Mateusz Wujciów zdał jak sam to określił „swój przełomowy, torowy egzamin„. Rozmowa z ambitnym Polakiem, który ze startów w amatorskich imprezach właśnie teraz rusza na zagraniczne tory!
Na wstępie gratulacje! Jeśli dziś rozmawiamy i mam do Ciebie kilka pytań… To znaczy, że się udało! Niecały miesiąc temu, na ogromnych emocjach opowiadałeś mi o najgorętszym newsie w Twojej karierze. Opowiedz naszym czytelnikom krótko, gdzie byłeś? Czym jeździłeś i jak do tego doszło?
MW: Cześć! W miniony weekend odbyłem podróż do Belgii by wziąć udział w pierwszych testach ikonicznej już Hondy Civic TypeR na torze Circuit Jules Tacheny. Wszystko to dzięki zaufaniu załogi TeamRspeed – belgijskiej firmy specjalizującej się w marce Honda, która szukała drugiego kierowcy wyścigowego do swojego zespołu.
Połączyłeś ten wyjazd z jakimiś dodatkowymi przyjemnościami i udało się przy okazji pozwiedzać? Czy skupiłeś się na celu i z samolotu wskoczyłeś prosto do EP3?
MW: Były to bardzo intensywne i pełne wrażeń cztery dni podróży – zaczynając od przejechania całej Polski pociągiem by zwiedzić Warszawę, po pierwszy w życiu lot samolotem. Cały piątek obfitował w zwiedzanie głównie miejscowości Brugge, gdzie oprócz podziwiania wspaniałej architektury z przełomu XV i XVI wieku mogłem zasmakować prawdziwej, świeżej belgijskiej czekolady i jedynych w swoim rodzaju belgijskich frytek. W sobotę o 5:00 zaczął się kolejny dzień, by już o 8:00 stawić się na torze w miejscowości Mettet. Tam po raz pierwszy zobaczyłem na oczy samochód z którym w głębi serca wierzyłem, że będę wiązać swoją wyścigową przyszłość.
Czy całe to przedsięwzięcie spełniło Twoje oczekiwania? Coś takiego wygląda faktycznie jak marzenie? Czy to kawał ciężkiej pracy, a kilka kółek na torze jest tylko małym wycinkiem przygody?
MW: Na początku z ogromnym szacunkiem patrzyłem na warunki pogodowe, czyli częściowe oblodzenie toru i mróz, który nie zamierzał tego dnia opuszczać nitki toru. Zobaczyłem jak załoga zaczęła zmieniać opony z semi slick na w pełni gładką oponę. Dodatkowo by podsycić emocje powiedzieli mi “Zakładamy twarde opony stricte pod Endurance”. Wywołało to we mnie nutkę niepewności, ale po chwili widząc jak samochód wyjechał na tor – początkowo prowadzony przez pierwszego kierowcę, który już to auto wcześniej prowadził to już wiedziałem że da się w takich warunkach tym autem pojechać. Jednak obserwowałem wszystko wokół – inni kierowcy zakładali miękkie opony semi-slick, inni jeszcze deszczowe, ale nim się obejrzałem załoga zapraszała mnie na pokład i nie było już odwrotu. Wtedy w głowie grała mi ścieżka dźwiękowa z gry Toca Race Driver 3 – czyli wróciły wspomnienia z 2006 roku, gdy po raz pierwszy miałem styczność z tym samochodem w wirtualnym świecie. W tej chwili czułem, że spełnia się jedno z moich największych marzeń – czyli próba sprawnościowa “żółtodzioba” w pełnoprawnym, homologowanym samochodzie wyścigowym. Pierwsze odpalenie auta, badanie sprzęgła, tego jak wchodzą biegi + zupełnie inna pozycja za kierownicą niż w moim, żółtym EG3, gdzie przede wszystkim siedzi się znacznie niżej. Wiedziałem jednak, że jest to moja szansa na coś przełomowego w moim życiu. Do tego wyjazdu szykowałem się od grudnia jeżdżąc tym samochodem na tym torze, ale w wirtualnym świecie, czyli grze Assetto Corsa VR.
Opowiedz o wynikach. Ja wiem, że wykręciłeś potwornie dobre czasy jak na pierwszy kontakt z autem, torem i ogólnie tą sytuacją, ale poukładajmy to na spokojnie. Jakie były Twoje wyniki i jak to się miało do konkurencji?
MW: Wjeżdżając na nitkę toru zaczęły mnie wyprzedzać znacznie szybsze samochody, ale spokojnie swoim tempem zacząłem się oswajać z maszyną. Wiedziałem że muszę jechać szybciej by choć trochę rozgrzać opony i… długo nie było trzeba czekać, bo po czterech okrążeniach udało się dogonić pierwsze auto, czyli Ariel’a Atoma, by po kolejnych dwóch okrążeniach być już najszybszym kierowcą na nitce toru. Piszę o tym nie bez powodu, bo oprócz widowiska, które zaserwowałem ludziom w postaci nie tylko wykręconego czasu na poziomie 1:16.8 na częściowo oblodzonym torze, ale i efektownych nadsterownych poślizgów… moja jazda spodobała się całemu zespołowi i najważniejsze – drugiemu kierowcy, czyli Yannick’owi, który w drugiej części dnia pokazał mi co ten samochód potrafi jadąc jednym ciągiem blisko 15 okrążeń by porządnie rozgrzać świeżo założone opony na przesychającym torze tym samym łamiąc czas 1:14.9.
Co te wyniki i cały ten wyjazd oznacza dla Ciebie jako kierowcy? Kontrakt marzeń? Otwarta jakaś kolejna furtka? Masa nowych doświadczeń?
MW: Zdałem swój przełomowy, torowy egzamin, a trwał on łącznie 20 minut (dwie sesje). Kolejny trening będzie już 24 lutego na torze Zolder, a ja… mam już cel na ten rok – zdać międzynarodową licencję “D” na kierowcę wyścigowego, by w przyszłym roku wystartować w profesjonalnych wyścigach na kultowych torach takich jak Spa Francochamps, które są już emitowane w publicznej telewizji. Brzmi jak sen… który staje się powoli rzeczywistością.
A teraz kilka słów o sprzęcie. Wiemy, że jeździłeś EP3, ale jaka była jego specyfikacja?
MW: Samochód jest pucharową wersją tego modelu Hondy wyposażonym w bardzo mocno rozbudowaną klatkę bezpieczeństwa, całą masę profesjonalnego stricte wyścigowego osprzętu zapewniającego nie tylko bezpieczeństwo, ale i znakomite osiągi. Pod maską obecnie siedzi zakuty dwulitrowy silnik o mocy 240KM, jednak w tym roku w planie jest przebudowa samochodu w tym i głowicy silnika, która nadal jest w pełni seryjna. Zawieszenie jest sztywne – typowo torowe, a hamulce to jedna z tych rzeczy, którą trzeba w pierwszej kolejności usprawnić po poprzedniej załodze startującej tym autem w zawodach, bowiem jest to używany samochód, którym trzeba po prostu się zaopiekować tak by mógł służyć bezawaryjną jazdą przez kolejne sezony.
Czy to dużo szybsze auto niż Twoje mocno amatorskie EG3? Jeśli tak to szybsze zawieszeniowo czy silnikowo? Twój „spoon” może nie ma 200 koni, ale jest lekki i jeździsz na 13-calowych slickach.
MW: W momencie gdy zbliżałem się już powoli do limitów tego co oferuje mi EG3 i to w optymalnych warunkach pogodowych to w EP3 jadąc bardzo zachowawczo czułem się jakbym rozprostował dosłownie skrzydła. Samochód oprócz zdecydowanie lepszego przyspieszenia pokazał z odczytów telemetrii znacznie większe przeciążenia w zakrętach i tutaj podkreślę – na częściowo oblodzonym torze mając niedogrzane opony!
Wiemy już sporo o Twoim wyjeździe, o wozie, którym miałeś okazję jeździć i o tym jak to profesjonalnie zbudowane EP3 ma się do Twojego EG3. To teraz co z jeżdżeniem w Polsce? Zostajesz w VTEC Cup Poland? Myślisz o jakichś innych cyklach?
MW: Będę chciał zawitać jako gość na VTEC Cup Poland (runda na Torze Poznań) i bardzo bym chciał swoim EG3 pojechać ponownie w wyścigu Endurance w ramach festiwalu japońskiej motoryzacji JAPFEST – czysto rekreacyjnie, by przewietrzyć wydech i rozruszać zawieszenie w moim “Spoonie”, które planuję kompleksowo odbudować tak by pozostało w obecnej konfiguracji, jednakże mając już w pełni sprawny z poprawnie ustawioną zbieżnością samochód, bo tutaj warto podkreślić – EG od przynajmniej 10 lat nieustannie skręca tylną osią w prawo i do dziś jest to jedyna rzecz, której w tym aucie nie zrobiłem, bo bałem się ruszyć zapieczone śruby od zbieżności. To też jest odpowiedź dlaczego ciągle na szybkich zakrętach w lewo tak sunąłem bokiem mimo napędu na przednią oś.
Moim zdaniem jesteś gościem, który spełnia swoje marzenia. Z własnoręcznego dłubania w najsłabszym Civicu piątej generacji, kończeniu go po nocach, jeżdżenia na używanych oponach, doszedłeś do momentu gdy ktoś zaprasza Cię do takiego startu, który jest powodem dzisiejszej rozmowy. To szczęście? Czy może sprzedasz innym amatorom jakiś szczegół, który pomoże w spełnianiu marzeń?
MW: Warto mieć i żyć marzeniami, ustawiać sobie małe cele w życiu, które któregoś dnia mogą pomóc nam osiągnąć to co kiedyś wydawało się być zupełnie nierealne. Na przykład nauka j. angielskiego w szkole – wiedziałem że ten język może mi otworzyć perspektywy na przyszłość. Teraz wiem, że znajomość angielskiego pozwoliła na nawiązanie kontaktu z ogromną społecznością spoza Polski, bez której mógłbym nie dostać takiej szansy. Dlatego warto działać, rozwijać się i nie marnować czasu na zazdrość czy też oczekiwanie że coś przyjdzie nagle, bo chociażby Internet – często pokazuje tylko wierzchołek góry lodowej każdego sukcesu.
Dzięki i oby więcej takich rozmów w przyszłości! Powodzenia!
Vlog z wyjazdu
Jeśli chcecie przeżyć przygodę z Mateuszem w formie skróconej to zapraszamy na vlog z tego wyjazdu, który właśnie opublikował na swoim kanale YouTube.