Grupa B to legendarne i już mityczne rajdówki. Sławę zdobyły dzięki niekontrolowanej pogoni za mocą i niczym nieograniczonej fantazji konstruktorów. To finalnie sprawiło, że postęp był odwrotnie proporcjonalny do bezpieczeństwa załogi. Ale były też modele gdzie zachowano zdrowy rozsądek. Oto historia Opla Manty 400.

Warto pamiętać, że w kultowej Grupie B swój udział miał także Opel z modelem Manta 400. Nie był to jednak projekt tak zaawansowany, jak Audi czy Lancia. Manta pozostała jeszcze z napędem na tylną oś. Na szczęście nie zdecydowano się też na skrajne rozwiązania, takie jak: odejście od konstrukcji samonośnej na rzecz konstrukcji rurowej czy aluminiowa klatka bezpieczeństwa. Dzięki temu Ople Manty, po zastosowaniu prostych i odwracalnych przeróbek, mogą także dzisiaj uczestniczyć w sporcie motorowym.

Zobacz też: Escort WRC – z pamięci do Janusza Kuliga

Nie oznacza to jednak, że jest to auto wolne i nie konkurencyjne, a wręcz przeciwnie. Potężna moc, napęd na tylną oś i lekka masa nadal zapewniają niezłe osiągi, ale wymagają też od kierowcy ogromnych umiejętności i stalowych nerwów.

Odchudzone i poszerzone nadwozie

Na pierwszy rzut oka dzięki poszerzeniom widać, że to wyjątkowe auto sportowe. Laminaty i plastikowe szyby to podstawa. Przykładem skrajnego odchudzania są drzwi. Oryginalnie były pozbawione poszycia, że falowały przy otwieraniu. Tutaj trzeba było zastosować jedną z tych wspomnianych zmian, aby sędziowie dopuścili Mante 400 do jakichkolwiek zawodów. Zastosowano więc wzmocnione drzwi, ale oryginalne zostały zachowane. Całkowita masa pojazdu to zaledwie 1080kg!

Surowe wnętrze

Wnętrze to pełna prostota i klasyczne przełączniki oraz żarówki jak w starych ciężarówkach. Deska rozdzielcza to jednolita powierzchnia na której umieszczono najważniejsze analogowe wskaźniki i przełączniki. Taki urok klasycznych aut rajdowych. Stalowa klatka bezpieczeństwa pozbawiona krzyży w drzwiach i bez zastrzałów do zawieszenia. Otuliny to już współczesne elementy homologowane tak samo jak fotele i pasy bezpieczeństwa.

B grupa bez turbo

Ciekawostka jest, że mimo grupy B, Opel Manta 400 nie ma turbiny. Pod maską znajduje się wolnossąca jednostka napędowa o pojemności 2441ccm. Silnik z głowicą Gerent wyposażony jest w dwa dwu gardzielowe gaźniki weber 50. Moc jaką legitymuje się Manta to aż 305 koni mechanicznych.

Auto wyposażone jest w pięciobiegową kłową skrzynie biegów Getrag, bliźniaczą do stosowanych w rajdowych modelach BMW M3. Zastosowany dyferencjał co ciekawe pochodzi z Opla Monza. Wyposażony jest w 75% szperę.

Zawieszenie to zgodne z historyczną specyfikacją amortyzatory Bilstein. Nieregulowane niestety co skutkuje słabszą pewnością prowadzenia na dziurawych nawierzchniach.

Ciekawostką są felgi i same koła. Auto wyposażone jest w 15″ felgi. Abstrakcyjnie małe jak na dzisiejsze czasy. Szerokość to 8 cali na przód i 10 cali na tył. Opony które mają przełożyć tą potężną moc na trasę to 305/35 R15.

Historia modelu

Ten model Manty 400 pochodzi z Francji. Miał nawet oryginalne żółte reflektory charakterystyczne dla francuskich dróg i oesów. Startował nim Hugues Delage. Auto uczestniczyło w rajdach od 1986 roku i niestety w 1991 uległo wypadkowi. Dopiero w 2016 roku zostało całkowicie i pieczołowicie odbudowane zgodnie ze specyfikacją auta grupy B. Kilka lat później Manta trafiła do Polski.

Prowadzenie to podróż w czasie

Jak przyznaje kierowca to auto wyjątkowe i bardzo trudne w prowadzeniu. To surowa moc i dzika maszyna bez elektroniki. Nie pomaga oryginalne archaiczne zawieszenie, które nie daje pewności prowadzenia na dziurawej nawierzchni. Manta jest bardzo nerwowa i wymaga bardzo dużej siły, aby dała się ujarzmić. Dlatego kierowca musi wiedzieć co robi ponieważ ruchy kierownicą czy reakcja na pedały musi być szybka, stanowcza i bardzo gwałtowna. Pierwsze wrażenia z jazdy przeważnie są takie same u wszystkich czyli podziw dla kierowców którzy pędzili tym surowym żelastwem po 150 km/h między drzewami i szpalerem ludzi. Za kierownicą Manty 400 zasiadały takie rajdowe legendy jak: Ari Vatanen, Harri Toivonen, Jimmy McRae czy Walter Röhrl. Umieli oni nawiązać walkę z mocniejszą konkurencją, która dysponowała już autami z napędem 4×4.

Słynny onboard Vatanena

To właśnie z Manty 400 pochodzi słynny onboard z roku 1983, na którym Ari Vatanen po otarciu się o murek idealnie wycelował w mostek przy dużej prędkości, co pilot podsumował słowami „Dear God” i nie mógł jeszcze przez chwilę wykrztusić z siebie słowa.

Tutaj możecie zobaczyć pełny przejazd tego odcinka:

fot. Michał Kondrowski | rallyart.pl