Sobiesław Zasada – chłodniejszy szampan smakuje lepiej!

fot. Sobiesław Zasada Automotive - oficjalny profil Facebook

Trudno jest wyrazić słowami jak wielki jest wyczyn 91 latka. I choć Sobiesław Zasada oficjalnie nie ukończył zmagań w Rajdzie Safari, to w historii światowego motorsportu po raz kolejny zapisał się złotymi literami. Chciałbym na jesieni swojego życia cieszyć się kolejnym porankiem, mając podobne doświadczenia…

Życie i historia sportowa Sobiesława Zasady jest doskonałym materiałem na film. Będzie w nim na pewno nutka romantyzmu. Swój pierwszy rajd w życiu wygrał u boku koleżanki z gimnazjum, Ewy Goworowskiej. Tej samej, która kilka miesięcy później została jego żoną i kompanem motoryzacyjnych przygód. Byłaby to produkcja z happy endem, z którego każdy wyciągnie odpowiedni dla siebie morał i zapewne uroni kilka łez. To film, którego scenariusz nie musi być wcale zakończony. Ta piękna historia wciąż jeszcze się pisze.

Pan Sobiesław jest najbardziej utytułowanym polskim kierowcą rajdowym, absolutną legendą, nie tylko w naszym kraju. W swoim życiu zdobył już praktycznie wszystko. Został trzykrotnym mistrzem Europy, i to w czasach, kiedy miały one rangę globalnego czempionatu. Jedenaście razy zdobywał tytuł rajdowego mistrza Polski. Dla pokolenia szarych czasów PRL został uosobieniem nadziei i kolorowych rekordów polskiego Fiata. Był kierowcą fabrycznym Mercedesa, Porsche, BMW. W końcu sam stał się przedsiębiorcą, sygnując swoim nazwiskiem biznesy w branży motoryzacyjnej, deweloperskiej czy metalurgicznej. I w momencie, gdy większość jego rówieśników tworzyłaby listę tabletek do zażycia, on rusza na podbój najbardziej morderczego rajdu w kalendarzu WRC. Znowu.

fot. Sobiesław Zasada Automotive – oficjalny profil Facebook

Zasada – na papierze tworzy się tylko opis

Nie będę ukrywał. Kiedy tworzyłem zapowiedź startów Pana Sobiesława w Rajdzie Safari, byłem przekonany, że nasza legenda nie ma szans na ukończenie tak trudnej rywalizacji. Na papierze wszystko było przeciwko temu. Wiek, trudność rajdu, odległość, sama lokalizacja. Oczywiście, kciuki były mocno zaciśnięte, ale zwyczajnie ten rajdowy rachunek zysków i strat musiał być ujemny. I po raz kolejny okazało się, że na papierze tworzy się tylko rajdowy opis pod dalsze triumfy.

Moja babcia jest jedną z najsilniejszych, jakie poznałem. Jej koleżanki z bloku nie mają już sił na dłuższe spacery i często wysiłkiem są podstawowe prace w domu. Tymczasem moja jeszcze niedawno potrafiła zrobić sobie pięciokilometrowy spacer (w jedną stronę), aby zasadzić warzywa na działce. Wciąż nie pozwala pozmywać naczyń, bo zrobi to najlepiej. Zawsze poprawia po mnie zamykane okna, bo jak ona domknie, to na pewno będzie najmocniej. Dopiero niedawno wiek dał o sobie znać. Cukrzyca u osób starszych jest niebezpieczna. W upale wystarczy chwila, aby gorzej się poczuła. I choć przez całe życie była uparta (w końcu jest pielęgniarką ze starej szkoły), to teraz wyraźnie odpuściła. Dlaczego o niej wspominam? Bo moja babcia jest o prawie dekadę młodsza od Sobiesława Zasady. I dla niej wyzwaniem jest działka. Nie 300 kilometrów rajdu w morderczej Kenii.

Sobiesław Zasada wrócił do swojej ulubionej imprezy. I mimo wieku, mimo przeciwności, wygrał ją, nawet jeżeli tabela mówi inaczej. Zasada pokonał logikę, biologię i zdrowy rozsądek. I apeluję do moderatorów jego strony, aby jak najszybciej zaktualizowali fantastyczną biografię naszego mistrza, którą możecie na tej stronie przeczytać.

Nawet nie wiecie jak teraz pluję sobie w brodę. Gdy Zasada testował Forda na torze Silesia Ring, byłem wtedy na miejscu. Szkoda, że dowiedziałem się o tym po fakcie. Chciałbym tylko podejść do niego, ukłonić się w pas i powiedzieć, że będę o nim opowiadał swoim dzieciom.

fot. zasadaauto.pl

Zasada – 3000 metrów od szczęścia

Oczywiste było to, że wynik czasowy naszej legendy nie będzie istotny. Że nikt nie będzie w pocie czoła sprawdzał międzyczasów osiąganych w Fordzie Fiesta Rally3, przygotowanej przez polski oddział M-Sportu. Jednak w tej misji istotne były inne liczby.

W 1997 roku Zasada pojawił się na Rajdzie Safari wraz z małżonką na prawym fotelu. Już wtedy pisano, że jest to piękne pożegnanie ze sportem, że podczas 9 startu w tej imprezie polskie małżeństwo chce spiąć klamrą swoją motorsportową historię. Ukończyli tamtejszy rajd na drugim miejscu a Pan Sobiesław ustanowił rekord. Ukończył rywalizację jako najstarszy kierowca w historii, miał wtedy 67 lat. W tym roku miał pobić własny wyczyn o kolejne 24 lata.

Z rajdu wycofywali się kolejni kierowcy, ale Sobiesław Zasada wspierany przez Tomasza Borysławskiego parł dalej. Ba, ten „starszy Pan” na koniec drugiego dnia zmagań zajmował… drugie miejsce w swojej klasie. Dzięki świetnym relacjom Patryka Mikiciuka byliśmy tuż obok naszej legendy. I gdy już wszystko wydawało się jasne, gdy już zaczęliśmy się radować, wydarzył się dramat. Na ostatnim odcinku specjalnym, trzy kilometry przed metą, Fiesta stanęła w miejscu. Droga zniszczona przez samochody WRC była nieprzejezdna. A następnie w tył samochodu uderzyła inna załoga, uszkadzając zawieszenie. Zasada musiał się wycofać. Choć metę i upragniony sukces było praktycznie widać na horyzoncie.

fot. Patryk Mikiciuk – oficjalny profil Facebook

Sobiesław Zasada pobił kolejny rekord. Oficjalnie jest najstarszym kierowcą w historii, który wystartował w rundzie rajdowych mistrzostw świata. 91 lat, 5 miesięcy. Drugi w tabeli Norweg Leif Vold-Johansen zrobił to jeszcze jako młokos, mając ledwo 82 lata… Ale dla Pana Sobiesława to za mało. On przyjechał tu, aby przeciąć linię mety. To był ten cel. I rekord chciał świętować podczas ceremonii zamknięcia tej imprezy.

Zabawmy się tymi liczbami raz jeszcze. Było 9 – 1997 – 67. W tym roku mieliśmy 10 – 2021 – 91. Aż chciałoby się dopisać jeszcze jeden zapis. Może i ostatni. 10 – 2022 – 92.

fot. Sobiesław Zasada Automotive – oficjalny profil Facebook

Zasada – to nie jest jeszcze czas pożegnań

Jak zakończyć ten felieton? Od razu po finiszu Rajdu Safari na myśl przyszła mi piękna przemowa Włodzimierza Szaranowicza, przygotowana na podsumowanie kariery Adama Małysza. Pasuje idealnie. Warto ją sparafrazować, choć nie o pożegnaniu jest ten artykuł:

Trzykrotny mistrz Europy. Jedenastokrotny rajdowy mistrz Polski. Zwycięzca prawie 150 imprez, 5 złotych medali za osiągnięcia sportowe. Kilkadziesiąt lat startów. Fenomen sportowy, powtarzalność sukcesu przez lata. A swoje pierwsze zwycięstwo odniósł przecież w 1952 roku. Coś niewiarygodnego, przez ostatnie dni siadaliśmy jak do telenoweli, żeby oglądać te rywalizację. Fenomen socjologiczny. Ileż rzeczy można było mu przypisać podczas tej kariery. Że można w życiu wygrać ewidentnie bez układów, że jest człowiekiem rzetelnym, solidnym, posłańcem wielkich wiadomości, wielkiej nadziei. W końcu, fenomen społeczny. Przecież my, dzięki tym ostatnim dniom w Afryce, żyliśmy życiem zastępczym… Był powodem ogromnej, zbiorowej radości. Dał nam wiele, bardzo wiele.

fot. Jan Żdżarski Jr.

Panie Sobiesławie, nawiązanie do skoków narciarskich było tutaj potrzebne. Ponieważ ponad wszelką wątpliwość, dla fanów motoryzacji jest Pan legendą pokroju Adama Małysza. Łączy Pan ludzi bez podziału na klubowe barwy, polityczne upodobania, miejsce zamieszkania, wykształcenie czy wierzenia. Jest Pan swego rodzaju spoiwem tego, co w motoryzacji nam wszystkim jest drogie. Za ten start mocno trzymaliśmy kciuki. A teraz zostawiamy szampany w coolerach. Niech schłodzą się mocniej na kolejny Pana sukces.

Gdy Małysz wychodził z progu, Polacy dmuchali w telewizory. Być może nie dosłownie, ale kibice dmuchali też Panu. Aby szybciej rozwiać zdradliwy, afrykański pył. I tak jak naszemu skoczkowi, Panu również pozostaje życzyć drugiego, równego skoku. Bo wszyscy wierzymy, że tegoroczne Safari było tylko pierwszą serią tego pięknego, pożegnalnego benefisu.