Ronde di Andora – trzynaście lat od wypadku Kubicy i Gerbera

Ronde di Andora
fot. Gianni Chiaramonti

Dzień 6 lutego 2011 roku przejdzie do historii jako jeden z najbardziej ponurych momentów polskiego motorsportu. W mediach pojawiły się pierwsze informacje mówiące o poważnym wypadku Roberta Kubicy w 2. Ronde di Andora. Wieczorne serwisy informacyjne pokazywały zdjęcia rozbitej rajdówki i „przebitki” kierowcy zabieranego na pokład śmigłowca ratunkowego… Trzynaście lat temu wydawało się, iż jesteśmy świadkami gorzkiego finału najsłodszej, biało-czerwonej kariery. Robert udowodnił jednak jak bardzo się myliliśmy. Król powrócił po 580 dniach!

„W tym miejscu zawsze rzucało…”. „Nie, Robert… Boże, czy coś mu się stało?”. Te słowa, wypowiedziane przez świadków wydarzeń z 6 lutego 2011 roku, wciąż wywołują ciarki na plecach. Tamtego dnia Polska wstrzymała oddech, czekając na wieści ze szpitala w Pietra Ligure. Główne serwisy informacyjne nagle porzuciły świat polityki i globalnych wydarzeń, informując o poważnym wypadku Roberta Kubicy i Jakuba Gerbera na pierwszym odcinku Ronde Di Andora. Dziś mija dokładnie trzynasta rocznica tamtego smutnego wydarzenia. I choć wtedy wydawało się, iż realizuje się jeden z najczarniejszych możliwych scenariuszy, Robert postanowił wprowadzić pewne poprawki. Zmienił horror w… prawdziwy happy end!

Ronde di Andorra, 6.02.2011…

Na początku sezonu 2011 Kubica miał już wyrobioną markę i pewną pozycję w świecie F1. Na koncie miał też jedno zwycięstwo (Grand Prix Kanady 2008), a do tego dwanaście razy stawał na podium. Choć królowa motorsportu pozostawała życiowym priorytetem, Robert coraz częściej i coraz śmielej spoglądał w stronę jazdy na opis. Po pierwsze, wspominał o tym wielokrotnie, że rajdy są jego pasją. Po drugie, traktował je jako trening, który miał rozwinąć jego umiejętności. Początki na oesach nie były usłane różami, Polak dojechał do mety zaledwie jednego z pięciu oficjalnych występów w „debiutanckiej” kampanii 2009…

Zobacz też: PZM: „Uspokajamy, mamy rozwiązanie na „nowe” SKJS”

Krakowianin złapał jednak „bakcyla”. Zwiększył liczbę startów, pojawiając się głównie na włoskich asfaltach. Ba, dzielił rajdowanie ze startami w F1! W 2010 roku zadebiutował też na arenie Mistrzostw Europy oraz Mistrzostw Włoch, gdzie odnosił swoje pierwsze sukcesy. Apetyt rósł w miarę jedzenia. Zawodnik Renault szukał wyzwań, stale podnosił poprzeczkę.

Duet Kubica/Gerber miał pojawić się na oesach… Rajdu Monte-Carlo. Pomysł spalił jednak na panewce, bo biało-czerwonej załodze nie udało się wypożyczyć odpowiedniej maszyny. Alternatywą był „trening” w drugiej edycji Ronde di Andora. Co ciekawe, po sesji testowej Formuły 1 w Walencji Kubica chciał wycofać się z imprezy, lecz ostatecznie jego nazwisko pojawiło się na liście startowej. 2. Ronde di Andora wystartowało dokładnie 6 lutego 2011.

Walka o życie

Dziś feralny wypadek Kubicy i Gerbera nie ma już przed nami żadnych tajemnic. Jednak w 2011 roku doniesienia z Italii wywołały szok. Przez długi czas nie wiedzieliśmy co naprawdę wydarzyło się na jednym z zakrętów odcinka specjalnego „Val Merula”. Polska, i to nie tylko ta „motorsportowa”, zamarła w oczekiwaniu na kolejne, potwierdzone informacje prasowe.

Dziś wiemy iż Robert i Jakub stracili panowanie nad rajdówką na piątym kilometrze. Skoda Fabia S2000 wbiła się w przydrożną barierę, ta przedostała się do kabiny, raniąc kierowcę. Gerber opuścił pojazd praktycznie bez szwanku, zabezpieczył miejsce kraksy, natychmiast wezwał pomoc medyczną. Niestety, metalowe elementy przygniotły Kubicę, godząc w jego ramię, nogę i rękę. Najprawdopodobniej wyrwana obręcz kierownicy uderzyła go w twarz.

Po rozcięciu wraku, śmigłowiec przetransportował naszego rodaka do szpitala w miasteczku Pietra Ligure. Stan Kubicy był krytyczny – pacjent stracił aż pięć litrów krwi, niezbędna była transfuzja. Robertem zajął się ceniony specjalista, profesor Mario Igor Rossello. Dzięki jego fachowej pomocy udało się zatamować krwotok i ustabilizować funkcje życiowe. Pierwsza z czterech operacji trwała przeszło siedem godzin. Na szczęście, przedstawiciele kliniki mogli wygłosić radosny komunikat – Kubica przeżył, jego życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo.

Rossello stał także za kolejnymi zabiegami, to on dokonał prawdziwego, medycznego cudu. Za jego sprawą udało się zrekonstruować nerwy, mięśnie i złożyć roztrzaskane w pył kości.

Powrót króla

580 dni… Tyle trwał rozbrat Kubicy ze sportami motorowymi. Polak powrócił do sportu 8 września 2012 roku, startując w 3. Ronde Gomitolo di Lana. Ba, Krakowianin pilotowany przez Giuliano Manfrediego… wygrał tę imprezę, pokonując miejscowych rywali o przeszło minutę. Późniejszy zawodnik Williamsa oraz Alfa Romeo nie zamierzał zaliczać spokojnego,  „rozsądnego” powrotu. Na lini startu tej imprezy pojawił się za kierownicą Imprezy S12B, samochodu w specyfikacji WRC z sezonu 2007. Co stało się później, doskonale pamiętamy. Kubica został… mistrzem świata WRC2 (sezon 2013, z Maciejem Baranem). A po kolejnych czterech latach wrócił do bolidu F1, testując maszynę Renault. Zaledwie rok później został etatowym kierowcą stajni Williamsa, by po chwili związać się z ekipą Saubera i Alfa Romeo.

Dziś wiemy (co potwierdził sam Robert), że w tamtym okresie na stole leżał już praktycznie gotowy kontrakt z Ferrari, zaś Robert miał zostać zespołowym partnerem Fernando Alonso. Fakt ten był szeroko komentowany w sieci, a na podopiecznego Renault spadła wtedy fala krytyki. Podnoszono głównie argumenty „braku rozwagi” oraz „odpowiedzialności”… Wiele osób nie mogło także zrozumieć, że człowiek startujący w najważniejszej serii wyścigowej ryzykuje życie i zdrowie dla „lokalnych startów”. Dziś ta dyskusja nie ma większego sensu. Idealnym podsumowaniem będzie natomiast przytoczenie słów… samego Roberta Kubicy:

Nie byłem zadowolony z tego, że byłem… dobry. Chciałem być lepszy, ja chciałem więcej. Myślałem, że rajdy to dadzą. Dały. Problem w tym, iż zapłaciłem za to zbyt wysoką cenę”.

Klasyfikację generalną feralnego Ronde di Andora znajdziecie na stronie ewrc-results.com. Po więcej informacji o aktualnych startach Roberta Kubicy zapraszamy na rallyandrace.pl.

W Rally and Race cenimy sobie zdanie naszych czytelników. Zachęcamy Was do wyrażania własnych opinii i dyskusji w mediach społecznościowych. Jesteśmy też otwarci na wymianę argumentów. Wspólnie budujmy i wspierajmy społeczność kibiców oraz polski motorsport!