Piotr Kozłowski: „To zaszczyt, gdy wnosisz polskie barwy na podium!”

fot. archiwum Piotr Kozłowski

Piotr „Piter” Kozłowski to jedna z najbarwniejszych postaci polskiego środowiska driftingowego. Wiecznie uśmiechnięty, przyciągający swoim humorem oraz pasją do sportu. Przywiązany do „Dominatora” – konstrukcji, która zagwarantowała mu pierwsze, międzynarodowe sukcesy. „Piter” zaprasza nas na prawy fotel swojego Nissana, zabierając nas w podróż po pełnej sukcesów kampanii 2022. Kozłowski spełnił jedno ze swych marzeń, triumfując w prestiżowej lidze Drift Kings Europe.

Kozłowski
fot. archiwum Piotr Kozłowski

Dwie dekady driftingowej pasji

RR: Piotr, na początku opowiedz nam o lidze Drift Kings International Series. Jak wygląda rywalizacja, kto staje na linii startu? Jak wypozycjonujesz ten turniej na tle Drift Masters czy rodzimych Drift Open oraz Driftingowych Mistrzostw Polski?

PK: Należy zacząć od tego, że Drift Kings to blisko dwadzieścia lat motorsportowej historii na arenie międzynarodowej. Tak naprawdę to jeden z pierwszych, w pełni profesjonalnych turniejów, który gromadził w swoich szeregach najlepszych zawodników z różnych krajów.

Projekt narodził się bodajże w 2005 roku, a jego twórcą był Michael Henri Procureur. Dziś ciężko jest porównywać Drift Kings do wspomnianych lig, bo każda rządzi się nieco innymi prawami, ma inny format. Kiedyś był to jednak najwyższy poziom, do której dostęp mieli wyłącznie czołowi kierowcy. Na początku mojej kariery udało mi się wziąć udział w dwóch rundach. Nawiązałem wtedy kontakt z Michaelem, komunikuję się po francusku, było więc zdecydowanie łatwiej. Pojawiłem się także na polskiej rundzie, finiszowałem wtedy tuż za „pudłem”. Była to niezwykle „bogata” liga, mieli wielu sponsorów, wsparcie marki Federal.

Wszystko zmieniło się z powodu pandemii, kryzysu gospodarczego. Sponsorzy wycofali się, włodarze ligi musieli odbudowywać ją na nowo… Jak widać, udało się. I będzie coraz lepiej! To bardzo ważne, aby takie czempionaty trwały, aby ich historia mogła się wciąż rozwijać.

Kozłowski
fot. archiwum Piotr Kozłowski

Poczet driftingowych królów

RR: Jak to się stało, że zdecydowałeś się na start w Drift Kings w sezonie 2022? Od razu celowałeś w zwycięstwo, czy driftingowy apetyt rósł w miarę jedzenia?

PK: Można powiedzieć, że wystartowaliśmy w tej lidze dość przypadkowo. Nie ukrywam, iż moim celem jest walka w Drift Masters, które traktuję dzisiaj jako najlepszą ligę na świecie. Sezon 2022 miał być przygotowaniem, przetarciem przed DMEC. Chcieliśmy jednak, by był to mocny rok, postawiliśmy sobie za cel, że wygramy „generalkę” w choć jednym turnieju. W rachubę wchodziło Drift Kings, DMP czy Drift Open. Zdecydowaliśmy, że pojawimy się na starcie każdego czempionatu, aby w pewnym momencie wybrać ten, w którym mielibyśmy największe szanse. Można zatem stwierdzić, że zaczęliśmy tamten rok od… badania rynku.

Jest też kolejny aspekt. Mój „Dominator” był dość świeżą konstrukcją. Było więc stanowczo za wcześnie na skok na głęboką wodę w DMEC. Traktowaliśmy ostatnie miesiące jako coś w rodzaju poligonu doświadczalnego, który pozwoli nam dopracować maszynę. Z perspektywy czasu uważam, że był to… strzał w dziesiątkę. Działaliśmy mądrze, pracując krok po kroku. Dość szybko okazało się, że skupimy się na Drift Kings. Mówiąc wprost, potraktowaliśmy to jako przygodę życia. Nowe twarze, rywale, obiekty. Bardzo wysoko postawiona poprzeczka.

Kalendarz Drift Kings zakładał starty na Węgrzech, w Grecji, Hiszpanii. To nas przyciągało. Wiesz, lubię ciepło. Śmieję się, że drift bez palm to nie drift. Uwielbiam klapki oraz krótkie spodenki – to mój świat. Poza tym mieliśmy pokazać się w Niemczech, a jedną z eliminacji zaplanowano też w Polsce. Ten pomysł spodobał się także moim partnerom, którzy docenili moje ambicje, chęć rywalizacji, pomysł na europejski trening przed kampanią Drift Masters.

Kozłowski
fot. archiwum Piotr Kozłowski

Podróże małe i duże

RR: Startując w Drift Kings przejeżdżaliście Europę wzdłuż i wszerz. Od Hiszpanii po Grecję i Cypr. Jak wyglądały przygotowania do tak… karkołomnego wyzwania?

PK: Przygotowania są wręcz identyczne jak przy każdych innych zawodach. Pewne kwestie pozostają te same – samochód musi przejść odpowiedni serwis oraz testy. Wiedzieliśmy, iż przyjdzie nam się mierzyć z wysokimi, wręcz ekstremalnymi temperaturami… Dlatego pod maskę trafiła specjalna chłodnica oleju w skrzyni biegów. Pojawiły się dodatkowe natryski wody na chłodnicę cieczy, intercoolery. Nie mieliśmy żadnych problemów, „Dominator” był po prostu cudowny. Serwis szybko radził sobie z ewentualnymi, niewielkimi „chochlikami”. Mieliśmy obawy, że odległość od domu będzie kłopotem. Że znalezienie części na drugim końcu kontynentu będzie graniczyło z cudem. Okazało się jednak, że społeczność ligi Drift Kings jest jak rodzina. Każdy sobie pomaga. I my również pomagaliśmy naszym kolegom.

Nie lada utrapieniem były nasze podróże… Na zawody wybieraliśmy w ustalonym składzie: Piter, Eddie (mechanik), Darek (koordynator, nasz przyjaciel, spotter, mechanik i kucharz) oraz Zdzichu (przyjaciel, człowiek od czarnego złota, kierowca busa serwisowego, a jeżeli jest taka potrzeba, również kucharz). W drogę wybiera się wspomniany bus oraz kamper (hotel, restauracja i strefa SPA), który ciągnie Nissana na lawecie. Wyobraźcie więc sobie, że macie do przejechania 3000 kilometrów, z ograniczeniem 90 km/h. Wyjazd trwa kilka dni. Niekiedy była to udręka, zwłaszcza, kiedy jechaliśmy do Grecji. Trasa przebiega przez Czechy, Słowację, Węgry, Bułgarię i… Rumunię, gdzie drogi są straszne, dziury ogromne, zaś Ty wspinasz się po górach. Na koniec sezonu hak praktycznie oderwał się od kampera. Ale problemy wynagradzał przyjazd – temperatura, krajobraz. Kibice, którzy żyją driftem.

fot. archiwum Piotr Kozłowski

Sezon pełen emocji

RR: Piotr, opisz nam pokrótce jak wyglądały Twoje zmagania w Drift Kings 2022. Zabierz nas na swój wirtualny prawy fotel, przejedźmy „bokiem” przez ten sezon.

PK: Zaczęliśmy od zmagań na Węgrzech, w Tokol. Skończyliśmy w ścisłej czołówce, był to doskonały prognostyk. Później wybraliśmy się do Grecji, do Serres. Znakomita eliminacja, wygrane kwalifikacje, trzecie miejsce, mocna zdobycz punktowa. W Walencji było jeszcze lepiej – znowu zatriumfowałem w kwalifikacjach, w finałach lepszy okazał się tylko Martin Masek. Ambicje na polską rundę były ogromne. Jednak kubeł zimnej wody wylały… opady deszczu. Zaczęło lać dosłownie tuż przed moim startem, dwa razy wypadłem poza trasę… „Wywinięte orły” dały mi zero punktów, brak awansu. Więc sporo straciliśmy na własnym terenie. Powrót na Węgry dał nam kolejny zastrzyk punktów, pewności siebie. Wróciliśmy do gry, to było pewne, że będziemy bić się o wiktorię. Liga znowu przeniosła się do Grecji. Bardzo niebezpieczne zawody, typowa runda górska, przepaście, strome zbocza. Warunki stworzone dla mnie, kocham takie wyzwania. Zwyciężyłem i… wspiąłem się na fotel lidera.

O wszystkim zadecydować miała runda finałowa, ponownie w greckim Serres, przy nieco zmienionej trasie. Co ciekawe, mistrzowską koronę wywalczyliśmy już w ćwierćfinale, ale nikt nam o tym nie powiedział. Adrenalinę czuliśmy do końca, walczyliśmy ile sił, o każdy centymetr trasy, każdy milimetr spalonego bieżnika. A na koniec… ogromna euforia! Piter Drift Team zwyciężył, zostaliśmy mistrzami Drift Kings 2022! Spełniły się nasze marzenia!

fot. archiwum Piotr Kozłowski

Biało-czerwone łzy wzruszenia

RR: Zdobyłeś mistrzostwo w ostatniej rundzie, w ojczyźnie oliwek, sera feta oraz gyrosa. Pamiętasz pierwsze sekundy, kiedy dotarło do Ciebie, że jesteś mistrzem?

PK: Tak. Zeszło ze mnie ciśnienie, stres. To była gigantyczna duma. Dopięliśmy swego, zaś ja poczułem, że cała nasza ekipa może przenosić góry. Ze jesteśmy gotowi na rywalizację z najlepszymi, że stać nas na walkę o najwyższe pozycje w Europie. Ciężko jest opisać myśli, które w takiej chwili kłębią Ci się w głowie. Było pewne poczucie, które wybijało się ponad resztę. Świadomość, że Twoje wyrzeczenia, kłopoty, nieprzespane noce się opłaciły. Wiesz, mam wspaniałą, wyrozumiałą rodzinę. Moja żona bardzo mnie wspiera, pomaga w procesie przygotowań, zawsze jest ze mną. Wybacza obowiązki. To zwycięstwo było również dla niej.

Nie ma co owijać w bawełnę. Motorsport to piekielnie droga zabawa. Liczysz koszta, wiesz ile zapłaciłeś, z czego musiałeś w życiu zrezygnować. Ale to wszystko znika, gdy chwytasz swoją flagę w dłoń, wnosisz biało-czerwone barwy na podium. To zaszczyt… A ja będę już zawsze żył z tą myślą, że niezależnie od tego jak potoczy się życie, wygrałem Drift Kings…

Kozłowski
fot. archiwum Piotr Kozłowski

Kozłowski najlepszym z najlepszych!

RR: Wygrana w Drift Kings nie skończyła sezonu. Pojawiłeś się jeszcze na Cyprze.

PK: Creme de la creme tego sezonu było zaproszenie od cypryjskiego rządu na „superfinał” rozgrywany na Cyprze. Miało tam zmierzyć się ośmiu najlepszych, miejscowych kierowców oraz ośmiu najlepszych Europejczyków Drift Kings. Zaproszenie oznaczało, iż cypryjski rząd pokrywał koszty transportu, ufundowano nam prom, który dostarczył „Dominatora” na tor. Na miejscu było mnóstwo kierowców. Sporo gości z Arabii Saudyjskiej – z nieograniczonym wręcz budżetem, maszynami zbudowanymi za chore pieniądze. A Piter Kozłowski zwyciężył w kwalifikacjach, a potem wygrał całe zawody. To było przypieczętowanie. Kropka nad „i”.

Nie będę ściemniał. Były łzy wzruszenia. Niejedna. Często noszę okulary, więc nie było tego widać. Ale byli ze mną najbliżsi. Rodzina, zespół. Wygrywamy razem, i świętujemy razem… I to chyba ucieszyło mnie najbardziej. Wiesz, to moje najlepsze wspomnienie z 2022 roku.

fot. archiwum Piotr Kozłowski

Cierpliwość kluczem do sukcesu

RR: Którą rundę Drift Kings 2022 uważasz za najlepszą, z której jesteś wyjątkowo zadowolony? Z drugiej strony, którą z nich uważasz za najgorszą, najtrudniejszą?

PK: Z każdej rundy mam inne wspomnienia, lepsze lub gorsze. Węgierskie Trackwood było bardzo ciężkie. Ten obiekt przypomina stare budynki PGR. Jest ogromny problem z całym zapleczem sanitarnym – brakowało wody, było za dużo kibiców na ilość dostępnych toalet. Tor leży też w pewnej niecce, więc dym unosi się nad nitką toru, robi się „gęsto”. Do tego wieczorne warunki, mało światła. Tam trzeba było się skupić, by przejechać bezpiecznie…

Najniebezpieczniejsza była grecka runda w Nigricie. Normalna, kręta, górska droga między wioskami. Krajobraz potrafił przestraszyć, ryzyko błędu było minimalne. Jak wspomniałem, uwielbiam takie warunki, czułem, że to trasa skrojona dla mnie. Widziałem, że konkurenci czują strach. A ja miałem swój dzień, pędziłem jak natchniony. Miło wspominam te zawody.

Nie lada emocje gwarantowała runda w Walencji. Kiedyś był to tor F1, a obecnie Moto GP. Jest to przeżycie, kiedy stajesz w padoku, na którym rozgrzewały się największe gwiazdy… Wrażenie robiła również cała infrastruktura – boksy, miejsce dla lawet. Coś niesamowitego.

Oczywiście, runda na Słomczynie zakończyła się sporym niedosytem. Deszcz pokrzyżował moje plany. Nagumowany tor podczas opadów zmienia się w lodowisko. Ja nie zdążyłem zmienić opon, nie było już takiej możliwości. Drifting uczy pokory, to sport jednego błędu. Żałuję, że nie zagrano tam Mazurka Dąbrowskiego, bardzo chciałem wygrać. Ale ja nigdy się nie poddaję. A co najważniejsze, mam znakomitych, bardzo wyrozumiałych partnerów. Nie ma żadnego ciśnienia na zwycięstwo. Wyrażamy te same wartości – drift for fun i fun for drift. Tam się nie udało. Ale jak widać, nie ma sensu patrzeć na porażki. Trzeba tylko wyciągać wnioski, cierpliwie zbierać punkty. A sukces jest wypadkową wytrwałości i pasji.

fot. archiwum Piotr Kozłowski

„Dominator” – słowo klucz

RR: W sezonie 2022 Twój „Dominator” po prostu… zdominował. Jednak wciąż był to stosunkowo nowy projekt. Spodziewałeś się, że tak szybko stworzycie jedność?

PK: Zamysł był prosty. Chcieliśmy zbudować maszynę o ogromnej mocy, zachowując pełne właściwości trakcyjne. Kluczem było to, aby projekt oparty był o sprawdzoną konstrukcję z bezpiecznym dostępem części zamiennych. Wybór padł na Nissana S15. Konkurencja często opiera się na kultowych jednostkach 2JZ. Lżejszych, choć nieco słabszych. Ja zaś uwielbiam rywalizować samochodami z silnikami „V”. Bo nie trzeba tak często „kopać” w sprzęgło, co przekłada się na trwałość, mniejszą awaryjność dyfra, skrzyni biegów. Większą część mojej kariery przejechałem na takich motorach. To sprawdzone rozwiązanie, nie chciałem zmian.

Nie spodziewałem się jednak, iż powstanie takie monstrum, cacko o takich właściwościach. Darek ze swoją ekipą rozłożył wóz przed sezonem, do gołej śrubki. Złożył po swojemu, co pozwoliło mu poznać konstrukcję od podszewki. Doszlifował wszystko do perfekcji. Czuję, że sprzętowo jesteśmy gotowi na Drift Masters… Kierowca też zgłasza gotowość do startu!

Kozłowski
fot. archiwum Piotr Kozłowski

Piter Kozłowski w stawce DMEC?

RR: Kampania 2022 to wielki sukces, kamień milowy w Twojej karierze. Więc jaki będzie obecny sezon? W zeszłym roku planowałeś „wyjąć generalkę”… Co teraz?

PK: Mieliśmy wystartować w Drift Masters. Jednak niektóre rozmowy nieco się przedłużyły. Rundy DMEC były bardzo daleko – Irlandia, Szwecja, Finlandia. To gigantyczne wydatki. Na razie zostajemy w kraju. Jak feniks z popiołów odrodziły się Driftingowe Mistrzostwa Polski. Jesteśmy po pierwszej rundzie, uważam, że rośnie konkurencja dla Drift Masters. Drużyna Jakuba Przygońskiego robi niesamowitą robotę, wynosi czempionat na… światowy poziom. Jesteśmy też obecni na Drift Open, wygraliśmy wszystkie dwie rundy, mamy więc komplet punktów. Jesteśmy zatem w rozterce. Chcemy być wszędzie, ale to niemożliwe. Dlatego na razie skupiamy się na domowych turniejach, choć… pojawimy się na kilku rundach DMEC!

Drift to drogi sport. Ale przede wszystkim, to sport drużynowy. Ja jestem tylko kierowcą. Chociaż to mnie widać na zdjęciach, bez wsparcia mojego zespołu nie osiągnąłbym… nic. Bez Darka i jego serwisu. Bez naszych kochanych rodzin, które wspierają, kibicują. Są na dobre i na złe. Jesteśmy jak doskonale pracujący mechanizm szwajcarskiego czasomierza.

Wiecie, wszystkie trybiki pracują idealnie, bo zaoliwione są najlepszymi olejami od Tedexa. Jeśli coś delikatnie ułamiemy lub zarysujemy, to szybko zaszpachlujemy to z Cekolem, nie będzie śladu. Prawdziwą magią wykazuje się Rallyshop, który ubiera nas od stóp do głów. Nie wiem jak oni to robią, ale nawet w Grecji w ich kombinezonach jest jakoś… chłodniej! Ogromną rolę w naszych wyjazdach za granicę miała też firma Strongflex – przekonywali nas do ekspansji na Europę. Teraz dołączył do nas nowy partner – marka Tiger. Co tu dużo mówić, mocy nam nie brakuje, a jak łapie nas zmęczenie, to kilka łyków i… power is back. Dziękuję każdemu, kto dokłada tę cegiełkę. Bo jeśli wygrywamy, to robimy to… wspólnie!

Piter nie zwalnia tempa!

Kozłowski rozpoczął sezon 2023 z wysokiego „C”. Drifter z wybrzeża zatriumfował w obu rundach Drift Open, wygrywając klasę Masters zarówno w Toruniu, jak i na „Green Hell”, leśnej eliminacji w Kielcach. „Piter” wystartował także w inauguracyjnej rundzie „nowych”, Driftingowych Mistrzostw Polski. Z Toru Słomczyn wywiózł 32 punkty (jedenaste miejsce).

Zachęcamy do zaobserwowania mediów społecznościowych Piotra i zasubskrybowania jego kanału na YouTube, na którym czempion Drift Kings Europe 2022 udostępnia widowiskowe podsumowania swoich startów, pokazując świat jazdy bokiem od kuchni. Trzymamy kciuki za „Pitera” i liczymy na to, że już niebawem na stałe zagości w stawce cyklu Drift Masters. Bądźcie spokojni, gdy tylko tak się stanie, na pewno Was o tym poinformujemy. Słowo! Po więcej emocji ze świata jazdy w kontrolowanych poślizgach zapraszamy na rallyandrace.pl.

W Rally and Race cenimy sobie zdanie naszych czytelników. Zachęcamy Was do wyrażania własnych opinii i dyskusji w mediach społecznościowych. Jesteśmy też otwarci na wymianę argumentów. Wspólnie budujmy i wspierajmy społeczność kibiców oraz polski motorsport!