Patryk Grodzki: „Wybieram BMW, bo daje emocje na które czekają kibice”

Grodzki
fot. Gabapix

Przed startem sezonu 2023 Patryk Grodzki zapowiadał, iż zamierza powalczyć w tym roku o mistrzowskie laury RSMP. Po zeszłoroczny przetarciu na trasach tego czempionatu Podlasianin czuł się gotowy na zbliżające się, największe wyzwanie w dotychczasowej karierze. Niestety, na drodze do sukcesu stanęły liczne awarie oraz choroby wieku dziecięcego przebudowanego BMW. Pomimo kłopotów Patryk pozostaje optymistą, wyciągając z owych przygód cenne, motorsportowe wnioski. I choć wizja zmiany maszyny pojawiła się na horyzoncie, Grodzki chce pozostać wierny bawarskiej konstrukcji. Jak sam wspomina, robi to głównie dla… kibiców!

fot. Gabapix

Przeszczep serca

RR: Obserwując Twoją ostatnią aktywność w mediach społecznościowych można było odnieść wrażenie, iż po powrocie z wakacji zamierzasz odwiesić kombinezon do szafy i zrezygnować z dalszych startów… Po Rajdzie Małopolski zdecydowałeś się na dość nieoczekiwaną sprzedaż „serca” swojej rajdówki. Sporo podzespołów wylądowało na internetowych aukcjach. Twoi kibice mogą jednak spać spokojnie? Zostajesz w świecie jazdy na opis i pojawisz się na starcie Rajdu Rzeszowskiego?

PG: Naturalnie! Jak sam zauważyłeś, wybrałem się ostatnio na krótki urlop. Był to pierwszy taki wyjazd od kilku lat, wcześniej nie było okazji na dłuższy odpoczynek. I choć na chwilę zmieniła się strefa geograficzna, krajobraz i pogoda, to nie próżnowałem. Byłem naprawdę aktywny na forach internetowych, grupach rajdowych i ogłoszeniowych. Faktycznie, połowa samochodu trafiła na sprzedaż. Ale bez obaw, nie była to zapowiedź smutnych pożegnań… Wręcz przeciwnie. Idę o krok dalej, zmieniam jednostkę napędową. Odkąd pamiętam moim marzeniem było posiadanie silnika S54 – 3.2 litrowego, 350-konnego motoru z… BMW M3!

Żebyśmy mieli jasność, do mojego rajdowania podchodzę z wielką pokorą. Wciąż się uczę. Wiem, że mógłbym być jeszcze szybszy, że mógłbym lepiej pokonywać zakręty, hamować znacznie później. Lecz najwięcej traciłem na prostych. Czułem gigantyczną przepaść, która nierzadko odbierała mi radość z jazdy… Dla porównania, na niektórych prostych osiągałem prędkość 165 km/h. Prędkościomierze moich rywali przekraczały magiczną „dwusetkę”. Po zamontowaniu S54 będę mógł się do nich zbliżyć, znacznie poprawić osiągane czasy. BMW stanie się bardziej konkurencyjne, będąc jedną z najpotężniejszych „osiek” w całej stawce.

Dziś mogę to powiedzieć – kupiłem taki motor! A nowe „serce” BMW zabiło po raz pierwszy. Zostało nam parę drobiazgów takich jak strojenie na hamowni czy pierwsze testy. Nie mogę się tego doczekać. Projekt E87 wzbogacony o wolnossące S54 będzie już… kompletny. Oby tylko wszystko zadziałało, oby udało się szybko wyeliminować problemy wieku dziecięcego.

fot. Patryk Grodzki Motorsport – oficjalny profil Facebook

Grodzki w drodze po marzenia

RR: Pamiętam naszą ostatnią rozmowę. Wtedy krytycznie podchodziłeś do tematu rozwoju E87, inwestowania w tę maszynę. Co skłoniło Cię więc do zmiany zdania?

PG: Rajdy samochodowe to moja pogoń za marzeniami. Na oesach mogę realizować pasję, żyć tym o czym śniłem przez ostatnie lata. Posiadanie M3, silnika S54 było jednym z takich marzeń. Co prawda mój samochód możemy roboczo nazwać „M1”, ale będzie to maszynka znacznie lżejsza i zapewne szybsza od ulicznej „emki”. Wcześniej byłem mocno sceptyczny, zakup tego silnika wiązał się z wydatkiem kilkudziesięciu tysięcy złotych. Zahaczamy zatem o cennik silników w pełni profesjonalnych, wyczynowych jednostek zbudowanych do rajdów. Ale jeśli była już taka możliwość i byłem o krok od marzenia, to czemu go nie zrealizować?

Wszyscy pukali się po czołach kiedy zapowiadałem, że zbuduję rajdową „jedynkę”. Lecz ja miałem ten projekt w głowie, przemyślaną ścieżkę, którą chciałem podążać. Czułem, że ten pomysł może mieć spory potencjał. Uwierz mi, E87 to wspaniałe auto, pod warunkiem, że… działa prawidłowo. My wciąż uczymy się obsługi oraz odpowiedniego serwisowania. To dość zaawansowana, skomplikowana konstrukcja. Lecz z każdym startem jesteśmy coraz bliżej.

fot. Gabapix

Przede wszystkim dla kibiców

RR: Obecny sezon jest dla Ciebie pewną namiastką „Drogi Krzyżowej”. Trapią Cię problemy i awarie. Mówiłeś, że BMW Cię nie pokona, lecz kątem oka spoglądałeś już na inne maszyny, myślałeś o przesiadce do „prawdziwej” rajdówki. Dziś czuć w Twoim głosie, że miłość do BMW… wraca? Zapominasz o zmianie samochodu?

PG: Skąd zmiana narracji? Dlaczego zamierzam zostać przy BMW? Nie jest przecież żadną tajemnicą, że były takie momenty kiedy chciałem spalić, i zezłomować ten samochód… Ale wiarę i siłę do walki przywracają mi kibice. Nie są to puste słowa. Od zawsze powtarzam, iż bez nich ten sport traci jakikolwiek sens. Bez fanów przy trasie możemy pakować manatki.

Niestety, kibice nie są zadowoleni z dzisiejszych realiów, tęsknią za „złotymi czasami”. Sam wiesz, wtedy rajdówkę słyszało się z… kilometra. Emocje narastały, czekało się na te kilka sekund – kiedy ujrzysz płomień z wydechu, poczujesz ten huk na własnej na skórze. A gdy maszyna już Cię minęła, przez dobre pół minuty mogłeś delektować się echem strzałów z wydechu podczas redukcji. Tamte wozy pluły jadem, wyły, ryczały… W takim motorsporcie zakochałem się też i ja, to zdecydowanie mój „styl” rajdowania. Dziś mamy już co prawda znacznie potężniejsze, szybsze pojazdy. Prawdziwe „skalpele”, urządzenia do wygrywania. Ale to nie to. Wystarczy porównać tamte potwory z dzisiejszą maszynerią kategorii Rally4. Silnik 1.0 turbo i wygląd cywilnego, miejskiego hatchbacka nie rozbudza zmysłów. Trudno wytłumaczyć taki projekt przed sponsorem, a auta nie bronią się w ujęciu marketingowym.

W motorsporcie kluczowe są emocje. A tych dzisiaj brakuje. Dlatego cieszę się, że w klasie NAT3 jeździ także Jacek Sobczak. Mam nadzieję, że niebawem moje E87 z silnikiem od M3 zrobi podobny pogrom. Już teraz dostaję mnóstwo sygnałów od kibiców, którym brzmienie mojego auta przypominało stare czasy. Chcę się im odwdzięczyć, dać coś, co sam kocham. A jeśli przy tym uda się rozbudzić pasję u choć jednego dzieciaka, to wszyscy wygraliśmy!

Grodzki
fot. Gabapix

Gdzie leży granica?

RR: Skąd bierzesz siłę na to, żeby dalej trzymać się tego projektu? Szczerze, wóz sprawiał Ci kłopoty w dosłownie każdym, tegorocznym starcie… Potrafisz zatem złożyć deklarację, że będziesz wierny tej konstrukcji w sezonie 2024? Czy jest w ogóle granica, po przekroczeniu której stwierdzisz, że masz już po prostu dość?

PG: Ciężko powiedzieć… Przeżyłem z tym samochodem tak wiele, że ciężko jest wyobrazić sobie coś takiego, co zmusi mnie do zmiany kierunku. Pewnie odejdę od tego projektu, jeśli odpukać, stanie się coś poważnego, auto spłonie. Ustalmy sobie jedną kwestię. Ja nigdy nie będę mistrzem świata, nie mam też szans na koronę Starego Kontynentu. Nie ten budżet i nie te umiejętności. Ale moim marzeniem jest mistrzostwo Polski w którejś z klas. I właśnie o to chce powalczyć w przyszłym sezonie. Jak wspomniałem, uczymy się serwisowania tego wozu, potrzebujemy jeszcze kilku startów, by wszystko odpowiednio dopracować. Ale kiedy w końcu dojdziemy do finiszu, będzie to niesamowicie słodkie uczucie. Więc warto harować.

Oczywiście, wizja przesiadki do profesjonalnej rajdówki zawsze kusi. To zrozumiałe. Ale jeśli mam walczyć w „ośce”, to wolę BMW. Koronny argument to finanse. E87 nie jest najtańsze w obsłudze, ale w porównaniu do aut Rally4, jeżdżę prawie za darmo. Kiedy tutaj otrę się o drzewo, to kupię nowy zderzak na Allegro. Drobne uderzenie w balot w aucie Rally4 może wygenerować koszty kilkudziesięciu tysięcy złotych. Wiem co mówię, bo mam to za sobą…

Takie ryzyko i wizja takiej faktury jest dla mnie irracjonalna. Dlatego wiedząc, że nie mam budżetu i doświadczenia, czy rozsądne jest podejmowanie ryzyka, które może przekreślić moją karierę i wpłynąć na życie prywatne? Trzeba doceniać to, co już się posiada. Ja mam piekielnie mocne BMW. Dopracujemy je i… może powalczymy o koronę klasy 2WD 2024?

Grodzki
fot. Gabapix

Serwis jest tu kluczem

RR: Wspomniałeś o „nauce serwisowania”. Czy możesz rozwinąć ten aspekt? Jaki jest złoty środek na to, aby maszyna stała się bezawaryjna, przestała płatać figle?

PG: Największym problemem są części fabryczne. Wprost – nie są one przystosowane do motorsportu, nie wytrzymują takich obciążeń. Poddają się nawet zupełnie nowe elementy. Niestety, jakość dzisiejszych podzespołów jest po prostu żenująco słaba… Zaczęliśmy więc prześwietlać cały samochód i „poprawiać fabrykę”. Dla przykładu, na „Elmocie” zepsuł się czujnik przepustnicy – konkretnie silnik, który nią steruje. Drobnostka. Ale zatrzymała nas sześć kilometrów przed metą. Dlatego przeprojektowaliśmy przepustnicę, budując system oparty o linkę. Na papierze praktycznie niezniszczalny. Tak uczymy się na swoich błędach i po każdym starcie wprowadzamy nowy element. W BMW pojawiły się customowe łączniki wału, półosie, dyferencjał, poduszki silnika oraz skrzyni. Najważniejsze jest to, że starania przynoszą efekt, zmiany działają. Choć okupujemy to nerwami. Sezon 2023 będzie zatem swego rodzaju poligonem doświadczalnym. W 2024 chcę walczyć o coś więcej, niż… metę.

Grodzki
fot. Gabapix

Pocztówka z Makowa

RR: Za nami Valvoline Rajd Małopolski. Przed rokiem byłeś najszybszy w klasie, ale nie czułeś zadowolenia z triumfu. W tym sezonie zgarniasz komplet punktów (Artur Sękowski nie był zgłoszony do punktowania w RSMP), jednak towarzyszą Ci podobne emocje, prawda? Delikatnie rzecz ujmując, to nie był Twój weekend.

PG: Nawet nie wiem od czego zacząć… Ten start wzbudził we mnie mnóstwo kosmicznych emocji. Niestety, większość z nich była negatywna. Rajd w ogóle się nie układał, nic się nie kleiło. Mieliśmy spore problemy, również wewnątrz rajdówki. Kiedy już po inauguracyjnym odcinku wiesz że będzie źle, to pozostaje Ci tylko dotrzeć do mety. Naturalnie mówi się, że przejechane kilometry są kluczowe. Jednak trzeba wspomnieć, iż muszą być to kilometry pokonane czystym, sportowym tempem. Tempem, które może Cię rozwinąć. A my tylko się „przewieźliśmy”, przy okazji kilka razy wypadając poza drogę. Na szczęście, bez większych efektów ubocznych. Cóż, Valvoline Rajd Małopolski to dla mnie impreza do zapomnienia… Owszem, zgarniamy komplet punktów w NAT3. Dojechaliśmy lata świetlne za Arturem, ale ze względu na jego zgłoszenie, mamy pełną pulę. Ale czy to cieszy? Ani trochę, naprawdę.

A co do samej imprezy, to był przepiękny rajd. Potwornie trudny, wymagający zarówno dla kierowców, pilotów, jak i mechaników. Potrzebna była ogromna koncentracja… Chylę czoła przed całą ekipą Gabriela Borowego. To była kwintesencja tego sportu i chciałbym, aby już wszystkie rundy trzymały podobny poziom, zwłaszcza od strony organizacyjnej. Małopolski pokazał nam różnicę pomiędzy odcinkami znanymi na pamięć, a czymś całkowicie nowym i nieznanym dla większości stawki. Mam nadzieję, iż powrócimy do Makowa w sezonie 2024.

fot. Gabapix

Tam wszystko się zaczęło

RR: Przed Tobą sierpniowy Rajd Rzeszowski, na którym przed rokiem postawiłeś swoje pierwsze kroki w RSMP. W tym sezonie pojawisz się na linii startu w mocno zmodyfikowanej maszynie, zapraszając na prawy fotel… nowego pilota. Będzie to wyłącznie start treningowy, czy zamierzasz podjąć ryzyko i włączyć się do walki?

PG: Chcę ukończyć ten rajd w dobrym stylu – to mój plan minimum. Wykluczam drogę na skróty, odpuszczanie. Z drugiej strony, nie „podpalam się” i nie zamierzam popełnić błędu przez zwiększoną moc czy chęć udowodnienia sobie, iż muszę być szybszy. Do wszystkiego podchodzę na chłodno. W pełni akceptuję, że może znów przyjdzie mi zapłacić „frycowe”.

Co najważniejsze, na moim prawym fotelu zasiądzie nowy pilot, do współpracy zaprosiłem Jacka Spentanego. Mimo posiadanej licencji wciąż czuję się półamatorem. Doszedłem więc do wniosku, iż potrzebuję doświadczonego „umysłowego” – kogoś, kto sporo już przeżył i otarł się o poważne wypadki. Przekonałem się, że dwóch amatorów to o jednego za dużo. Wciąż się uczę, rozwijam, chłonę wiedzę. Lecz to jest ten moment, kiedy trzeba wejść na wyższy poziom. Oczywiście, świetnie dogadywałem się z Mateuszem Adamskim. Możemy uznać, że zaczynaliśmy od zera, wspólnie budowaliśmy rajdowy monolit. Lecz obowiązki służbowe wykluczają Mateusza z dalszej gry. W międzyczasie zaliczyłem dwa starty z Olą, ale myśl o współpracy z profesjonalistą wzięła górę. I odważyłem się zadzwonić do Jacka.

Zawsze bardzo go szanowałem. Lubiłem jego sposób dyktowania. Jacek ma doświadczenie w topowych maszynach i najwiekszych imprezach. Spodobał mu się mój pomysł i oficjalnie rozpoczęliśmy współpracę. Spotkaliśmy się, żeby raz jeszcze opisać Rajd Małopolski – jako okazję do poznania się i potrenowania. A niebawem pojedziemy „na ostro”, w Rzeszowie. Ten facet swoim autorytetem, wiedzą oraz wiekiem wzbudza nie lada szacunek i respekt. Plan na Rzeszowski? Szybko i bezpiecznie aż do mety. Ale nie odpuszczę, nie cierpię tego.

Grodzki
fot. Gabapix

Grodzki powalczy o medale

RR: Spoglądając na „generalkę” klasy NAT3 wszystko jest jeszcze możliwe. Jacek Michalski ma 70 „oczek”, Jacek Sobczak 35, zaś Patryk Grodzki 30. Jesteś więc w grze o tytuły. Jaki kolor musi mieć Twój medal, abyś czuł zadowolenie z sezonu?

PG: Muszę przyznać, że mam naprawdę komfortową sytuację. Oczywiście, chcę wygrywać. Dla kibiców, dla moich sponsorów, partnerów. Dla siebie. Ale niczego nie muszę, nie czuję nad sobą bata, nikt niczego ode mnie nie wymaga i nie rozlicza mnie. Wykonujemy w tym roku naprawdę świetną pracę, mocno się rozwijamy, idziemy w dobrym kierunku. Dlatego naturalne jest to, że myślę o złotym medalu. Lecz szczerze… Nie patrzę w kierunku tabeli NAT3. Mam nadzieję, że nie zabrzmi to zbyt arogancko, lecz ta grupa to swego rodzaju… paraolimpiada, nieporozumienie. Rywalizuje w niej trzech zawodników, w trzech zupełnie innych maszynach. Nie mam najmniejszych szans z Jackiem Sobczakiem, zaś moje BMW deklasuje Fiata Jacka Michalskiego. Smutna jest też frekwencja, nie ma tu realnej walki… Wyobraź sobie co stałoby się, gdyby Jacek Sobczak przesiadł się do R5. Na kilku rajdach jeździłbym sam ze sobą. Choć przy ostatnich awariach, byłby to dość ciekawy pojedynek!

Oczywiście, pojawi się uśmiech, gdy odbiorę jakiś medal. Ale nie będę się tym przesadnie chwalić, robić profesjonalnych sesji zdjęciowych. Nie zobaczycie też kampanii reklamowej na Facebooku z informacją, iż zostałem wicemistrzem lub drugim wicemistrzem. Dla mnie to asportowe – czułbym wstyd. Pochwalę się, kiedy w danej klasie będzie choć dwadzieścia załóg, a walka będzie zacięta. Chcę, by to wybrzmiało. Nie patrzę na NAT3, moim celem i marzeniem jest 2WD. I kiedy tam coś zdobędę, będę cieszył się jak szalony. Czołówka w Rally4 ma ogromne budżety, może testować i nie przejmować się małymi uszkodzeniami. Niestety, nie mam takiego komfortu. Więc pokonanie ich w „starym” BMW? To byłoby coś!

Patryk Grodzki – łowca autografów

RR: W ostatnich dniach pochwaliłeś się nową, świetną inicjatywą. Chcesz zbierać podpisy kibiców na dachu swojego BMW, pierwsze autografy zostały już złożone. Czy jest ktoś, na kim szczególnie Ci zależy? Na czyj autograf chciałbyś zapolować?

PG: Odpowiedź jest prosta. Robert Kubica – najlepszy polski kierowca wyścigowy, mój idol. Więc jeśli ktoś ma kontakt z Robertem, to będę Wam bardzo wdzięczny za drobną pomoc!

Do zobaczenia w Rzeszowie!

Zachęcamy do zaobserwowania mediów społecznościowych Patryka Grodzkiego, w których Podlasianin regularnie relacjonuje swoje starty i motorsportowe przygody. Jeśli chcielibyście lepiej poznać tego sympatycznego kierowcę, odsyłamy do naszego obszernego wywiadu, w którym pytamy Patryka o genezę jego pasji i pierwsze kroki za kierownicą rajdowego E87. Po więcej rajdowych emocji oraz wiadomości z oesów RSMP zapraszamy na rallyandrace.pl.

W Rally and Race cenimy sobie zdanie naszych czytelników. Zachęcamy Was do wyrażania własnych opinii i dyskusji w mediach społecznościowych. Jesteśmy też otwarci na wymianę argumentów. Wspólnie budujmy i wspierajmy społeczność kibiców oraz polski motorsport!