Mój debiut w samochodzie wyścigowym

Fot. Tomasz Kubiak

Czytelnicy RALLY and RACE znają mnie już od dekady, a sportem samochodowym zajmuję się jeszcze dłużej, bo większość mojego życia. Choć może trudno w to uwierzyć, w tym czasie ani razu nie prowadziłem samochodu po Torze Poznań. To właśnie się zmieniło.

Moje jedyne doświadczenie w samochodzie wyścigowym to dwa okrążenia po Torze Słomczyn w pucharowej Maździe MX-5. Kiedyś jeździłem wirtualnie, nawet z niewielkimi sukcesami. Nigdy nie byłem najszybszy, ale robiłem powtarzalne okrążenia. Kierownicę sprzedałem jednak wiele lat temu, zatem byłem dobrze „przygotowany”, aby przekonać się, jak to jest wsiąść do wyścigówki jako człowiek „z ulicy”.

Dzięki uprzejmości organizatora Trofeo di serie WAAB Garage, miałem jeździć autem stworzonym dla debiutantów, choć zazwyczaj o połowę młodszych ode mnie. Puchar FIAT-a 500 zastąpił na polskiej wyścigowej scenie puchar Kii Picanto, który przez kilkanaście lat był miejscem, do którego udawali się zawodnicy po kartingu.

Uwaga, debiutant

Okazja do debiutu zapowiadała się doskonale, bo mieliśmy prawie cały tor dla siebie. Niestety, padał deszcz, a temperatura wynosiła zaledwie kilkanaście stopni. To chyba najgorsze warunki, jakie mogłem sobie wymarzyć.

Gdy największe opady już przeszły, wyjechaliśmy na tor. Najpierw usiadłem na prawym fotelu, żeby odbyć krótki instruktarz, zobaczyć, których biegów używać, gdzie mniej więcej hamować i w których miejscach najbardziej pilnować toru jazdy.

Po zjeździe do boksu, mechanicy ustawili dla mnie fotel i lusterka, żebym poczuł się w miarę komfortowo za kierownicą. Zmiana samochodu zawsze wymaga przyzwyczajenia, ale pomagało mi to, że jeżdżę „500-ką” na co dzień, więc nie zauważyłem nawet, że siedzę kilkanaście centymetrów niżej – zwróciłem na to uwagę dopiero, gdy wsiadłem z powrotem do swojego auta. Niższa pozycja za kierownicą wcale nie pogarszała mojej widoczności do przodu, za to pewnym utrudnieniem była klatka bezpieczeństwa, która pogrubia przedni słupek, a także siatka na bocznej szybie.

Wyjazd na tor

Pierwsza jazda nowym samochodem po mokrym torze szybko uczy pokory. Przez kilka poprzednich dni tor był mocno eksploatowany, a jak wiadomo, mokra guma jest bardzo śliska. Niestety popadało na tyle, że błyszcząca warstwa przestała być widoczna i nie było żadnej wizualnej wskazówki, co do tego, gdzie szukać przyczepności.

Wszystkie chęci ku temu, by stopniowo jechać coraz szybciej i wykorzystywać coraz więcej toru, musiałem zostawić na inną okazję i skupić się wyłącznie na tym, by nie rozbić samochodu. Jechałem bardzo zachowawczo, więc nie wygenerowałem żadnej temperatury opon, a gdy tylko spróbowałem zbliżyć się do wyścigowej linii, natychmiast się obróciłem i mogłem tylko patrzeć, jak omijają mnie młodzi kierowcy z dużo większym talentem ode mnie. Do tego momentu mój mózg nie przyjmował konceptu, że można jechać o kilkadziesiąt sekund wolniej na okrążeniu od najszybszego, ale nagle zrozumiałem, jak to jest.

Po pięciu okrążeniach zjechałem do boksów i myślałem, że na tym skończy się mój debiut. Usłyszałem jednak, żebym odpoczął i wrócił na tor. Pół godziny później zaczęło już trochę przesychać i zdążyłem przetworzyć w głowie pierwszy przejazd, więc mogło być tylko lepiej.

Kałuże zaczęły znikać i mogłem w końcu zacząć jeździć, a nie tylko utrzymywać się na torze – stopniowo wchodziłem w zakręty coraz szybciej, a nawet zahaczałem o niektóre krawężniki. Niestety straciłem rytm, gdy natrafiłem na inny samochód, który nagle postanowił przepuścić mnie w środku ostatniego zakrętu i momentalnie poznałem, co to znaczy „wyratować się” na torze wyścigowym. Przepadła mi przez to szansa na przejechanie kilku czystych okrążeń z rzędu, ale przynajmniej wiem, że moje instynktowne reakcje są prawidłowe.

Wnioski

Gdy wróciłem do garażu po przejechaniu łącznie około dziesięciu okrążeń, byłem zaskakująco zmęczony, a nie był to nawet dystans jednego wyścigu Trofeo di serie. Zupełnie jakby sport samochodowy był prawdziwym wysiłkiem, w co tak wielu zwolenników innych dyscyplin nie potrafi uwierzyć…

Początkowo byłem zawiedzony, że było mokro i nawet nie zbliżyłem się do potencjału samochodu, jednak z perspektywy następnego dnia patrzę na to inaczej. Przede wszystkim, jeździłem wyścigówką po Torze Poznań, co nie każdy może o sobie powiedzieć. Dowiedziałem się, jak to jest być po drugiej stronie bandy i chociaż na jeden dzień wcieliłem się w rolę kierowcy wyścigowego, co będzie bardzo przydatne w mojej pracy. Poza tym, skoro nie wypadłem z toru w takich warunkach, to będzie mi dużo łatwiej wsiąść do tego samochodu ponownie, gdy będzie sucho – jeśli pojawi się jeszcze ku temu okazja…

Nie każdy może zostać dwukrotnym mistrzem Trofeo di serie jak Piotr Ławski. Nie każdy może wygrać wyścig, czy nawet w nim wystartować. Wyjechać na tor, nawet na prawym fotelu, jednak może każdy. Wszyscy w RALLY and RACE uważamy, że to znacznie lepszy sposób na wykorzystanie czasu i samochodu niż „upalanie” po drogach publicznych.

Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami ze świata motorsportu obserwuj serwis RALLY and RACE w Wiadomościach Google.