miłosz startował czasami w simracingowych ligach, robił to dla sportu. A któregoś dnia złożył mi propozycję – luźny start w wyścigu lidze Project Endurance, w BMW GTE, które uwielbiam. Wystartowałem. Ale miał być to tylko luźny występ, okazja do miłego spędzenia weekendu.

Miłosz namawiał mnie później do kolejnych startów, nagabywał, prosił. Ale byłem wtedy w takim momencie, że nie miałem na to czasu, ochoty, motywacji. Aż pewnego razu wpadło mi powiadomienie – zostałem zgłoszony do 24h Daytona. Po prostu, postawił mnie przed faktem dokonanym. Ostatecznie się zgodziłem, bo start w takim wyścigu ma swój klimat. Rozmawiamy wtedy przez całą dobę, panuje znakomita atmosfera, a w naszych domach pojawiają się kibice. Podczas tego wyścigu poznałem Przemka Ludkiewicza – menedżera wrocławskiego Toru Kartingowego Pitlane. Wspominał, że ich celem jest budowa w pełni profesjonalnej dywizji, opowiedział mi o projekcie… Od słowa do słowa, sprawy nabrały rozpędu. W międzyczasie drużyna Pact została rozwiązana, pozwolono nam na szukanie nowych zespołów, anulowano umowy. Więc nie mogło być inaczej, dołączyłem do Pitlane.

Drive Squad Super S Cup na… komputerze

RR: Jednym z pierwszych, zespołowych wyzwań był turniej Drive Squad Super S Cup by Wojol Racing. Seria ta miała niejako połączyć świat simracingu z realną rywalizacją na torze w Poznaniu. Zorganizowano kilkanaście sprintów, mających odwzorować batalię w WSMP, startowaliście nową generacją pucharowego Mini. Okazało się, że wygrałeś całe mistrzostwa – pokonałeś kilkudziesięciu śmiałków.

KS: Odkąd dowiedziałem się o idei powstania takiego turnieju czułem się dość pewnie. Po prostu, świetnie odnajduję się za wirtualną kierownicą samochód z przednim napędem. I wolę podsterowność od nadsterowności. Udowodniłem to we wspomnianym cyklu eWTCR. Poświęciłem sporo czasu na treningi, zwłaszcza że pierwsze rundy były piekielnie trudne. Do stawki dołączył na przykład Kamil Pawłowski, były kierowca Ferrari Esports. Apetyt na mistrzostwo zgłosili też Świderek czy Fryzowicz – nie mogłem pozwolić sobie na lenistwo.

Przygotowania były kluczowe. Spędzałem mnóstwo godzin na poszukiwaniach ustawień i dosłownie zarywałem noce. Do każdego z kilkunastu sprintów trenowałem od pięciu, do dziesięciu godzin. Ten turniej stał się elementem mojej codzienności. Pewnie, miewałem wzloty i upadki, gorsze i lepsze rundy. Ale wygrywałem wyścigi, dość szybko miałem to przeczucie, że jeśli się mocno postaram, wygram puchar Drive Squadu. Cóż, udało się!

Muszę przyznać, że długo to do mnie nie dochodziło… Przede wszystkim dlatego, że ten triumf otwiera mi drogę do spełniania marzeń. Moje umiejętności, poświęcenie, bardzo ciężka praca i wyrzeczenia sprawiły, że wyjadę na prawdziwy tor, przetestuję pucharowe Mini R53, którym ścigają się na co dzień zawodnicy Drive Squad Super S Cup w WSMP. Dlatego nie wierzcie w to, że simracing to bzdura, strata czasu. To furtka do motorsportu!

fot. Kacper Smirnow – archiwum prywatne

Wzloty i upadki

RR: Wygrałeś dwa wyścigi na Hungaroringu, wygrałeś na Slovakia Ringu oraz na torze Motegi. Wystartowałeś w kilkunastu sprintach, odpuściłeś jedynie ostatnią rundę. Który z tych wyścigów dał Ci najwięcej radości? Który był najtrudniejszy?

KS: Najlepszy? Hungaroring, oba wyścigi były świetne w moim wykonaniu. Odrobinę lepiej pamiętaj jednak ten pierwszy. Jechałem na trzecim miejscu, przede mną byli dwaj, bardzo szyby kierowcy – Fryzowicz i Świderek. Na ostatnim „kółku” zetknęli się ze sobą, na drugim zakręcie Dawid nieco wypadł z linii, ja w ostatniej chwili wcisnąłem się przed Marcina. Dziś muszę przyznać z dumą, że wygrałem ten sprint jednym, cholernie odważnym manewrem.

A najgorsze było dla mnie Miami. Ten tor kompletnie mi „nie siedział”, męczyłem się. Cóż, po prostu nie mogłem znaleźć wspólnego języka z maszyną, to była runda do zapomnienia.

RR: Zdobywasz swój pierwszy, mistrzowski tytuł w barwach Pitlane Esports. Jak oceniasz organizację turnieju, wybraną maszynę, wsparcie organizatorów cyklu?

KS: Po pierwsze – znakomity pomysł. Bardzo podoba mi się taka idea promocji wyścigów wśród młodzieży, połączenie simracingu z Wyścigowymi Mistrzostwami Polski. Niski ukłon dla ekipy Drive Squad. Będę szczery, wykonanie mogło być ciut lepsze. To kłopoty wieku dziecięcego, kwestie techniczne wymagają jeszcze dopracowania, lepszej promocji oraz dopieszczenia. Trzeba jednak zaznaczyć, że turniej rozwijał się z każdą rozegraną rundą. Liczę na to, że włodarze zdecydują się na kolejną edycję – w 2023 lub już w 2024 roku.

fot. Kacper Smirnow – archiwum prywatne

Z simracingu na… prawdziwy tor!

RR: Nagrodą główną, poza wspólną imprezą i spotkaniem w fabryce Drive Squad będzie oficjalna sesja treningowa na Torze Poznań. Wsiądziesz za stery Mini R53. Potrafisz być szybki na asfalcie w Asseto Corsa, jaki będziesz w Przeźmierowie?

KS: Cóż, nie licząc krótkiej przygody w kartingu, będzie to mój pierwszy raz za kierownicą prawdziwej wyścigówki. Co najważniejsze, niezwykle się cieszę, nie mogę się doczekać i… nie czuję strachu. Czuję respekt, szanuję cudzą własność. Chcę przekonać się jak to jest, poczuć przeciążenia, pracę opony, przyspieszenie. Ale wrócę do boksu w jednym kawałku!

RR: W tym sezonie rywalizowałeś z kilkoma kolegami z zespołu. Czy na Waszym poziomie istnieje coś takiego jak… „team orders”? Czy walczycie do upadłego?

KS: Nie ma żadnego team orders… Nie jest to potrzebne, zwłaszcza jeśli chodzi o mnie i Dawida. Znamy się od lat, regularnie ze sobą jeździmy, poznaliśmy nasze style jazdy. A profesjonalne podejście wymusiło na nas opanowanie, szanowanie rywala, chłodną głowę. Najważniejsze jest to, żeby walczyć o dobro zespołu. Oczywiście, ścigamy się, robimy to rozsądnie, choć nie powiem – czasami zdarzy się dość ambitna „dive bomba”. Lecz czuję, że jesteśmy dorosłymi, odpowiedzialnymi ludźmi. Panujemy nad sobą i nad emocjami…

Muszę przyznać, iż dawniej mając obok siebie zespołowego kolegę jechałem za ostrożnie,  zbyt zachowawczo. Dawid nauczył mnie „kontrolowanej agresji”. To mnie rozwinęło, dało więcej pewności siebie, pozwoliło stać się lepszym zawodnikiem. I myślę, że wspomniany manewr z toru Hungaroring jest tego najlepszym przykładem. To był istny majstersztyk!

Smirnow
fot. Kacper Smirnow – archiwum prywatne

Rennsport przyszłością motorsportu?

RR: Jak wyglądają treningi zawodników Pitlane Esports? Spotykacie się, wspólnie pokonujecie elektroniczne kilometry? Czy też każdy ma swój sposób na trening?

KS: Zazwyczaj trenujemy indywidualnie. Trzeba tu pamiętać, że simracing nie jest naszym głównym źródłem utrzymania, mamy „zwykłą” pracę. Ciężko jest to pogodzić, odpowiednio dostosować kalendarz do każdego kierowcy. Oczywiście, przed większymi startami staramy się spotkać, potrenować razem, nawet online. Na co dzień wymieniamy się setupami oraz spostrzeżeniami, pomagamy sobie. Sam odpowiadam za wiele ustawień i cieszę się, że ta praca pozwija rozwijać się naszym talentom z akademii. Simracing to sport… Więc tak jak w przypadku każdej innej dyscypliny zespołowej, współpracując osiągamy najlepszy wynik.

RR: Na koniec, jakie są Twoje plany na przyszłość? I dalsze, simracingowe cele?

KS: Obecnie staram się „nauczyć” Asseto Corsa Competizione. Chcę próbować swoich sił właśnie na tej platformie. Wiem też, że następnie przesiądę się na Rennsport. Miałem już dostęp do zamkniętej bety, przetestowałem tę pozycję. Moja reakcja była prosta – „wow”. Chcę startować jak najwięcej i jak najczęściej. Chcę się rozwijać. I reprezentować Polskę.

Smirnow
fot. Kacper Smirnow – archiwum prywatne

Smirnow w drodze po marzenia!

W czempionacie Drive Squad Super S Cup by Wojol Racing wzięło udział tylko trzydziestu, wyselekcjonowanych zawodników, finałową listę wyłoniły wcześniejsze prekwalifikacje. Po dwunastu rundach Kacper Smirnow zgromadził aż 556 punktów (odpuszczając swój udział w ostatnich wyścigach). Drugie miejsce zajął Marcin Świderek (Sim Racing Champions) z dorobkiem 554 „oczek”, zaś podium cyklu zamknął kolejny reprezentant Pitlane Esports – Dawid Fryzowicz (420 punktów). Pełną tabelę oraz informacje o rozgrywkach znajdziecie oczywiście na stronach organizatorów – zespołu Drive Squad oraz drużyny Wojol Racing.

Przy okazji, Pitlane to przede wszystkim jeden z najciekawszych i… najnowocześniejszych torów kartingowych w Polsce, oferujący iście elektryzującą rozrywkę. Nie dajcie się zwieść pozorom, wózki napędzane na prąd dają mnóstwo frajdy, co sprawdziliśmy osobiście kilka miesięcy po otwarciu obiektu. A dziś jesteśmy już po tej… „elektrycznej” stronie mocy. Po więcej ciekawostek ze świata elektronicznego motorsportu zapraszamy na rallyandrace.pl.

W Rally and Race cenimy sobie zdanie naszych czytelników. Zachęcamy Was do wyrażania własnych opinii i dyskusji w mediach społecznościowych. Jesteśmy też otwarci na wymianę argumentów. Wspólnie budujmy i wspierajmy społeczność kibiców oraz polski motorsport!