Robert Herba: „Gdy tylko wyzdrowieję, to wrócę na rajdy” [wywiad]

fot. Robert Herba - profil Facebook

Dla najmłodszych fanów nazwisko „Herba” może być nieco enigmatyczne. Jednak dla tych, którzy podziwiali RSMP w latach dziewięćdziesiątych, Robert Herba jest prawdziwą legendą. Z dużym smutkiem przyjęliśmy informacje o problemach ze zdrowiem i kolejnym pobycie w szpitalu… „Herbol” powoli wraca do formy, lecz potrzebuje naszej pomocy. Przy okazji, zapewnia, że wróci do oglądania rajdów!

Zdobycie tytułu mistrza Polski, niezależnie od dyscypliny sportu, jest nie lada wyczynem. Robertowi Herbie owa sztuka udała się aż… czterokrotnie! Mistrzowską koronę grupy „N” wkładał w roku 1992, 1993, 1995 oraz 1999. Herba przez całą swoją karierę ścigał się za kierownicą najciekawszych, kultowych wręcz samochodów. Zadebiutował w 1986 roku na poczciwym Fiacie 126p. Odcinki specjalne pokonywał za sterami Fiata 125, Łady Samary, czy Opla Kadetta, w którym święcił swoje pierwsze sukcesy. Pierwsze dwa tytuły w „ence” wywalczył w Nissanie Sunny GTiR, w zespole wspieranym przez markę Tedex. Osiągnięcia pozwoliły mu na przesiadkę do Mitsubishi Lancera. Rajdówki, z którą jest kojarzony. Rok 1995 to kolejna wiktoria, po której na niecałe dwa lata wsiadł do Toyoty Celica. Właśnie w maszynie japońskiej konstrukcji zaliczył niezwykle poważny wypadek na Rajdzie Elmot i dachowanie na finałowym odcinku. Do sił wrócił dopiero po kilku miesiącach rehabilitacji.

W międzyczasie Herba próbował też swoich sił w branży filmowej. W 1995 roku pracował jako kaskader przy produkcji „Młodych Wilków”. Epizodycznie występował także w serialu „Ekstradycja”, grając ochroniarza. Najbardziej motorsportową kartą w owej historii jest genialny film „Prawo Ojca”, z Markiem Kondratem w roli głównej. Pamiętacie samochód, którym poruszał się tytułowy ojciec, Michał Kord? Białego Lancera EVO V, który w nocnym pościgu pędził za czarnym Mercedesem? Dokładnie tak, za obecność maszyny na planie oraz konsultacje z producentami filmu odpowiadał właśnie bohater dzisiejszego artykułu.

Herba
fot. Jacek Mazur

Herba = Warka Strong

Herba regularnie powiększał gablotę z trofeami. Kolejne momenty chwały przeżył w 1999 roku. Wtedy to zdobył swój czwarty oraz ostatni tytuł grupy „N”, w barwach teamu Warka Strong. Później przesiadł się do Seata Cordoby WRC, udało mu się zakończyć sezon 2000 na trzecim miejscu w „generalce” RSMP. Warto jednak nadmienić, że samochód był wtedy dopiero w fazie testów. W kolejnych latach jego kariera gasła. Współpraca z marką Warka zakończyła się w bardzo kiepskiej atmosferze. W późniejszych startach i przede wszystkim,  zbiórce budżetu, pomagali mu kibice. Kampania 2001 to istne pasmo niepowodzeń, awarii. Ostatecznie w sezonie 2002 Robert Herba tak naprawdę zakończył profesjonalną karierę… Ale nawet dziś, po blisko dwóch dekadach, takie rajdowe CV robi wrażenie, nieprawdaż?

O tym co działo się później wiemy stosunkowo niewiele. To pewne lata ciszy. Czterokrotny czempion „enki” próbował szukać budżetu, sponsorów. Interesowały go tylko topowe auta, wyłącznie najważniejsze starty i batalia o kolejne tytuły. Niestety, koniec ery sponsorów z branży tytoniowej i alkoholowej zebrał swoje żniwo. Wiemy, że na początku zajmował się szkoleniem kierowców, w internecie można znaleźć informacje o współpracy z Sebastianem Fryczem oraz Tomkiem Czopikiem. Według zapisów z witryny Goldenline, piastował później stanowisko dyrektora do spraw sprzedaży strategicznej oraz rozwoju sieci w firmie Aixam Polska (francuski producent małych samochodów, dopuszczonych już dla kategorii „B1”).

fot. Henryk Wiśniak – profil Facebook

Akt troski o idola

Ciszę przerwała wiadomość z 2019 roku. Robert Herba miał poważny wypadek, walczył o życie. Przez długi czas znajdował się w stanie śpiączki farmakologicznej… Niestety, wręcz identyczne informacje pojawiły się też stosunkowo niedawno. O kolejnym dramacie Herby informował wtedy Andrzej Jaroszewicz. „Herbol” znajdował się w szpitalu, z którego miał trafić do hospicjum. Jaroszewicz informował o założeniu fundacji, prosił o jasne deklaracje wsparcia. Kilka tygodni temu moją uwagę przykuła aktywność Pana Marka Tomali na czołowych grupach rajdowych w mediach społecznościowych. Tomala informował o stanie zdrowia Roberta oraz jego potrzebach. Założył zbiórkę w serwisie Pomagam.pl, osobiście odwiedził też Herbę na Śląsku. To właśnie jego działalność, zwykłego kibica, który nadal pamięta styl jazdy oraz osiągnięcia Herby, stała się impulsem do powstania tego artykułu. Zacząłem działać, odzywając się do osób ze środowiska, szukając informacji i kontaktów.

Naturalnie, jedną z pierwszych rozmów była długa dyskusja z Panem Tomalą. Chciałbym, aby wybrzmiało to bardzo mocno. Intencje Marka Tomali są szczere oraz bezinteresowne. Pojawiły się komentarze, że zbiórka jest próbą oszustwa i nie wszystkie środki trafiły do byłego kierowcy rajdowego. Dementuję owe plotki, na potwierdzenie otrzymałem komplet rachunków bankowych oraz wyciągów z samego serwisu Pomagam.pl. Tomala odwiedził Roberta Herbę jeszcze w Katowicach. Robert szukał wsparcia, był bez środków do życia, potrzebował natychmiastowej pomocy. Obiecałem, że zajmę się sprawą.

W międzyczasie skontaktowałem się z też Panem Jackiem Rathe, pilotem Herby. Niestety, nie posiadał on żadnych informacji na temat stanu zdrowia i sytuacji Roberta. Wiadomości wysyłałem też między innymi do Automobilklubu Polski, Pana Andrzeja Jaroszewicza, Pana Wojtka Majewskiego – bez żadnej odpowiedzi. Kilka tropów otrzymałem od załogi podcastu „6P do 7L”, za które serdecznie dziękuję. W końcu, zdobyłem numer do Roberta Herby. I po krótkiej rozmowie udało mi się umówić na telefoniczny wywiad z samym zainteresowanym.

Herba
fot. Robert Herba – profil Facebook

Smutny głos w słuchawce

JS: Robercie, przede wszystkim, co u Ciebie słychać? W sieci pojawiły się jedynie krótkie komunikaty odnośnie problemów ze zdrowiem, trudnej sytuacji życiowej.

RH: W tej chwili powoli wracam do normalności. Do zdrowia. Lecz jeszcze niedawno, gdy moje problemy ze zdrowiem się nasiliły, to nie pamiętałem nawet swojego nazwiska. To była pustka. Nie wiedziałem czym zajmowałem się w życiu. I dopiero teraz rozumiem, że byłem rajdowcem, że byłem nawet mistrzem. Za mną naprawdę trudne czasy. Ostatnie cztery miesiące były bardzo ciężkie. Lekarze byli przekonani, że umieram, że nie przeżyję. Dawali mi dwa, góra trzy tygodnie. Jednak okazało się, i to dosłownie jakimś cudem, że jestem. Lekarze rozcinali mi głowę, ucinali, otwierali, usuwali zęby. Teraz przypominam sobie o kolejnych sprawach. Dużo oglądam, zwłaszcza Facebooka. Dostaję wiadomości od wielu ludzi, co jest miłe. Zwłaszcza dla dorosłego, 61 letniego człowieka takiego jak… ja.

Herba
fot. Infinitum Classic Cars – oficjalny profil Facebook

Następstwa wypadku

JS: Parę miesięcy temu pojawiła się wzmianka o Twoich problemach ze zdrowiem, kolejnej wizycie w szpitalu. Wiadomości były jednak dosyć lakoniczne, brakowało istotnych szczegółów. Co wtedy się stało? Czy był to efekt wypadku, czy choroby?

RH: Oj, po chorobie nie dzieją się takie rzeczy. To nie była choroba, po prostu, umierałem. Jakiś czas temu miałem wypadek, spadłem z dużej wysokości. Od razu to wyjaśnię, było to zupełnie na trzeźwo, nie po żadnym piwie czy wódce. Niefart. Spadłem z blisko 4 metrów, w powietrzu obróciłem się, uderzyłem głową. I miałem na głowie taki „spadek”. Lekarze próbowali mnie ratować. Tak jak mówiłem, otwierali mi głowę. Samego wypadku, czy tych szczegółów nie pamiętałem, nie wiedziałem co się stało. O tym wszystkim opowiadali mi dopiero lekarze. W ostatnim czasie skutki tego zdarzenia, problemy ze zdrowiem zaczęły się nasilać. Znowu wylądowałem w szpitalu, w ciężkim stanie. Teraz, gdy już mniej więcej wróciła mi pamięć, gdy trochę stanąłem na nogi, wróciłem do Warszawy. Nie mam długów, ale jestem bez pieniędzy. Po tej sytuacji okazało się, że nie mam środków. Jest mi ciężko. 

Jednak staram się, rozmawiałem już ze starymi przyjaciółmi. To było niesamowite, kiedy wiedziałem kto to jest, ale nie pamiętałem imienia czy nazwiska. Chcę stanąć na nogi, po powrocie do zdrowia zacząć pracę, zacząć żyć. Ale teraz zmuszony jestem mieszkać w… Bobrowcu. (Schronisko dla Osób Bezdomnych z Usługami Opiekuńczymi pod Warszawą).

Herba
fot. Petr Fitz (ewrc-results.com)

Powrót do codzienności

JS: Po 2002 roku niejako wycofałeś się ze świata rajdów, zakończyłeś karierę. Co działo się u Ciebie przez ostatnie lata? Było o Tobie dość cicho, gdzie pracowałeś?

RH: Umarli moi rodzice. Najpierw moja mama, chwilę potem mój ojciec. Pożegnałem tak naprawdę całą moją rodzinę. W 2003 roku rozstałem się też z moją partnerką. To było dla mnie ciężkie. Później czasami pojawiałem się na rajdach, bodajże w 2003 roku pojechałem nawet dwie imprezy. Na pewno też wystartowałem jeszcze w Rajdzie Polski. Takie rzeczy z dnia na dzień wracają do mnie, przypominam sobie. Między innymi dzięki rozmowom, jak nasza. Później robiłem reklamy, to funkcjonowało jeszcze przez ładnych parę lat. Wiem, że miałem też firmę, ale dziś nie pamiętam czym dokładnie się zajmowaliśmy. Na pewno było to poza Warszawą. Później zmarł mój wspólnik, wszystko się rozjechało. Teraz nie wiem co stało się z tym wszystkim… W ostatnich latach miałem wiele trudnych sytuacji w życiu…

JS: Nagłaśnialiśmy sprawę Twoich problemów, pobytu w szpitalu. Swoją pomoc zaoferował Andrzej Jaroszewicz, miała powstać odpowiednia fundacja. Niestety, nadal nie wiemy jak zakończyła się ta sprawa? Czy podjęto odpowiednie kroki?

RH: Tak, rozmawialiśmy o tym. Nawet spotkaliśmy się w tej sprawie, Andrzej mieszka w końcu w Warszawie. Andrzej ogłosił, że chce pomóc, że chce zadziałać z innymi ludźmi, poszukać pomocy dla mnie, także finansowej. Ale niestety, do niczego nie doszło. Wiesz, Andrzej ma sam poważne problemy ze zdrowiem, leżał w szpitalu. Sam musiał się leczyć.

Robert Herba
fot. Robert Herba – profil Facebook

Powrót do starej pasji?

JS: Czy teraz, gdy znów przypominasz sobie o swojej karierze, wciąż tęsknisz za rajdami? Starasz się wracać myślami do tych czasów, czy to rozdział zamknięty?

RH: Powiem Ci tak. Bardzo tęsknię, myślę o tym. Ale wiesz, gdy te dwa/trzy lata temu nie miałem takich problemów ze zdrowiem, to bywałem na niektórych imprezach. Ale… teraz niewiele się tam dzieje. Oesy są krótkie, parę razy przejeżdża się to samo. Dla takich jak ja, ludzi z dawnych czasów, to dosyć przykre. Szkoda. I nie ma takich tłumów jak kiedyś.

Smutne jest to, że w dzisiejszych czasach zdecydowana większość zawodników zmuszona jest do jazdy za własne pieniądze. Że tak ciężko o sponsorów, o reklamy. To zmieniało się chyba wtedy, gdy ja kończyłem swoje starty, moją karierę. I zrobiło się tak pusto, szaro. Ale wiem, że gdy tylko wrócę do zdrowia, gdy się odbuduję, to wrócę na rajdy. Pooglądać. 

JS: Wiem, że potrzebujesz pomocy i przyda Ci się wsparcie „na start”. Czy poza tym jesteś też otwarty na kontakt, rozmowę z fanami? Nie przeszkadza Ci spora ilość wiadomości od fanów, starych kibiców, którzy pamiętają Twoje występy?

RH: Absolutnie nie przeszkadza! Wręcz… odwrotnie. To dla mnie bardzo, bardzo budujące. I przyjemne, nie będę ukrywał, mówię wprost. Miło mi posłuchać, porozmawiać z kimś, kto jest fanem. Zwłaszcza, gdy pamięta stare czasy, pamięta czasy moich, rajdowych startów.

Herba
fot. Infinitum Classic Cars – oficjalny profil Facebook

Najważniejszy oes w karierze

Bez cienia wątpliwości, Robert Herba ma teraz przed sobą najważniejszy odcinek specjalny w karierze. Prawdziwą, mistrzowską próbę, w której stawką jest zdrowie oraz godne życie. Przygotowując ten materiał dowiedziałem się o kilku problemach z przeszłości. Demonach, które mogły go dręczyć. Nie były to jednak oficjalne informacje, część z nich możemy więc potraktować jako plotki, których weryfikacja jest… niemożliwa. Oczywiste jest to, iż Robert popełniał błędy. Tak, jak każdy z nas. Ale niezależnie od przeszłości, wypadek i problemy ze zdrowiem oddzielają to grubą kreską. Dając mojemu rozmówcy szansę na nowy początek.

Jako redakcja chcemy wspomóc Roberta, pokazać siłę rajdowych sympatyków. Jednak nie zamierzamy ogrzewać się w blasku działań charytatywnych. Uważamy, że w tych kwestiach warto jest działać skromnie, i po cichu. Dlatego więc po konsultacjach z samym Robertem, udostępniamy jego numer konta. Każdy, kto odczuwa chęć pomocy, może przelać drobną kwotę. Obiecuję, że będziemy trzymać rękę na pulsie i informować o jego stanie zdrowia.

Robert Herba:

mBank: 16 1140 2004 0000 3702 7603 9034

Redakcja Rally and Race nie organizuje i nie monitoruje żadnej zbiórki, zaś podany wyżej numer rachunku bankowego jest prywatnym numerem konta należącym do Roberta Herby.

Zgodnie z prośbą naszego rozmówcy, jeśli chcecie porozmawiać, lub dodatkowo wspomóc Roberta, odpowiednie wiadomości można wysłać poprzez Messenger oraz profil Facebook.